Kiermasy na Warmji/Ludność warmijska

<<< Dane tekstu >>>
Autor Walenty Barczewski
Tytuł Kiermasy na Warmji
Data wyd. 1923
Druk Czcionkami drukarni „Gazety Olsztyńskiej“
Miejsce wyd. Olsztyn
Źródło skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
IV.
Ludność warmijska.

Ludność warmijska jest głęboko religijna, pracowita, spokojna i nadzwyczaj konserwatywna. Temu konserwatyzmowi mają niemieccy współobywatele nasi do zawdzięczenia przewagę we wszystkich zawodach; lecz temu samemu konserwatyzmowi zawdzięczamy, że lud pozostał polskim, że się oparł wszystkim germanizatorskim zapędom i że na długo jeszcze takim pozostanie.
Prawy Warmjak nie wstydzi się swego djalektu, lecz jędrnie i żwawo nim się wyraża. Ale gdy usłyszy poprawnie mówiącego Polaka współziomka, mniej mówi; — woli się przysłuchiwać dźwiękom poprawnej mowy, przyczem widać po nim niekłamaną radość i ukontentowanie. Zachęcony lepszą wymową, próbuje często „z wysoka“ mówić, co mu się przecież nie bardzo udaje, bo wtenczas więcej jeszcze błędów robi i swą naturalność traci, z którą mu tak bardzo do twarzy. I tak mówi: obrawił, wimno (zimno).
Książki lub czasopisma lud warmijski chętnie czyta, ale najwięcej tylko żywoty świętych, legendy itp. treści religijnej. Żywoty Świętych, Piotra Skargi, wielu posiada na własność gospodarzy i „ogrodników“; czytają je dla siebie i w rodzinie, w żywym różańcu i przy innych zgromadzeniach. Tak samo wiele tu znają pieśni nabożnych, które śpiewają w domu i na polu, w kościele i kompanjach, idąc „z ofiarą“ (z łosierą) do swych kościołów i krzyżów lub pielgrzymując do miejsc cudownych. Przy takich śpiewach jeden „przepowiaduje“ (przepozieduje), a wszyscy za nim wtórują. Niejednych pieśni w żadnej, jak mówią, nie ma drukowanej książce, dla tego przepowiadacze (promotorzy) mają swoje pięknie i wyraźnie pisane kantyczki, z których w danym razie z właściwą sobie powagą „przepoziedują“. Honorowy urząd ten często zostaje w rodzinie i przechodzi z ojca na syna i wnuka.
Piękną książkę do nabożeństwa każdy musi mieć w kościele, bo „bez książki nie mógłby się umodlić“. Kto się w szkole nie wyuczy po polsku czytać, to później widząc do tego potrzebę, nauczy się „na książce do nabożeństwa“ w domu.
Do śpiewu używają kantyczek i zbiorów starych i nowych, drukowanych i pisanych.
Z kalendarzy największym się dawniej cieszył popytem dowcipny: „Sierp Polaczka“ obecnie w większej są cenie kalendarz Maryański, kalendarz „Pielgrzyma“, „Skarb“ itp. W ogóle nie równie więcej rozchodziłoby się u nas książek, gdyby miasta nasze miały polskie, albo przynajmniej życzliwsze nam księgarnie.
Z gazet coraz więcej zapisują sobie Warmjacy na pocztach i wprost w redakcji. Najpoczytniejsze z nich są: „Gazeta Olsztyńska“, „Pielgrzym z Krzyżem“, „Przyjaciel Ludu“, „Przyjaciel“ i „Katolik“; mniej czytane: „Orędownik“, „Wielkopolanin“, „Warta“, „Gwiazda“, „Monika“, „Gazeta Świąteczna“, „Kurjer Poznański“, „Goniec Wielkopolski“, „Gazeta Grudziądzka“, „Gazeta Toruńska“ i inne.
Od kilkunastu już lat było szczerem życzeniem wielu polskich Warmjaków, mieć swoją gazetę polską. Lecz różne trudności, przedewszystkiem brak odpowiedniego redaktora Warmjaka, znającego stósunki miejscowe, niepojęta niechęć niemieckich współobywateli naszych przeciwko wszystkiemu co polskie, obawa nareszcie przed zamałą liczbą czytelników, odwlekały wypełnienie życzeń naszych aż do kwietnia roku 1886, odkąd wychodzi w Olsztynie, najgłówniejszem mieście na Warmji, tak wielce atakowane pisemko, 3 razy na tydzień, obecnie co dzień wychodzące, pod nazwą „Gazeta Olsztyńska“. — Przez krótki czas istniały też „Nowiny Warmińskie“ i „Warmiak“ ale z braku abonentów upadły.
Dziwną to jest rzeczą, że gdy nauczyciele i urzędnicy wszelkimi możebnemi i niemożebnemi sposobami lud polski germanizują, bo ich do tego mimowoli wtrąca strach wielkooki — wszyscy jakby na rozkaz wołają, że tu polonizują, — jak gdyby lud polski można polonizować, — a przecież na polskiej Warmji lud nigdy nie był niemieckim. Jest to choroba czasu, która, jak wszystko niezdrowe, długo utrzymać się nie może, a lud warmijski przy swej konserwatywności z pewnością nie zarazi się tą śmiertelną chorobą i przetrwa tę próbę. Lecz, że takiemu postępowaniu nie może sprzyjać Opatrzność, i że karać będzie swego czasu winowajców, o tem tu nie wątpią ludzie starej daty.
Ludzi starszych wiekiem, poważnych obyczajów, mamy na Warmji jeszcze dużo. Zachowało się tu również wiele jeszcze — starych zwyczajów i wyrażeń. Lud, nie dowierzając nowym wynalazkom, wyzyskającym go często, a podawanym mu w niezrozumiałym języku pozostał długo przy starej bronie, sosze i cepach i tylko zwolna w ostatnim czasie przyzwyczaił się do maszyn i różnych nowszych żelaznych narzędzi. Stare wyrazy, jak zawdy, máwa, będzieta, kiele (— koło, przy), łońskiego roku, nie ma mieru i t. d., nie zatarły się jeszcze; na zaręczyny mówimy tu: ględy, na ślub: łoddáw, na chrzciny: bankiet.
Chłopi na wsi nie dawno jeszcze nosili długie, modre, fałdziste suknie, lub krótkie, modre waniki ze stanikami, niewiasty twarde czepki (mycki) z bogato pozłacanemi dnami i szerokiemi jedwabnemi wstęgami (snurkami) lub miękkie, małe czepki, obwinięte jedwabnemi kitajkami różnego koloru; młodsza generacja ubiera się w białe chustki, lub różnorodne kapelusze; w sukniach lubią przeważnie kolor czerwony lub niebieski. — Dobrym znakiem religijnego stanu rzeczy na Warmji jest pomiędzy innemi i to, że wiele panien i chłopców, czując powołanie do życia duchownego, wstępuje do klasztoru.
Nareszcie wypada nam wspomnieć o jednej jeszcze właściwości ludu naszego, wspólnej z całą zapewne Polską. Lud warmijski sprzyja żydom. Woli od żyda kupować, niż od chrześcianina. Z żydem targuje się do zaciętości i musi znacznie taniej dostać, niż zażądano. Po długiem targowaniu kupuje nareszcie, zadowolony, że żyda oszukał, a żyd zaś kontent, że dobrze zarobił, zaprasza więc z właściwą sobie uprzejmością na inny raz. Na 60 tysięcy ludności naszej ledwie przypada 600 żydów, którzy jednak mają główny handel i kapitały w ręku.
Po tych kilku słowach wstępnych, podaję uszczerbek z życia i obyczajów ludu warmijskiego, chcąc przez to nasamprzód zachęcić współziomków moich do gorliwego zajęcia się mową ojczystą bo tylko na podstawie swego ojczystego języka można się skutecznie i łatwo nauczyć innych języków — a dalszych czytelników zapoznać poniekąd z tutejszym bogobojnym i poczciwym ludem, z którym się w ostatnim czasie spotykali częściej — w Gietrzwałdzie. Niezwykła to zaiste i zastanowienia godna rzecz: gdy niepohamowanym zbiegiem różnych okoliczności zaginęły Łąki, powstał Gietrzwałd, nowa perła ziemi polskiej, przyciągająca jak cudowna Częstochowa stroskany lud do siebie. Może blizka już przyszłość wytłómaczy nam to niejasne jeszcze zjawisko, nie wywołane żadną agitacją, żadną ideą narodową, lecz powstające naraz samo z siebie; — niepojęte w rzeczy samej, dobre i błogie w skutkach swoich na wierny lud, skupiający się tu z różnych stron świata, szczególniej zaś z wszystkich części Polski.


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Walenty Barczewski.