Kościół Panny Maryi w Paryżu/Księga siódma/II

<<< Dane tekstu >>>
Autor Victor Hugo
Tytuł Kościół Panny Maryi w Paryżu
Podtytuł (Notre Dame de Paris)
Rozdział Szczurza-jama
Wydawca Księgarnia S. Bukowieckiego
Data wyd. 1900
Druk W. Dunin i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Marceli Skotnicki
Tytuł orygin. Notre Dame de Paris
Źródło Skany na Commons
Inne Cała księga siódma
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
III.
Szczurza-jama.

Teraz czytelnika zaprowadzimy na plac de Gréve, któryśmy wczoraj wraz z Piotrem Grintoire opuścili, aby iść za Esmeraldą.
Jest szósta rano — we wszystkiem czuć wczorajszą uroczystość. Bruk pokryty kawałkami wstążek, piór, gałganów, woskiem i kośćmi. Wielu poczciwych mieszczan, krążących tu i owdzie, poruszają pogaszone po iluminacyi głownie, stają przed domem z filarami i, jako ostatnią przyjemność, patrzą na goździe. Przekupnie trunków toczą swoje puste baryłki, wielu przechodzących przystaje; niektórzy kupcy stoją na progu sklepów. Uroczystość, ambasadorowie, Coppenole, naczelnik błaznów, są na wszystkich ustach, każdy chce więcej od drugiego powiedzieć, uśmiać się więcej.
Czterech sierżantów konnych stanęło przy czterech filarach, przez co nieco ludu, rozproszonego po placu, zgromadzili wokoło siebie, zapewne w nadziei małej egzekucyi.
Jeżeli teraz czytelnik, popatrzywszy na tę żywą i krzykliwą scenę, zechce skierować swoje spojrzenie ku dawnemu, pół-gotyckiemu domowi Tour-Roland, który stanowi narożnik połaci zachodniej i który można poznać po ogromnym brewiarzu na fasadzie, po wystawie na przodzie i kratach w oknach, zobaczy obok tego brewiarza wąskie, małe, gotyckie okienko, zamknięte dwiema żelaznemi sztabami nakrzyż, przez które wchodzi nieco powietrza i światła do małej celki, nie mającej wcale drzwi i pełnej ciszy, tem osobliwszej, że plac zawsze wre i huczy.
Cela ta była sławną w Paryżu od trzech wieków, t. j. odkąd pani Rolande, z Tour-Roland, w żałobie po ojcu, który zginął na krucyatach, kazała w murze ją wykuć, aby się zamknąć nazawsze, zachowując ze swego pałacu tylko to mieszkanie, którego drzwi były zamurowane, a okno zimą i latem otwarte; zresztą cały swój majątek rozdała ubogim. Nieszczęsna dziewica dwadzieścia lat oczekiwała śmierci w tym przedwczesnym grobie, modląc się dzień i noc za duszę swego ojca, sypiając w popiele, odziana w worek czarny i żyjąc z tego, co lud pobożny złożył w otworze okienka. Przy śmierci, kiedy miano ją przenieść do innego grobowca, zapisała swoją celę na wieczne czasy nieszczęśliwym matkom, wdowom i sierotom, które wiele mają do uproszenia u Pana Boga i które chcą się za życia zamknąć w grobie. Biedni, żyjący za jej czasów, piękny sprawili jej pogrzeb z łez i błogosławieństwa, lecz, pomimo ich chęci, biedna pokutnica nie mogła być kanonizowaną. Wielu przecież pozostałe po niej suknie uważali za relikwie, a miasto, chcąc dogodzić ludowi, na jej pamiątkę na fasadzie wyryło brewiarz, aby przechodzący zatrzymywali się przy celi dla modlitwy, aby, modląc się, myśleli o jałmużnie i aby biedne pustelnice, dziedziczące celkę po pannie Roland, nie umarły z głodu i zapomnienia.
Podobne grobowce nie były rzadkie w wiekach średnich. Często napotykać je było można na najwięcej uczęszczanych ulicach, na najbardziej gwarnych targach; w takich celkach, czyli grobowcach, istota żyjąca skazywała się na rozmyślanie, albo na pokutę. Wszystkie uwagi, jakie dziś obudzą ten szczególny widok: ta straszna cela, rodzaj pierścienia, zaślubiającego życie z grobem, miasto z cmentarzem; ta lampa, trawiąca w cieniu ostatnią kroplę oliwy; ten oddech, ten głos, ta wieczna modlitwa, ta twarz odwrócona od świata, to oko wlepione w grób, ta dusza uwięziona w ciele — wszystko to wówczas nie przejmowało podziwem tłumu. Pobożność owych czasów, mniej wyrozumowana i subtelna, nie umiała ocenić wielu stron tego czynu religijnego. Brała rzecz wprost — czciła, poważała, lecz nie litowała się nad cierpieniami. Przynosiła nędzny posiłek pokutującej, zaglądała do nory, czy żyje jeszcze, nie wiedziała ani jej nazwiska, ani czasu, jaki w odosobnieniu spędziła i tylko pytającym odpowiadała: „to pustelnik“ — jeżeli byłto mężczyzna lub „to pustelnica“ — jeżeli była kobieta.
Wtedy jeszcze na wszystko patrzano gołem okiem, bez uniesień, bez szkieł powiększających. Mikroskopu nie znano wówczas, ani dla oczu, ani dla ducha.
Mimo, że mało wzbudzał podziwienia ten rodzaj odosobnienia, jakeśmy dopieroco mówili, był bardzo pospolitym. W Paryżu wiele było cel podobnych — do pokuty, albo do rozmyślania, i wszystkie były zawsze zajęte. Prawda, że i duchowieństwo myślało nad ich zapełnieniem, gwoli podtrzymania ducha religijnego — i, w braku ochotników, zamykało w nie trędowatych. Oprócz celi przy placu de Grève, była podobna w Montfaucon i przy cmentarzu Niewiniątek — i wiele innych w różnych miejscach, gdzie dziś tradycye tylko o nich pozostały. Uniwersytet miał także swoje cele pustelnicze. Na górze św. Genowefy, pewien rodzaj Hjoba przez 37 lat śpiewał psalmy magna voce per umbras; i dzisiaj jeszcze starożytnik przypomina sobie ten głos, wchodząc na ulicę Puits-qui-parle.
Wracając do izdebki w Tour-Rolad, winniśmy powiedzieć, że nigdy nie była pustą. Wciąż do niej przychodziły kobiety, opłakujące rodziców, kochanków lub swoje błędy. Złośliwość paryska mówi, że chyba tylko wdówek tam nie widziano.
Według ówczesnej mody, łacińska legenda, wypisana na murze, uprzedzała przechodzących o przeznaczeniu celi. Zwyczaj zachował się do szesnastego wieku, że nad bramą gmachu treściwy napis tłómaczył jego cel. Tak więc nad bramą więzienia w Tourville czytamy: Sileto et Spera; w Irlandyi pod herbem nad bramą zamku Tortescue — Forte scutum, solus duetem; w Anglii nad wejściem do gościnnego gniazda hrabiów Cowper — Tuum est. W owym czasie każdy gmach był myślą.
Ponieważ nie było drzwi u celi w Tour-Roland — położono napis nad okienkiem:

Tu, Ora.

Że zaś lud rzadko ma tyle subtelności, żeby mógł rozumieć głębsze znaczenie wielu rzeczy, i ten napis wytłómaczył sobie: Trou aux rats (jama szczurza). Tłómaczenie niezbyt wzniosłe, ale malownicze.




Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Victor Hugo i tłumacza: Marceli Skotnicki.