Kościuszko — Książę Józef/Pod Raszynem
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Kościuszko — Książę Józef |
Podtytuł | Bitwa pod Raszynem |
Pochodzenie | Legendy, podania i obrazki historyczne |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1912 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Było to w trzecim roku istnienia Księstwa Warszawskiego.
Austrja zerwała się znowu do wojny. Namawiała ją Anglja, sprzyjały inne państwa Europy, i sama wrzała gniewem przeciw Napoleonowi, który odbierał jej wpływ i znaczenie i rządził w Europie, jakby we własnym domu.
Więc wojna. Arcyksiążę Ferdynand, brat cesarski, na czele licznej armji wkracza w granice Księstwa, głosząc, że śpieszy, by je oswobodzić z pod przemocy Francuzów.
Polacy nie pragną tego oswobodzenia, — lecz cóż począć? Za mało mają wojska, aby się bronić w Warszawie, lepiej zastąpić drogę takiemu przyjacielowi.
Spotkanie nastąpiło pod Raszynem. Trzykroć liczniejsze siły austryjackie po uporczywej całodziennej walce zajęły wreszcie sąsiednie Falenty, lecz odparto je od Raszyna, i późnym wieczorem cofnęli się ze stanowiska.
Bitwa była uparta. Książę Józef dodawał męstwa swoim pułkom, w których liczył około 10.000, lecz po zwycięstwie wrócił do Warszawy i na radzie wojskowej przedstawił konieczność opuszczenia stolicy.
Obronić jej nie zdoła; lepszy układ dobrowolny, niż bezskuteczny opór, zdobycie i zemsta.
Ale co powie ludność opuszczona?
Choćby go miała posądzić o zdradę, tak postąpi, jak nakazuje mu sumienie. Przekonają się, czy jest zdrajcą.
Środkiem milczących tłumów i ponurych twarzy w porządku wojsko polskie wychodzi na Pragę. Arcyksiążę zapewnił wszelkie bezpieczeństwo pozostałym mieszkańcom. Chce się okazać ludzkim i wyrozumiałym, — niestety, tylko niewdzięczność odbiera w zamian za tak dobre chęci.
Rozumie się, że strzeże, aby Warszawiacy nie wiedzieli, czy Napoleon zwycięża, przeciwnie, głosić każe o klęskach cesarza.
A tymczasem na Pradze biją działa tryumfalnie, wieczorem iluminacja świadczy o radosnej wieści, i jakieś olbrzymie płonące napisy na przezroczach, niby w powietrzu, podają nazwy miast, gdzie wielki genjusz okrył się nową chwałą.
I cóż na to poradzić?
Urządzili jakiś telegraf bez drutu z okna pałacu Tarnowskich, na Wisłę wychodzącego, wywieszają tam znaki różnokolorowe, litery, nawet wyrazy ze świateł, przez teleskop odczytują odpowiedzi.
I wiedzą Warszawiacy wszystko, choć są tak dobrze strzeżeni. Wiedzą, że książę Józef wkroczył na czele wojska do zaboru austryjackiego i zabiera tam miasta, zbroi ludność. Gdy Sandomierz kapitulował i załoga nieprzyjacielska opuszczała zdobytą twierdzę, nagle rzuca szeregi 800 Polaków, biegną do braci, by złączyć się z nimi i powiększyć ich siły.
Na przezroczach kolejno płonie: Sandomierz, Zamość, Wagram.
Jeszcze książę Ferdynand nie wiedział o klęsce, kiedy 101 wystrzałów armatnich oznajmiło o wejściu Napoleona do Wiednia.
Nie było dłużej co robić w Warszawie, bezpieczniej ją opuścić.
Ale jak, żeby uniknąć nieprzyjemnego pożegnania?
Pewnego ranka budzi się stolica i ze zdumieniem spostrzega, że w nocy Austryjacy wyszli tak cicho, iż nikt się nawet tego nie domyślił.
Tylko zapomniano na jednym odwachu 50 żołnierzy, i tych nieszczęśliwych przekupki warszawskie wzięły do niewoli! Niosą broń, prowadzą jeńców.
Śmiech, wrzawa, radość w mieście, tłum śpieszy nad Wisłę, zalega wybrzeże, krzykiem, znakami zawiadamia braci, że po 40 dniach powrócić mogą. — Złe minęło, jesteśmy znowu wolni!
∗ ∗
∗ |
Podczas tej wojny pod miasteczkiem Kockiem zginął z zasadzki dzielny i szlachetny żołnierz, pułkownik Berek Josielowicz.
Po raz pierwszy jeszcze za czasów Kościuszki utworzył cały oddział, z Żydów-Polaków złożony, a za męstwo otrzymał stopień pułkownika. W roku 1809 wstąpił znowu jako prosty żołnierz do szeregów i poległ piękną śmiercią.
∗ ∗
∗ |
Ten sam zuchwały Jaszczołd innym razem urządził z 5-u tylko kolegami wycieczkę do obozu nieprzyjacielskiego, aby porwać dowodzącego generała. Zręcznie i cicho zbliżył się do chaty, szyldwacha nagle wpakował do beczki głową na dół, jeńca zawinął w kołdrę — i do swoich. Ale tymczasem żołnierz wydostał się z beczki, powstał popłoch i trzeba było wyrzec się zdobyczy, aby ratować życie.
Nie był to jednak napad bezowocny, gdyż w tej chwili Polacy wpadli do obozu i odnieśli zwycięstwo nad liczniejszym, lecz znienacka zaskoczonym przeciwnikiem.