[70]KOCHANKOWIE.
Jak potężny gigant skalny
Stoi Garłuch pośród Tatrów,
Stopy nurza we mgle halnej
A pierś pławi w szumie wiatrów.
Mchem porosłe, dzikie lica
Zwraca na wschód bez ustanka,
Gdzie widnieje w mgłach Łomnica
Jak posępna gór kapłanka.
Płaszczem świerków w pół okryta
Strzela dumnie z turń i ławic
A na niebie twarz jej świta
Pośród gromów i błyskawic.
U jej skroni wichrów szumy
W rozszalałym grzmią potoku
A u stóp jej szczytów tłumy
Gromadami giną w mroku.
Tylko Garłuch widny w górze,
Niemy, groźny i ponury
Dźwiga bary ponad burze,
Ponad wichry i nad chmury.
[71]
Jego hufce legły w dole
I usnęły snem granitów;
Każda burza na ich czole
Szczerbi dawną wielkość szczytów.
Ryczą wichry pieśń zagłady,
Grom zniszczenia łuną błyska;
Z każdym wiekiem gór gromady
W proch się sypią, w rumowiska.
Tylko mroczny cień Łomnicy
Czoło stawia wichrom, gromom,
W krwawych ogniach błyskawicy
Obracając twarz ku złomom.
Tylko Garłuch i Łomnica,
Dwa olbrzymy, dwie opoki,
Piorunowe swoje lica
Wznoszą dumnie nad obłoki.
Strzela w niebo ponad turnie
Cień olbrzyma i olbrzymki
A dokoła ginie chmurnie
Puszcza halna śród zadymki.
Andrzej Niemojewski.