Kometa czyli mniemany koniec świata/5
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Kometa czyli mniemany koniec świata |
Wydawca | W. Rafalski |
Data wyd. | 1857 |
Druk | Drukarnia braci Hindemith |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
W poprzednich rozdziałach staraliśmy się przekonać czytelników, że nie ma się co obawiać tego mniemanego i niedorzecznie zapowiedzianego końca świata, mającego niby wyniknąć skutkiem zetknięcia się komety z ziemią, bo najprzód: skład komet i przeznaczenie ich są takie, że nawet w razie spotkania się z ziemią chybaby same uległy nieszczęściu, ale na nią żadnego wpływu wywrzéćby nie mogły; powtóre: drogi ciał niebieskich są takie, że ziemia ani z kometą, ani z inném ciałem skrzyżować się nie może; potrzecie: ziemia sama jedna wyjątkowéj zagładzie nie ulega. Na lepsze zaś utwierdzenie w takiém przekonaniu, podamy tu w całości list pana A. Prażmowskiégo, adjunkta przy Obserwatoryum astronomiczném w Warszawie, pisany do redaktora Gazety Warszawskiéj i zamieszczony w Numerze 64 tego pisma z dnia 8 Marca r. b. List ten brzmi jak następuje:
„Pojawienie się doniesienia w Kurjerze Warszawskim o zetknięciu komety z ziemią w dniu 13 czerwca r. b., utworzyło nieprzerwane źródło zapytań najrozmaitszéj postaci. Po zapytaniach ustnych nastąpiły piśmienne, z których jedno szczególnie nacechowane pobożną zgodą z wolą Najwyższego, do któréj Kurjer tak gorliwie nakłania, uprasza jednakże o objaśnienie przez pośrednictwo dzienników, co rozważna nauka o tym wyrzekła przedmiocie. W innym znowu liście korrespondent, wysoce ceniąc zdanie pana Babinet (astronoma francuzkiego) i zupełnie przeciwne astronomów niemieckich (jakich?), czyni nam honor zapytania, które z nich podzielamy; nie tai jednak, żeby przekładał widok spotkania komara z lokomotywą, nad uczestnictwo w spodziewaném zetknięciu ziemi z kometą, któreby ród ludzki przeniosło w poczet istot przedpotopowych. Łaskawie przypuszcza także, że nie dzielimy może obu tych przypuszczeń i zapytuje o nasze własne osobiste, a w imieniu nauki wzywa o publiczną odpowiedź, — jeszcze raz zapewniając, że nie przywiązanie do życia, obawa zdania sprawy z doczesnych czynności, ale miłość prawdy i ciekawość czysto naukowa list mu dyktowały.
„Żaden z łaskawych korrespondentów nie zdaje się na chwilę wątpić o istotnie nastąpić mającym fakcie, nie wątpi także o wielkiém zajęciu, jakie on budzić musi w świecie naukowym i o przepełnieniu dzienników astronomicznych przypuszczeniami o skutkach spotkania. Na te wszystkie pytania kilkoma słowami odpowiem. W dziennikach naukowych nie ma mowy o żadnym powrocie komety na dzień 13 czerwca, tém mniéj o jakiémś spotkaniu. Pod tym względem w nauce cisza zupełna. Co zaś do skutków, jakieby spowodowało spotkanie ziemi z kometą, ponieważ ono nie nastąpi, darujcie szanowni korrespondenci, że zdania mego nie objawię. Byłoby to zbyteczném w téj chwili, gdyż na rozstrzygnienie, kto ma racyę? ród ludzki długo zaczekaćby musiał.
„Gdyby jakieśkolwiek spotkanie komety z ziemią mogło miéć miejsce, jak tego się szanowny korrespondent mój i Kurjer Warszawski obawiają, nie byłoby świetniejszéj uroczystości dla naukowego świata i większe niezawodnie czyniłby on do niéj przygotowania, niżeli do najciekawszych zaćmień słońca lub przejścia Wenusa, bo wtedy może dowiedziałby się coś pewniejszego o budowie i składzie komet, dotąd bardzo zagadkowym. Czy się nie pojawi w tym roku kometa? O tém nie wątpię. Od czasu jak mnóstwo lunet w każdą noc pogodną śledzi każdy zakątek nieba, 6—8 komet, o których publiczność nie wié wcale, dostrzegają i odkrywają corocznie. Rok 1857 należałby do bardzo wyjątkowych, żeby nie dostarczył zwykłego kontyngensu. Czy się nie pojawi jaki świetny kometa, który gromadzić będzie ciekawych na placach publicznych i ulicach? Co lat kilka przebiega niebo po raz pierwszy pojawiający się kometa, olbrzymi rozmiarami a karłowaty ilością materyi, tak, że dotąd astronomia, ta najściślejsza nauka w postrzeżeniach, nie mogła oznaczyć najlżejszéj zmiany w systemie słonecznym, którąby spowodowały komety. Być więc może, że i w 1857 r. o jedno takie ciało wzbogacą się katalogi kometowe.
„Czy się okaże w r. b. ów świetny kometa, który przeraził Karola V, i do abdykacyi skłonił? O tém nic pewnego wiedziéć nie można. W owym czasie obserwacye były niedość dokładne, a pojawienia się jego poprzednie są tak niepewne, że przyszłego powrotu nie można z pewnością oznaczyć, a nawet wolno o nim powątpiéwać.“
Tyle pan Prażmowski; w następnym zaś 65 Nrze, taż sama Gaz. Warszawska, zapowiadając obszerniejszy w tym przedmiocie artykuł, raz jeszcze wraca się do rzeczonéj materyi i w następujących słowach silnie wyraża się, zwłaszcza o dziennikach rozsiewających podobne wieści: — „Jakże przeważną jest wina tych dzienników, które doskonale wiedzą, iż większością ich czytelników będzie massa klassy nieoświeconéj, która przyjmuje na wiarę każdą wiadomość, choćby najbezzasadniejszą; takie pisma powinnyby dwakroć bardziéj ważyć każde słowo, mając na myśli wpływ, jaki wywrzéć mogą na stan moralny ludu. Szczególniéj zaś zastrzeżenie to zrobić należy w podawaniu wiadomości naukowych. Ogłaszając je, trzeba się poprzednio dowodnie przekonać o ich pewności, nie zaś dawać rozgłos pierwszéj lepszéj bajce; bowiem lud, nie mogąc być sędzią w tym względzie, nie zdoła rozeznać fałszu od prawdy, a raz uwierzywszy fałszowi, nie da się późniéj przekonać żadném rozumowaniem naukowém, którego zrozumiéć nie będzie w stanie. Popłoch rzucony obecnie wieścią o końcu świata, mającym nastąpić w dniu 13 czerwca, z powodu przyjścia jakiegoś komety, który ma w swym biegu ziemię naszą wytrącić z jéj drogi i całkiem ją zdruzgotać, należy właśnie do rzędu tych niedorzecznych wiadomości, wylęgłych w głowie jakiegoś astrologa (a nie astronoma) niemieckiego, a wieść ta z taką szybkością rozeszła się po całéj Europie i takiego nabrała rozgłosu, że dziś niepodobna już prawie sprostować w tym względzie przekonań ogólnych.” Jakoż ten ostatni głównie wzgląd nakłonił nas do podjęcia téj kwestyi, która, jak się z powyżéj przytoczonego listu okazuje, zmieszała nawet ludzi choć ogólnie ukształconych; a podnosząc ją i starając się powagą popularnego i zrozumiałego dla wszystkich własnego rozumowania, oraz powagą mężów nauki, sprowadzić ją do zasłużonéj nicości, poczytamy sobie za szczęście, jeśli nam się powiedzie uspokoić tak płocho zlęknionych, i nową wlać otuchę i energię życia w umysły zwątpiałe.