Bóg wie z jakich powodów i w jakim zamiarze,
Puścił się Kot w pielgrzymkę z panem Lisem w parze;
A któż nie zna tych łotrów, by mu opisywać
Ich bezczelność, obłudę! Któryż żyd odrwiwać,
Któryż grek, co stu żydów w pole wyprowadzi, Umie lepiej oszukiwać,
Któryż z taką zręcznością otumani, zdradzi, Jak te świętoszki bez czoła?
Iluż to pokrzywdzonych o pomstę nie woła!
Tysiące szczurów, myszek, wróbli i skowronków,
Kur, kogutów krzykliwych, potulnych kapłonków, Kaczek, gęsi et caetera,
Wszystko to wciąż bezkarnie Kot i Lis pożera.
Otóż, ci dwaj urwisze, idąc lasem, siedli,
I, co który miał w torbie, gdy na popas zjedli,
Kot zaczął sobie drzemać i mruczyć pacierze.
«Ej, co tam! Lis zawoła, niech cię sen nie bierze; Lepiej zacznijmy gawędkę! Wiesz co, bracie, ja mam chętkę W zręczności z tobą się zmierzyć; Bo ani zechcesz uwierzyć Moim talentom, przymiotom,
Ile ja sztuk posiadam, nieznanych wam Kotom. — Co do mnie,
Ja tylko jednę umiem, odpowie Kot skromnie.
— Co tam, jednę!» Lis krzyknął. Wtem słychać psią wrzawę: Strzelcy robili obławę, I w oka mgnieniu, psów gończych gromada Kota i Lisa opada.
«Brońże im się więc teraz, twojemi sztukami!»
Rzecze Kot; a sam szczutka dawszy psu łapami, Świsnął na drzewo i usiadł na szczycie.
Tymczasem Lis w obrotach, by ocalić życie, Nuż się kręcić, zwijać, zmywać, Z jamy w jamę przesmykiwać,
Aż na ostatek, prochem podkurzony, Dostał się w ogarów szpony.
Wtedy Kotek bezpieczny, liżąc swe pazury Rzekł, patrząc na Lisa z góry:
«Otóż masz, na co ci się tyle sztuk przydało!
Nie lepiej umieć jednę, ale doskonałą?»