Z nadejściem wiosny W pniu starej sosny
Cztery zwierzątka siedzibę obrały:
Sowa, Łasica, Kot i Szczurek mały;
Nie mogąc jakoś zgodzić się podobno,
Żyły w sąsiedztwie, lecz każde osobno.
Aliści człowiek, chytry i zazdrosny Wpadł na trop całej gromadki
I w nocy, dokoła sosny Zastawił siatki.
Kot, wychodząc o świcie zwiedzać gniazda ptasie, Spostrzegł zasadzkę, ale po niewczasie; Wplątał się w matnię, krzyczy: «Gwałtu! zdrada!» Na wrzask Szczur z jamy wypada:
«Ha! capnęli cię, bratku; podyndasz raz przecie!
— Ocal mię, błaga Kotek. — Co, ja? za nic w świecie!
— Bracie! twoja nieufność duszę mi zakrwawia:
Ja cię kocham; nie jestem z tych drapieżnych kotów,
Co tak srogie na szczurach spełniają bezprawia; Jam w twej obronie życie oddać gotów, A ty urągasz mej ciężkiej niedoli: To grzech, mój bracie, to boli!... Słuchaj: wydobądź mnie z siatek, A ja za ciebie zmówię trzy pacierze. — To mało! — A więc, zawrzyjmy przymierze:
Wezmę ciebie w opiekę, i dziś, na zadatek, Zduszę Sowę i Łasicę, Tych wrogów twego plemienia. — Dziękuję za obietnicę, Rzecze Szczur, — i do widzenia! Nie głupim wierzyć: znamy my się, znamy!» To mówiąc, wraca do jamy, Patrzy: Łasica. Drapie się na drzewo, Spostrzega Sowę. Na prawo, na lewo, Wszędzie wrogowie, wszędzie śmierć nań czyha. «Oj, pomyślał, źle, do licha!»
I z dwojga złego wybierając mniejsze, Wraca do więźnia, i niby z ochoty, Niby z przyjaźni, wziął się do roboty, A że miał zęby od szpilek ostrzejsze Wkrótce świętoszka wydobył z tartasu. Wtem człek się zjawia: sprzymierzeńcy w nogi; I Kotek (o losie srogi!) Nie miał nawet tyle czasu, Aby, przez wdzięczność, Szczura choć zadrapnąć.
W kilka dni, widząc że Szczur nos wyścibił z jamy, Kot miał ochotę go capnąć.
«Chodźże, mój zbawco, rzecze, niech się uściskamy!
Czy sądzisz, żem zapomniał, iż me ocalenie
Tylko tobie zawdzięczam? — Kłaniam uniżenie,
Rzekł Szczur; a ty, czy sądzisz, żem zapomniał o tem, Iż jesteś Kotem?
Schowaj zatem dla głupców wdzięczność i pazury,
Bom ja nie bity w ciemię, i w twoje przymierze Nie wierzyłem i nie wierzę.»
Skończył, wziął nogi za pas i czmychnął do dziury.