Król Edyp (Sofokles, tłum. Morawski, 1947)/Exodos

<<< Dane tekstu >>>
Autor Sofokles
Tytuł Król Edyp
Rozdział Exodos
Wydawca Zakład Narodowy im. Ossolińskich
Data wyd. 1947 (1922)
Miejsce wyd. Kraków
Tłumacz Kazimierz Morawski
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
POSŁANIEC DOMOWY

O wy, którzyście starszyzną tej ziemi,
Jakież będziecie wnet słyszeć i widzieć

Klęski i jakiej doznacie boleści,
1225 

Jeżeli trwacie w miłości tych domów.
Myślę, iż Istru, ni Fasisu wody[1]
Kałów nie zmyją, co kryją się w wnętrzu
Tego domostwa i wyjrzą na światło. —

Woli to dzieła. A najgorszą męką
1230 

Ta, którą człowiek własną ściągnie ręką.

CHÓR

To już, co wiemy, dość daje żałoby
I dosyć jęków. Cóż nadto przynosisz?

POSŁANIEC

By jednem słowem wyrzec i pouczyć,

Wiedzcie, że boska Jokasta nie żyje.
1235 
CHÓR

O, ta nieszczęsna! Jak ona zginęła?

POSŁANIEC

Z własnej swej ręki. Co grozą w tym czynie,
To was oszczędzi, boście nie patrzeli.
Jednak, o ile rzecz w mojej pamięci,

Straszne niewiasty opowiem katusze.
1240 

Gdy bowiem w szale rozpaczy wkroczyła
W przedsionek, wbiegła prosto do łożnicy,
Włosy targając obiema rękami,
A drzwi za sobą gwałtownie zawarłszy,

Cieniów zmarłego woła Laiosa,
1245 

Starych pamiętna miłości, od których
On zginął, matkę zostawiając nato,
Aby płodziła dalej z własnym płodem.
Jękła nad łożem, co dało nieszczęsnej

Męża po mężu i po dzieciach dzieci,
1250 

I jak wśród tego skończyła, już nie wiem.
Bo wyjąc Edyp wbiegł i od tej chwili
Już nie widziałem, co ona poczyna,
Lecz jego tylko śledziłem już ruchy.

Biegał on, od nas żądając oszczepu,
1255 

Wołał, gdzie żona — nie żona, gdzie rola
Dwoista, której był siewcą i siewem.
I szalonemu duch chyba to wskazał,
Nie żaden z ludzi, którzy tam obecni.

Więc z krzykiem strasznym, jakby za przewodem,
1260 

Runął ku odrzwiom i wnet ze zawiasów
Wysadził bramę i wpadł do komnaty. —
A tam zoczymy niewiastę, jak wisi
Chustą zdławiona. Edyp na ten widok

Z wyciem okropnem, nieszczęsny, rozplątał
1265 

Węzeł ofiary, a kiedy jej ciało
Zwisło na ziemię, zdwoiła się groza.
Bo sprzączki z szaty wyrwawszy złociste,
Któremi ona spinała swe suknie,

Wzniósł je i wraził w swych oczu źrenice,
1270 

Jęcząc: że dotąd wyście nie widziały,
Co ja cierpiałem i com ja popełnił,
Przeto na przyszłość w ciemności dojrzycie,
Czegobym nie chciał, co chcę, nie poznacie —

Wśród takich zaklęć, raz wraz on wymierza
1275 

Ciosy w powieki; wydarte źrenice
Zbarwiły lica, bo krew nie ściekała
Zrazu kroplami, lecz pełnym strumieniem
I z ran sączyła wdół czarna posoka.

To się z obojgu zerwało nieszczęście,
1280 

Nieszczęście wspólne mężowi i żonie. —
Była tu świetność zaprawdę świetnością
Za dni minionych, w dniu jednak dzisiejszym
Nastała groza, śmierć, hańba i jęki,

Nie brak niczego, co złem się nazywa.
1285 
CHÓR

Cóż więc poczyna teraz ów nieszczęsny?

POSŁANIEC

Krzyczy, by bramy rozwarto i Tebom
Wskazano tego, co ojca zmordował,
Co matkę — wstręt mi przytoczyć te słowa; —

Woła, że z kraju uchodząc, pod klątwą
1290 

Tu nie zostanie, jak sam się zaklinał.
Lecz brak mu siły i brak przewodnika,
Bo złe zbyt ciężkie na niego runęło.
Wnet to ujrzycie, bo bram tych zawory

Się roztwierają, a stanie przed wzrokiem
1295 

Taki wam widok, że wróg by zapłakał.

CHÓR
1297-1368 

O straszny los dla ludzkich ócz,
Straszniejszy cioś od wszelkich klęsk,
Które widziałem na ziemi.

Jakiż wśród nędz nagarnął cię szał
I jakiż duch
Z nawałem burz
Do takiej zgrążył cię głębi?
Biada ci, biada, wymija cię wzrok
A chciałbym wiele się pytać,
Wiele się zwiedzieć i wiele rozważyć,
Lecz strach mną trzęsie i groza.

EDYP

O biada mi, biada!
Nieszczęsny ja, do jakich ziem
Podążę? gdzież uleci głos?
O losie, w coś ty mnie powalił?

CHÓR

W strasznego coś, co słyszeć, widzieć grozą.

EDYP

O ciemnie,
Chmury, i straszne i czarne,
Tylu klęskami ciężarne,
Biada mi!
Biada mi! — jakże porówno w niedoli
Rany i pamięć mych czynów mnie boli

CHÓR

Nie dziw, że pośród tak ogromnej męki
Podwójnie cierpisz, zdwojone ślesz jęki.

EDYP

O przyjacielu!
Tyś jeden nie ustał w ochocie,
By nieść ulgę mej ślepocie.
Nie uszło mi to! Bo chociaż mi ciemno,
Głos twój ja słyszę nademną.

CHÓR

O straszny czynie! o straszny demonie,
Któryś mu w oczy pchnął dłonie!

EDYP

Apollo, on to sprawił, przyjaciele.
On był przyczyną mej męce.
Na oczy własne targnęły się ręce.
Bo cóż wzrok jeszcze użyczy
Temu, co widząc, nie dojrzy słodyczy?

CHÓR

Tak, jako mówisz, się stało.

EDYP

Któżby mnie witał, kto kochał w tem mieście,
Cóżby słuchowi ochłodę dawało?
O przyjaciele! co prędzej unieście
Precz mnie, bom ziemi zakałą,
I ściągnąłem do mych progów
Gniew i klątwę bogów.

CHÓR

Klęska cię gnębi, świadomość cię mroczy,
Czemuż cię, czemu poznały me oczy?

EDYP

O niechajby się ten nie był narodził,
Który mnie znalazł dzieckiem opuszczonem
Życie zratował i z pęt oswobodził.
Czemużem wtedy mym zgonem
Sobie i miłym nie ujął niedoli?

CHÓR

Po mojej także byłoby to woli.

EDYP

Nie byłbym krwawych spełnił win,
Ni matki skalał sromu;

Dziś nędzny ja, wyrodny syn,
Zakałą jestem domu.
I wszelkie klęski i katusze
W głowę godzą, dręczą duszę.

CHÓR

Żeś dobrze począł — nie śmiałbym ja wierzyć,
Żyć w takiej ciemni! O lepiej ci nie żyć.

EDYP

Że nie najlepiej ja sobie począłem,

Nie praw mi tego i szczędź mi nauki. —
1370 

Bo jakim wzrokiem patrzałbym na ojca,
Wstąpiwszy z ziemi do Hadu ogrojca,
Jakim na matkę? Spełniłem ja czyny,
Że żaden stryczek nie zmógłby tej winy.

A czyżby dziatki przy ojcowskim boku —
1375 

Skądkolwiek one — coś dały ochłody?
Nie dla mnie rozkosz takiego widoku!
Ni miasto, bogów świątynie i grody!
Bom ja najwyższą w Tebach dzierżąc chwałę,

Sam ich się zbawił, gdym miótł złorzeczenia,
1380 

By wygnać zbrodnię i bogów zakałę,
Choćby z Laiosa była pokolenia.
Czyżbym ja zdołał takie hańby znamię
Dźwigając, podnieść ku dzieciom me czoło?

O nie! lecz raczej podniósłbym me ramię
1385 

Na słuch i ten bym zmiażdżył, by wokoło
Szczelnie odgrodzić nieszczęsne me ciało,
Aby i ucho odtąd nie słyszało;
I tak pozbawion i wzroku i słuchu,

Możebym wytchnął w nieświadomym duchu.
1390 

Czemuś mnie przyjął, szczycie Kiterona,
Czemuś nie zabił, by wśród twych pasterzy
Wieść gdzieś zamarła, z jakiego ja łona!
Polybie! moja rzekoma macierzy,

Koryncie! czemuż dla złego osłony
1395 

Mnie w pozłociste przybrano tam strzępy?
Dziś ja nieszczęsny, z nieszczęsnych zrodzony!
Troiste drogi i leśne ostępy,
Bory, rozbieżne wśród gęstwin wąwozy,

Co ojcobójczą posoką sączycie,
1400 

Czy wam wiadomem, czy dotąd pomnicie,
Co ja spełniłem i w jakie ja grozy
Zabrnąłem dalej? o śluby, o sromy!
Nas zrodziłyście, a potem posiewy

Brałyście od nas i jedne tu domy
1405 

Objęły matki i żony i dziewy
Z krwi jednej, ojców i braci i syny
I hańby bezdeń wśród ludzkiej rodziny.
Lecz że te wstydy aż w słowa jąć trudno,

Przebóg, ukryjcie mnie kędyś w oddali,
1410 

Zabijcie, albo w toń morza odludną
Strąćcie, bym nigdy nie wyjrzał już z fali.
Bierzcie mnie! niech się z was żaden nie wzdrygnie,
Dalej, bez trwogi, to takiej ohydy

Żaden śmiertelnik już po mnie nie dźwignie.
1415 
(Wchodzi Kreon)
CHÓR

Kiedy tak błagasz, właśnie w samą porę
Nadszedł tu Kreon, by działać i radzić,
Bo on po tobie tej ziemi jest stróżem.

EDYP

Biada mi! Cóż ja do niego wyrzeknę?

Czyż on zawierzy? w ostatnich bo czasach
1420 

Srodze ja wobec niego zawiniłem.

KREON

Nie by urągać przyszedłem, Edypie,
Nie by cię gromić za dawniejsze winy.
Lecz jeśli nie wstyd wam zwykłych śmiertelnych,

Baczcie przynajmniej na to wszechwidzące
1425 

Światło Heljosa, aby nie wystawiać[2]
Na widok takiej ohydy; nie ścierpi
Jej ani ziemia, dżdże święte, ni słońce.
A więc zawrzyjcie go w domu co prędzej,

Bo tylko krewni mogą bez pochyby
1430 

Krwi swojej grozy i widzieć i słyszeć.

EDYP

Na bogów, skoroś mą trwogę rozprószył
I dobrotliwie do złego się zwrócił,
Usłuchaj prośby, którą ci wypowiem,

Raczej na ciebie bacząc, niż na siebie.
1435 
KREON

O co więc błagasz mnie z takim naciskiem?

EDYP

Wyrzuć co żywo mnie z tej tu krainy
Tam, gdziebym żadnych nie spotykał ludzi.

KREON

Byłbym to spełnił, wiesz dobrze, lecz wprzódy

Bóstwa chcę spytać, co czynić należy.
1440 
EDYP

Lecz przecież tego wola już zjawiona:
Chce bezbożnego śmierci ojcobójcy.

KREON

Taki był wyrok, lecz w dzisiejszej doli
Lepiej wybadać, co począć nam trzeba.

EDYP
O mnie nędznego ty badać chcesz bogów?
1445 
KREON

Bo ty pono dasz teraz im wiarę.

EDYP

I ja mą wolę ci zwierzę i zlecę,
Abyś pogrzebał tę w domu, jak zechcesz,
Bo tym, co twoi, nie ujmiesz posługi. —

Lecz mnie nie uznaj snadź czasem ty godnym,
1450 

Bym żywy miasto ojczyste zamieszkał,
Lecz puść mnie w góry, kędy mój Kiteron
Wystrzela w nieba, gdzie moi rodzice
Żywemu niegdyś znaczyli mogiłę,

Bym przez tych zginął, co zgubić mnie chcieli.
1455 

Tyle wiem jednak, że ani choroba,
Ni co innego mnie zmoże, ni zwali.
Śmierć ja przeżyłem, by w grozie paść wielkiej
Niech więc się moje spełnia przeznaczenie!

A z dzieci moich — o chłopców, Kreonie,
1460 

Nie troszcz się zbytnie: są oni mężami
I nie zabraknie im życia zasobów.
Lecz o biedaczki, sieroce dziewczęta,
Które siadały tu ze mną pospołu,

Z któremi, skoro wyciągły rączęta,
1465 

Każdą się strawą dzieliłem ze stołu,
O te się troskaj; pozwól je rękami
Objąć, rzewnemi opłakać je łzami.
Uczyń to, książę szlachetny!

Zrób to! Bo gdy je przytulę, ukoję,
1470 

Choć ich nie dojrzę, czuć będę, że moje.

(Wprowadzają małą Antygonę i Ismenę)

Cóż to?
Czyż mnie słuch zwodzi, na bogi, czy słyszę
Głos moich pieszczot, jak kwilą, czyż Kreon

Litośnie wezwał najdroższe me dzieci?
1475 

Czyż to nie złuda?

KREON

O nie! zrobiłem po twojej ja woli,
Wiedząc, co serce twe zwykło radować.

EDYP

Niech ci się szczęści i z łaski niebiosów

Niechbyś tu lepszych, niż ja, zaznał losów.
1480 

O dziatki! gdzież wy? nie strońcie odemnie,
Niech was obejmę w miłosnym uścisku
W rękach, co oczy niegdyś pełne błysku
Ojca w tak czarne pogrążyły ciemnie.

Jam to bezwidny, bezwiedny z tej samej
1485 

Spłodził was roli; która mnie wydała.
Choć was nie widzę, zapłaczę nad wami,
Bo mi się roi wasza przyszłość cała,
Którą na świecie wam pędzić wypadnie:

Rzadki ten człowiek, co wsparcia użyczy,
1490 

Rzadką zabawa, w którejby się na dnie
Łez co nie kryło i nieco goryczy.
A gdy kochania zabłysną wam lata,
Któż się tu stawi z miłosną ochotą,

Podejmie hańbę, co groźną sromotą
1495 

Rodziców miażdży i dzieci przygniata?
Któż bo w straszniejszej ohydzie tu brodził?
Ojca morderca, on w łożu swej matki,
Z której ma życie i sam się narodził,

Waszym był ojcem, o nieszczęsne dziatki!
1500 

To wam w twarz rzucą. Więc któż wam swe serce
Odda? Któż pojmie? Któż w domu ugości?
Nikt! o nieszczęsne! w ciężkiej poniewierce
Żyć wam tu przyjdzie bez czci i miłości.

Synu Menojka! żeś ojcem ty jednym
1505 

Dla tych sierotek, nie żałuj zachodu,
Gdy nas im zbrakło, nie pozwól tym biednym
Tułać się samym wśród nędzy i głodu.
Nie zrównaj nigdy niedoli ich z moją,

Niech twe litości je przed tem osłonią,
1510 

Boś dla tych ofiar jedyną ostoją;
Przyrzeknij, poręcz to, książę, mi dłonią.
Gdyby nie wiek wasz, o dzieci, ni głosu,
Ni rad bym szczędził; dziś prośbą skończycie,

Bym żył, gdzie dadzą, a wam z ręki losu
1515 

Lepsze niż ojcu przypadło tu życie.

KREON

Łez już dosyć, dość już żalu, wstępuj więc do wnętrza już.

EDYP

Słucham, choć mi to bolesnem.

KREON

Wszystko ma swój kres i czas.

EDYP

Wiesz ty, jaką mam nadzieję?

KREON

Mów, bym poznał twoją myśl!

EDYP
Że mnie wyślesz stąd daleko.
1520 
KREON

Co nastąpi, wskaże Bóg.

EDYP

Lecz ja w bogów nienawiści.

KREON

Toż osiągniesz, czego chcesz.

EDYP

A więc zgoda?

KREON

Co nie w myśli, tego w fałsz nie stroję słów.

EDYP

A więc stąd mnie już uprowadź.

KREON

Idź, lecz wprzódy dzieci puść.

EDYP

Nie odrywaj ich odemnie.

KREON

Nie chciej woli przeprzeć znów,

Bo coś przedtem ty osiągnął, zniszczył dalszy życia bieg.
1525 
EDYP

O ojczystych Teb mieszkańcy, patrzcie teraz na Edypa,
Który słynne zgłębił tajnie i był z ludzi najprzedniejszym,
Z wyżyn swoich na nikogo ze zawiścią nie spoglądał,
W jakiej nędzy go odmętach srogie losy pogrążyły.

A więc bacząc na ostatni bytu ludzi kres i dolę,
1530 

Śmiertelnika tu żadnego zwać szczęśliwym nie należy
Aż bez cierpień i bez klęski krańców życia nie przebieży.










  1. w. 1227. Istru ni Fasisu wody — wody dwóch największych rzek Europy i Azji, Istru, dzisiejszego Dunaju, i Fasisu, dzisiejszego Rion, na południe od Kaukazu, wpadającego do Morza Czarnego.
  2. w. 1425–1426. Widok ludzi przeklętych, pokalanych, jakoteż zmarłych raził bogów, szczególnie słońce — Heljosa.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Sofokles i tłumacza: Kazimierz Morawski.