<<< Dane tekstu >>>
Autor Janusz Korczak
Tytuł Król Maciuś Pierwszy
Wydawca Towarzystwo Wydawnicze w Warszawie
Data wyd. 1923
Druk Drukarnia Naukowa w Warszawie
Miejsce wyd. Warszawa — Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Czyta Małgorzata Wojciechowska

Aż tu raz przed sejmem zebrała się młodzież, to jest ci, którzy skończyli lat piętnaście. Zebrali się wszyscy, jeden wdrapał się na latarnię i krzyczy:
— O nas zupełnie zapomnieli. My także chcemy mieć posłów. Dorośli mają swój sejm, dzieci mają swój sejm, a my mamy być gorsi? My na to nie pozwolimy, żeby się takie szczeniaki rozporządzały. Jeżeli malcom dają czekoladę, nam niech dają papierosy. To niesprawiedliwe.
Akurat posłowie idą na posiedzenie, a ci ich nie puszczają.
— Ładni posłowie, którzy jeszcze tabliczki mnożenia nie umieją, a stół piszą przez u, chociaż się mówi: stoły.
— A niektórzy wcale pisać nie umieją.
— Oni mają rządzić.
— Precz z takim rządem!
Prefekt policji zatelefonował, żeby Maciuś siedział w domu, bo jest awantura. A tymczasem puścił konną policję, która zaczęła rozpędzać tłum. Ci nie chcą się rozejść, zaczynają rzucać w policję, co kto miał: książki, śniadania. I już niektórzy zaczynają wyrywać kamienie z bruku ulicznego. Wtedy prefekt policji wszedł na balkon i krzyczy:
— Jeżeli nie pójdziecie, wezwę wojsko. A jak w wojsko kto rzuci kamieniem, to naprzód strzelą w powietrze, a jak nie pomoże, będą do was strzelać.
Nic nie pomogło, nawet się jeszcze bardziej rozłościli; wyłamali drzwi i wtargnęli na salę posiedzeń.
— Nie ruszymy się stąd, dopóki nie dostaniemy takich samych praw, jak dzieci.
Wszyscy potracili głowy, nie wiedzą co robić. A tu nagle w królewskiej loży pokazuje się Maciuś, który nie posłuchał prefekta policji i przyjechał sam, żeby się dowiedzieć, co to za awantura.
— Chcemy mieć także sejm, chcemy mieć posłów, chcemy mieć prawa, naprzód krzyczą, potem wrzeszczą tak, że już nawet niewiadomo, co kto mówi.
Maciuś stoi i nic. Czeka. A ci widzą, że nic z tego nie będzie, więc sami zaczęli sykać: „cicho, no już, no przestańcie“. Wreszcie ktoś krzyknął: „Król chce mówić“. I zrobiło się cicho.
Maciuś mówił długo i mądrze. Bo im przyznał słuszność.
— Obywatele — mówi Maciuś — wam się należą prawa, tak. Ale wy już niedługo będziecie dorośli i wejdziecie do sejmu dorosłych. Zacząłem od dzieci, bo sam jestem jeszcze mały — i lepiej wiem, czego potrzeba dzieciom. Odrazu nie można zrobić wszystkiego. I tak mam dużo pracy. Jak urosnę i będę miał piętnaście lat, i już u dzieci będzie porządek, wezmę się do was.
— A my wtedy nie potrzebujemy łaski, bo będziemy już w parlamencie dorosłych.
Widzi Maciuś, że tak źle, więc inaczej mówi:
— A zresztą dlaczego się nas czepiacie? Wy już macie wąsy i palicie papierosy, więc idźcie do tamtego parlamentu, niech was tam przyjmą.
Najstarsi, którzy naprawdę już mieli trochę wąsów, pomyśleli:
— Rzeczywiście. Poco nam jakiś smarkaty sejm? My możemy być już w prawdziwym parlamencie.
A młodsi wstydzili się powiedzieć, że nie palą papierosów, więc też powiedzieli:
— Dobrze.
I poszli sobie. A jak szli do sejmu dorosłych, wojsko ich nie puściło. Stanęli z nastawionemi bagnetami i zatrzymali pochód. Ci chcą wracać, a z tyłu też wojsko. Więc rozdzielili się — i jedni weszli w jedną ulicę na prawo, a drudzy na lewo. Potem się znów rozdzielili, a wojsko z tyłu najeżdża i goni. I tak ich rozdzielili na małe kupki, i dopiero policja zaczęła ich aresztować.
Kiedy się Maciuś o tem dowiedział, bardzo się gniewał na prefekta policji, bo tak wyglądało, że król ich oszukał. Ale prefekt się tłomaczył, że nie może inaczej. Więc Maciuś kazał rozlepić na rogach ulic ogłoszenie, żeby wybrali trzech najmądrzejszych i przyszli do niego na audjencję, to się z nimi rozmówi.
A tu wieczorem proszą króla na posiedzenie ministrów.
— Jest źle — mówi minister oświaty. Dzieci nie chcą się uczyć. Jak im nauczyciel coś każe, to się śmieją. „A co pan nam zrobi? A nie chcemy. A pójdziemy na skargę do króla. A powiemy naszym posłom“. I nauczyciele nie wiedzą, co mają robić. A starsi wcale już się nie chcą słuchać. „Te smyki będą rządzić, a my mamy kuć, niema głupich. Jak nie mamy swoich posłów, możemy i szkół nie mieć“. Dawniej mali bili się z małymi, a teraz starsi dokuczają małym i drażnią ich: „idź, poskarż się przed swoim posłem“. I ciągną ich za uszy i biją. Nauczyciele mówią, że jeszcze dwa tygodnie będą czekali, ale jak się nie uspokoi, nie chcą być więcej nauczycielami. Już i tak paru odeszło. Jeden założył sobie budkę z wodą sodową, a drugi założył fabrykę guzików.
— Wogóle dorośli są bardzo niezadowoleni, powiedział minister spraw wewnętrznych. Wczoraj jeden pan w cukierni mówił, że dzieciom przewróciło się w głowach, że zdaje im się, że mogą robić, co chcą — i że tak hałasują, że można zwarjować. Skaczą po kanapach, w pokoju grają w piłkę, włóczą się bez pozwolenia po ulicach i tak strasznie drą ubrania, te niedługo chodzić będą chyba tak, jak murzyni. Ten pan mówił jeszcze inne rzeczy, ale tego nie mogę powtórzyć. Kazałem go aresztować, i ma teraz sprawę o obrazę króla, czyli majestatu.
— Już wiem, co zrobię — powiedział Maciuś. — Tak zrobię: niech wszyscy, którzy się uczą, będą urzędnikami. Oni tak samo piszą, rachują, pracują i chodzą do szkoły, jak urzędnicy chodzą do biur i tam pracują. Więc za ich pracę należy się zapłata. Będziemy im płacili. Wszystko nam jedno, czy dajemy czekoladę, łyżwy i lalki, czy pieniądze. A dzieci będą wiedziały, że muszą robić, co do nich należy, bo inaczej nie dostaną pensji.
— Można sprobować, — zgodzili się ministrowie.
Maciuś zupełnie zapomniał, że teraz on już nie rządzi, tylko parlament, więc kazał napisać takie ogłoszenie i rozwiesić na rogach ulic.
A tu od samego rana wpada dziennikarz, taki zły, i mówi:
— Jeżeli wasza królewska mość będzie wszystkie ważne wiadomości rozlepiał, poco jest gazeta.
A za nim Felek:
— Jeżeli wasza królewska mość sam wydaje nowe prawa, od czego są posłowie?
— Tak, — przyznał dziennikarz. Baron fon Rauch ma rację. Król może tylko powiedzieć, że tak chce zrobić, ale dopiero posłowie powiedzą, że pozwalają tak zrobić. A może oni wymyślą coś lepszego?
Widzi Maciuś, że się pośpieszył niepotrzebnie. Co to będzie teraz?
— Niech wasza królewska mość zatelefonuje, żeby tymczasem wydawali dalej czekoladę, bo może być rewolucja. A dziś jeszcze omówimy tę sprawę na posiedzeniu z posłami.
Złe miał Maciuś przeczucia — i stało się naprawdę coś bardzo złego. Bo naprzód postanowili, żeby całą sprawę oddać na naradę komisji. Ale Maciuś się nie zgodził.
— Jak komisja ma coś zrobić, trzeba długo czekać. A nauczyciele powiedzieli, że tylko dwa tygodnie będą czekali, a jak nie, to sobie pójdą i koniec.
Dziennikarz doszedł do Felka i coś mu mówił do ucha. Felek uśmiechał się bardzo zadowolony, i kiedy Maciuś skończył, poprosił o głos:
— Panowie posłowie — powiedział Felek. — Ja chodziłem do szkoły i wiem, co się tam dzieje. W ciągu jednego roku niesprawiedliwie stałem w ławce siedemdziesiąt razy, w kącie stałem niesprawiedliwie sto pięć razy, za drzwi niesprawiedliwie byłem wyrzucony sto dwanaście razy. I myślicie, że tak było w jednej szkole? Wcale nie. Ja uczyłem się w sześciu różnych szkołach, i wszędzie było tak samo. Dorośli nie chodzą do szkół, więc nie wiedzą, jak tam jest wszystko niesprawiedliwie. Ja myślę, że jeżeli nauczyciele nie chcą czekać, nie chcą dzieci uczyć, to można wydać prawo, żeby uczyli dorosłych. Jak dorośli zobaczą, jak to przyjemnie, nie będą nas zaganiać ciągle do książki, a nauczyciele zobaczą wtedy, że z dorosłymi jest gorzej, bo się nie dają — i przestaną na nas gadać.
I posypały się skargi na szkołę i na nauczycieli. Ten niesprawiedliwie został na drugi rok, tamten zrobił tylko dwa błędy i dostał zły stopień, tamten spóźnił się, bo noga bolała, i stał w kącie, inny nie mógł nauczyć się wierszy, bo mały brat wydarł akurat tę stronicę, a nauczycielka powiedziała, że to wykręty.
Kiedy już posłowie się zmęczyli i byli głodni, Felek oddaje pod głosowanie projekt:
— Komisja obmyśli, co zrobić, żeby w szkole wszystko było sprawiedliwe i czy płacić dzieciom za naukę, jak urzędnikom. A tymczasem do szkół mają chodzić dorośli. Kto się zgadza, niech podniesie rękę.
Paru posłów chciało jeszcze coś powiedzieć, ale większa część podniosła rękę, i Felek powiedział:
— Sejm prawo uchwalił.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Henryk Goldszmit.