Królewicz-żebrak/XXV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Królewicz-żebrak |
Podtytuł | Opowiadanie historyczne |
Wydawca | Księgarnia Ch. J. Rosenweina |
Data wyd. | 1902 |
Druk | W. Thiell |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Egzekucja.
Maylesowi sprzykrzyło się siedzenie w więzieniu. Mówił, że woli choćby najcięższą karę, byleby tylko więzienie opuścić.
Wreszcie ku wielkiemu zadowoleniu jego, stawiono przed sądem, który jako włóczęgę za napad dokonany na właściciela zamku Gandone, skazał Maylesa na dwugodzinne postawienie go pod pręgierzem.
Maylesa rozwściekła decyzja sądu.
Twierdził że jest krewnym brata właściciela zamku, nikt jednak słuchać go nie chciał.
Sam król o mało, że również za wspólnictwo z włóczęgą Maylesem nie został skazanym. Wzięto jednak na uwagę młodość jego i ulitowano się nad nim.
Maylesa poprowadzono na miejsce kary. Im bardziej opierał się wiodącym go, tembardziej bito i szarpano go.
Wreszcie tłum otoczył go tak, że król w żaden sposób nie mogąc się przecisnąć, szedł w tyle, poprzedzając swego najpoczciwszego i najzacniejszego przyjaciela.
Gdy tłum skupił się, tak, że chłopczyna, pędząc w około, napróżno szukał którędy się dostać, ujrzał wiernego jego sługę, siedzącego pod słupem hańbiącym. Nogi rycerza były w szrubowane w dwie deski. Tłum radował się nadzwyczajnie. Ktoś rzucił w twarz jajem w Maylesa. Jajo zostało rozbite, zamazując mu twarz całą.
Widząc to król podbiegł do policjanta, wołając:
— Puśćcie go, rozumiecie, to najwierniejszy z mych sług, natychmiast rozkazuję wam, wszak jestem waszym...
— Zamilknij na Boga, zaklinam cię! — zawołał Mayles przerywając. — Bo jeszcze i tobie się dostanie. — Nie słuchajcie, — wołał dalej Mayles — tego co mówi, on chory, szalony.
— Słuchać nie będziemy, ale nauczyć go należy, — zawołał policjant — ściągnij go razy kilka batem, to zaraz postara się zrozumieć.
Pochwycono Edwarda, który się nawet nie bronił. Na chwilę nawet przypuścić nie chciał, aby, on, król Anglii miał otrzymać chłostę publiczną!
— Nikczemni i podli, — zawołał Mayles — skoro się znęcacie nad takiem słabem i wątłem dzieckiem. — Nie ważcie go tknąć, karę przyjmuję sam na siebie.
Na tę chwilę przejeżdżał przez plac sir Gwidon. Ujrzawszy tłum zebrany i Maylesa, stojącego na miejscu ekzekucyi, zawołał:
— Puścić tego żebraka, a podwójną ilość razów, wsypać temu oto nędznikowi, — rzekł, wskazuje na niego.
Gdy chłopczyna chciał stawać w obronie, Gwidon dodał:
— Pamiętaj, że za każde twe niepotrzebne słówka otrzymasz sześć uderzeń.
Nogi Maylesa wyjęto wreszcie z po za desek, poczem obnażono mu plecy, które zaczęto bić batogiem. Edward odwrócił swą zasmuconą twarzyczkę. Łzy strumieniem płynęły po jego twarzy.
— Dobry mój Maylesie, — myślał — ja niezapomnę nigdy o twem dla mnie przywiązaniu.
Mayles nie krzyknął ani razu.
Ten sam tłum, który tak okrutnie szydził przed chwilą jeszcze z Maylesa, widząc poświęcenie tegoż dla biednego chłopczyny zamilkł teraz zupełnie.
Po wymierzonych razach, Maylesa ponownie wsadzono pod pręgierz.
Przestano zeń szydzić, zapanowała cisza i spokój.
Król podszedł do Maylesa, mówiąc doń:
— Najszlachetniejszy człowieku, wywyższę cię przed ludźmi.
Podniósł batóg, który się dotknął skrwawionych pleców Maylesa.
— Edward, król Anglii, — rzekł — obdarza cię tytułem hrabiowskim!