Królowie obieralni: Henryk, Stefan Batory/Nietylko rycerze do bohaterstwa zdolni
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Królowie obieralni: Henryk, Stefan Batory |
Pochodzenie | Legendy, podania i obrazki historyczne |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1909 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Na polskim tronie po ucieczce Walezjusza zasiadł Stefan Batory, książę siedmiogrodzki. Niewielu mieliśmy królów tak rozumnych i energicznych, wielkie też nieszczęście, że krótko panował.
Obcy i nie znający praw krajowych, bardzo prędko zrozumiał, jak ma postępować, do czego dążyć, i umiał wybrać sobie pomocników.
Zaraz z początku, gdy przyzwyczajona do samowoli szlachta opierała się jego żądaniom i nie chciała uchwalić koniecznego na wojnę podatku, zawołał, uniesiony słusznem oburzeniem:
— Nie urodziłem się w stajni, lecz na tronie, — nim zostałem waszym królem, panowałem u siebie, — przybyłem tutaj, boście mię wezwali, — panuję, boście mi oddali władzę, — spełniam, do czego się zobowiązałem, szanuję wasze prawa, — szanujcie i wy moje i spełniajcie, co jest waszym obowiązkiem. Nie będę królem malowanym! raczej powrócę tam, skąd tu przybyłem.
Wspólnie z Janem Zamoyskim monarcha ten uczynił wiele, a zamierzał uczynić jeszcze więcej, gdy nagła śmierć przeszkodziła spełnieniu zamiarów.
Rozumiejąc wielkie znaczenie oświaty, dbał o szkoły i wykształcenie młodzieży. Przy każdej sposobności zwiedzał szkoły, sam zadawał uczniom pytania i zachęcał ich do nauki, zapewniając uboższych, że ona im otworzy wszystkie drogi. Podanie mówi, że raz podczas takiej wizyty jakiś ubogi żaczek lepiej odpowiadał od bogatych paniczów ze świetnemi nazwiskami, wówczas król miał powiedzieć:
— Disce, puer, latine, ego te faciam mości panie (ucz się, chłopcze, łaciny, a zrobię cię mości panem t. j.: szlachcicem).
Za jego panowania toczyła się uparta walka o Inflanty. Król brał w niej udział osobiście, dzielił z wojskiem trudy i niebezpieczeństwa, odniósł nawet ranę, która może przyczyniła się do jego śmierci, lecz ani na chwilę nie stracił energji, potrafił wojsko utrzymać w karności, a sejm zmusić do posłuszeństwa.
W wojnie tej obok rycerzy i jazdy, walczyła piechota, z polskich chłopów złożona.
Był to też pomysł króla.
Dotąd w piechocie zwykle służyli obcy najemnicy, cudzoziemcy, za pieniądze, bo szlachta takiej służby podjąć się nie chciała i tworzyła tylko konnicę. Batory pomyślał jednak, że lepszą piechotę można utworzyć z chłopów i drobnego mieszczaństwa, otwierając tym stanom drogę do szlachectwa przez zasługi na polu walki.
Nie brakowało zuchów pomiędzy kmieciami, ani w mieszczańskim stanie, i lepszymi być mogli obrońcami kraju od tych, co się bili tylko dla zarobku. Więc przed wojną inflancką wybrano rekruta z dóbr królewskich do tak zwanej piechoty wybranieckiej. Wybierano naturalnie najśmielszych, najsilniejszych, to też nowa piechota sprawiła się tak pięknie, że niejedno nazwisko w historji zapisano, i niejeden chłop z wojny powrócił szlachcicem.
Trudna to była wojna: dla wojska trzeba było w puszczach wycinać drogi, zdobywanie warownych grodów wiele krwi kosztowało. Ciężka rozprawa była pod Połockiem. W twierdzy załoga broniła się mężnie, a miasto, prócz drewnianych murów — oblewały wody szerokie, broniąc oblegającym dostępu.
Trzeba było mury podpalić, inaczej niepodobna było zdobyć grodu. A niezdobytego zostawić nie można, bo nieprzyjaciel będzie szarpał armję z tyłu.
Lecz obrońcy czuwali pilnie, podłożony ogień zawsze ugasili, a podpalaczy kładli celnymi strzałami. Szturmy były daremne, szkoda wojska i krwi rozlewu; — zaczęto szeptać, że gród niezdobyty, że trzeba się cofnąć, innej szukać drogi, że tracą czas i siły.
Z rozkazu króla ogłoszono wówczas nagrodę dla zucha, co mury podpali.
I znalazło się zaraz kilku, ale udało się tylko jednemu.
Jakiś kotlarczyk, podobno ze Lwowa, Walenty Wąs, zabrał z sobą pochodnie i kociołek z żarem i szedł pod mury pod kulami armatniemi. Przestrzelono mu rękę, lecz to go nie wstrzymało, znalazł miejsce, gdzie można było podłożyć ogień, rąbał ścianę i podpalał pochodniami, zasilał ogień żarem ze swego kociołka, i wszczął się taki pożar, że ogarnął mury, i miasto się poddało.
W nagrodę otrzymał na miejscu od króla: herb z ręką przestrzeloną, trzymającą pochodnię, i nazwisko szlacheckie Połotyński.
To samo powtórzyło się w tej wojnie pod Wielkiemi Łukami. Wojsko, straciwszy zupełnie nadzieję zdobycia grodu, chciało odstępować, — od złej wody padały konie i umierali ludzie, szturmy były daremne.
Król w rozpaczy, napróżno przekładał, że bez zdobycia twierdzy nie mogą posunąć się dalej, że los wojny może zależy od tego zwycięstwa, — zniechęcenie ogarniało wojsko i dowódzców.
Batory jednak znowu wielki szturm nakazał, obiecując nagrodę ochotnikom, którzy wrota drewniane podpalą.
Tym razem dokonał tego chłop ze wsi Miastkowa, Grzegorz Wieloch, już ranny, ale pałający taką chęcią zdobycia grodu, że pragnął zginąć albo postawić na swojem. Szedł z ogniem w ręku w ogień dział nieprzyjacielskich, postrzelony kilkakrotnie, ogień pod wrota podłożył i czuwał nad nim, póki płomień wielki nie wybuchnął, że już ugasić go nie było można.
Wówczas padł wyczerpany, krwią zalany.
I ten również otrzymał od króla szlachectwo i nazwisko Wielkołuckiego.
Takie przykłady zachęcały innych, przypominały czasy Chrobrego, gdy każdy, kto krwi nie żałował na obronę kraju, rycerzem się stawał i szlachcicem. Tym sposobem zasilić się mógł stan szlachecki najdzielniejszemi jednostkami z ludu, a chłop widział, że odwagą i zasługą wszystkiego dostąpić może.
Tylko, że wielka myśl króla zgasła z nim razem przedwcześnie.
Jan Kochanowski na cześć tego monarchy niejedną pieśń ułożył, chwaląc jego rozum, energję i męstwo, — jedną z nich kończy takim wierszem żartobliwym:
»Gdyś narzeczon Stefanem, już to samo imię
Wróżyło ci koronę i państwo olbrzymie,
Żeś Batory, nazwisko twoje starożytne
Znaczy głęboką mądrość i czyny zaszczytne«.
Aby ten wiersz zrozumieć, trzeba wiedzieć, że wyraz Stefan pochodzi od greckiego, oznaczającego wieniec, a Batory rozłożyć można na dwa greckie wyrazy: głębokość i góra.