Królowie obieralni: Henryk, Stefan Batory/Turniej

<<< Dane tekstu >>>
Autor Cecylia Niewiadomska
Tytuł Królowie obieralni: Henryk, Stefan Batory
Pochodzenie Legendy, podania i obrazki historyczne
Wydawca Gebethner i Wolff
Data wyd. 1909
Druk W. L. Anczyc i Spółka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
Turniej.

I znowu dzień powitań, Kraków wyległ na ulice: król przybywa.
Otoczony poselstwem polskiem, które do Paryża jeździło po niego, z garstką francuskich dworzan i rycerzy, zbliża się Henryk do stolicy kraju, w którym ma odtąd panować.
Arcybiskup, biskupi, kasztelan krakowski, wojewodowie i senatorowie, w otoczeniu kilku tysięcy rycerzy, w zbrojach, na pysznych koniach, złocisto i świetnie wyjechali na drogę aż za Łobzów. Litwa przybyła w 3000 jazdy, — szlachta, mieszczanie, tłum nieprzeliczony, a strojny, wspaniały, w futrach sobolich, w kołpakach z piórami, husarja w srebrnych skrzydłach, rzędy na koniach drogimi kamieniami wysadzane, kolasy purpurowe aksamitne z ozdobami złotemi.
Niechże król obcy, który wyobrażał sobie, że w jakimś dzikim kraju rządzić będzie, pozna, że tutaj nie zbywa na niczem, że w skarbcach polskich pełno, a w głowach niepusto.
Już się przekonał trochę o tem i w Paryżu, gdzie posłowie polscy przemawiali z równą biegłością po łacinie, jak i po francusku, on zaś nawet łaciny nie znał.
Uroczystości trwają przez dni kilka, lecz jakoś obco między królem i narodem. Razi rycerstwo i strój cudzoziemski, i mowa obca, i zwyczaje króla, — a jemu także duszno na Wawelu. Inny był dwór francuski.
Więc aby rozweselić i rozerwać króla, uprzyjemnić mu pobyt na obczyźnie, pokazać, że nie obce i Polakom zabawy, do których przywykł od dzieciństwa, postanowiono podczas koronacji urządzić turniej, czyli rycerską zabawę.
Zabawy takie urządzano często w Europie zachodniej na dworach królów, książąt, możnych panów. Ogradzano znaczną przestrzeń parkanem z ostrych kołów, aby nikt nieproszony nie mógł widzieć, co się tam dzieje, — pospólstwo odpędzano nawet od parkanu, a to głównie z obawy czarów i złych oczu, w które wówczas wierzyli wszyscy.
W takich zamkniętych szrankach toczyły się walki.
Rycerze wjeżdżali tutaj w pełnej zbroi, niekiedy ze spuszczoną przyłbicą, aby nie dać się poznać nikomu przed walką. W takim razie jednak musieli heroldom powiedzieć imię, ażeby ktoś podstępem nie przywłaszczył sobie praw rycerza. Mógł rycerz także mieć przy sobie giermka, za którego uczciwość odpowiadał.
Nad porządkiem turnieju czuwali heroldowie, ludzie doświadczeni w tych sprawach i znający wszelkie prawa i przepisy, według których odbywały się takie zabawy. Na znak herolda walka się rozpoczynała, on mógł przerwać ją każdej chwili; herold znał nazwiska walczących rycerzy i ogłaszał je po zwycięstwie.
Szranki otaczała galerja dla widzów. Tu zasiadali sędziowie turnieju, którzy przyznawali zwycięzcom nagrody, goście, damy, rycerze, dworzanie.
Na turniej dla Henryka Walezjusza ogrodzono równe i szerokie błonie za Kleparzem, — galerję widzów ozdobiono kobiercami, złotogłowiem i chorągwiami. Obok białego orła i pogoni powiewały z wiatrem i lilje królewskie, białe w błękitnem polu.
Jadą od strony miasta złociste kolebki i strojne tłumy konno. Henryk, otoczony swymi dworzanami, w hiszpańskim stroju: spodnie krótkie do kolan, z białego atłasu, i takaż bufiasta westa, rodzaj bluzy i kamizelki zarazem, ozdobiona kosztownemi koronkami; na tem płaszcz aksamitny purpurowy, krótki, a na głowie czapeczka, zwana tokiem, do której olbrzymi djament przytwierdzał kitę z piór czaplich; na szyi złoty łańcuch z hiszpańskim orderem złotego runa; buty czerwone, krótkie i białe cienkie pończochy[1].
Jechał na białym koniu z czarną grzywą, ogonem i kopytami, którego dostał od króla hiszpańskiego, — rząd na koniu, siodło, uzda i strzemiona wysadzane były gęsto rubinami, a na czapraku orzeł polski i trzy lilje, djamentami wyszyte.
Książę Radziwiłł, panowie Zborowscy, książę Wiśniowiecki jechali przy królu, olśniewając bogactwem swego stroju i mnogością drogich kamieni. Niektórzy z panów polskich i litewskich przywdzieli strój hiszpański, za przykładem króla; suknie dam dworu perłami naszyte, mieniły się barwami tęczy, na głowach miały kosztowne ozdoby z brylantów, pereł i rubinów; szaty aksamitne, atłasy, złotogłów, futra kosztowne.
Wszyscy zajęli miejsca na galerji, w loży sędziów wojewoda Opaliński, kasztelanowie Tęczyński i Wapowski, obok w bogatych strojach heroldowie.
Rycerze uroczyście składali przysięgę, iż żaden nie posiada talizmanu, któryby dopomagał jego szczęściu i wspierał męstwo wrodzone; iż każdy walczyć będzie według praw rycerskich, Boskiej jedynie wzywając pomocy; iż na głos surmy w najzaciętszej bitwie natychmiast walki zaprzestanie.
Po skończonej przysiędze król skinął, i w tej chwili heroldowie wystąpili na środek placu, aby odczytać głośno warunki turnieju i przypomnieć rycerzom prawa, które obowiązują w tej zabawie.
Teraz rozpoczęły się igrzyska.
Pierwszy wystąpił w szranki książę Janusz Radziwiłł, w zbroi połyskującej jak zwierciadło i złocistym szyszaku, — i Samuel Zborowski w zbroi z błękitnej stali. Obaj na pysznych koniach stanęli naprzeciwko siebie i starli się w największym pędzie, uderzając kopjami o pancerze. Kopje rozprysnęły się w kawałki, lecz żaden z nich nie zachwiał się na siodle, nie wypuścił strzemion.
Na tem poprzestali w tem pierwszem spotkaniu.
Teraz francuscy i polscy rycerze mierzyli się z sobą kolejno, z różnem szczęściem, lecz żadna strona przewagi otrzymać nie mogła. Według przepisanego porządku, kto raz opuścił siodło, nie miał prawa już walczyć, więc coraz ktoś z rycerzy ustępował i ze spuszczoną głową stawał na uboczu. Ale siły stron obu zostawały równe.
Wreszcie według programu przyszło do bitwy ogólnej na ostre, — każdy mógł w niej użyć według własnej woli kopji, topora, czekanu i miecza.
Wystąpiło po 15 rycerzy z każdej strony, przedstawiając obóz polski i francuski, i uderzyli na siebie z łoskotem.
W pierwszem starciu skruszyli kopje i w mgnieniu oka odrzucono wszystkie razem, całe i połamane.
Rozpoczął się groźniejszy bój na miecze. Walczono z zaciętością, zdumiewając sztuką i siłą; od czasu do czasu padał który z zapaśników jednej lub drugiej strony, wyniesiono już trzech Francuzów i pięciu Polaków, zdawało się przez chwilę, że zwycięstwo chyli się na stronę Francji, którą wspierał potężną siłą Samuel Zborowski, kiedy nieznany rycerz z polskiej strony ze spuszczoną przyłbicą rzucił się na pomoc swoim i potężnym ciosem obalił siostrzeńca Zborowskich.
Zawrzała straszna i zacięta walka: grzmiały ciężkie topory o żelazne blachy, pasowali się z sobą najsilniejsi przeciwnicy, i król strwożony nagle losem swoich dworzan, nie chcąc, ażeby z walki wyszli zwyciężeni, dał rozkaz, aby wszyscy opuścili szranki, oprócz Samuela i nieznanego rycerza, pojedynek między którymi miał być zakończeniem turnieju.
Na galerji zaległo pełne podziwu milczenie: uderzały topory, gięła się stal hartowna, każda chwila groziła śmiercią jednemu z walczących, kiedy nagle Zborowski, topór cisnąwszy o ziemię, rzucił się na przeciwnika, objął go wpół i siłą swych żelaznych ramion chciał zepchnąć z konia. Lecz nieznajomy rycerz chwycił go nawzajem, i po kilku sekundach szamotania runęli obaj z koni.
Samuel zerwał się pierwszy, przycisnął kolanami piersi leżącego i zawołał z wściekłością.
— Proś, żebym ci darował życie, bo zginiesz!
I podniósł nad nim puginał.
Nieznajomy tymczasem chwycił za miecz, gotów bronić się jeszcze, ale głos surmy zabrzmiał, walkę musiano przerwać.
Według praw rycerskich pokonany musiał zdjąć teraz szyszak i dać się poznać zwycięzcy. Wszystkie oczy zwróciły się na niego, wszyscy czekali na to z największą ciekawością.
Rycerz podniósł przyłbicę — nikt go nie znał!
Lecz poznał go Samuel: to dworzanin pana Tęczyńskiego.
Zawrzała w nim dumna krew panów: taki pachołek śmiał się z nim potykać! Z nim, ze Zborowskim! Pozbawić go tryumfu zwycięstwa!
I zamiast podać rękę godnemu przeciwnikowi, z zaciekłością i wzgardą zwrócił się ku Tęczyńskiemu.
— Nie śmiałeś się waszmość sam ze mną potykać, ale nasłałeś na mnie sługę swego. Potrafię to na waści powetować!
Nieopisany gwar powstał zewsząd na te słowa: to obraza całego stanu szlacheckiego! Służba na dworze pana — to szkoła szlachcica! Nikomu nie ubliża. Szlachcic na zagrodzie równy wojewodzie! Precz ze Zborowskim! Niech zobaczy, czego dokaże bez szlachty.
Nadaremnie usiłowali bracia Samuela uspokoić powszechne oburzenie i skłonić go, aby obrażonych przeprosił. Samuel stał niewzruszony i wzgardliwy, jak gdyby wszystkich wyzywał do walki.
Aby przerwać to zajście, król kazał ogłosić Zborowskiego zwycięzcą i skinął na niego, aby się zbliżył po należną mu nagrodę.
Ponieważ jednak wielu przeciwników pozostało niepokonanych i zdolnych do dalszego boju, król obdarzał obie strony nagrodami, które stanowiły: spinki brylantowe, konie wielkiej wartości, złote łańcuchy, rzędy bogate, futra, — wkońcu zaprosił wszystkich do swojego stołu.

Nie był to jednak koniec tej zabawy: kilku rycerzy z ran odniesionych umarło, — Samuel zabił nazajutrz kasztelana Wapowskiego, gdy spotkał go z Tęczyńskim na ulicy i wznowił wczorajszą kłótnię, — za to wygnany z kraju, gdy lekceważąc prawa, powrócił za Stefana Batorego, — ścięty został w Krakowie.
Taki był smutny koniec i następstwa zabawy koronacyjnej. Nic dziwnego, że wkrótce potem duchowieństwo zabroniło turniejów najsurowiej, grożąc klątwą każdemu, ktoby w nich brał udział.





  1. Podług Rzewuskiego: »Zamek krakowski«.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Cecylia Niewiadomska.