Krótkie opisanie życia Ludwiki Maryi, z francuskiej królewny Karmelitki bosej
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Krótkie opisanie życia Ludwiki Maryi, z francuskiej królewny Karmelitki bosej |
Pochodzenie | Wielebna siostra Teresa od św. Augustyna Karmelitanka Bosa |
Wydawca | OO. Karmelici Bosi w Czerny |
Data wyd. | 1897 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Ludwika Marya, królewna francuska, córka była Ludwika XV. i Maryi z Leszczyńskich, królewny polskiej, księżniczki lotaryńskiej, a ciotka panującego dziś króla francuskiego Ludwika XVI. Te, tak wysokie i bogate tytuły (mówiąc z Hieronimem) nie przeto ją po śmierci zdobią, iż je miała: ale że je mając, mężnie niemi, aż do zadziwienia całego świata, dla Boga wzgardziła: Non laudis esse possidere divitias, sed pro Christo eas contemnere; non tumere ad honores, sed pro Dei Fide eos parvi pendere... Non quod habentibus grandia sint, sed quod contemnentibus mirabilia.
Urodzona r. 1737 dnia 15 Lipca, wielkiemi natury darami z laty była obdarzona, przeto też, osobliwszym sposobem, od rodziców swych była kochana, tej ku sobie rodziców miłości szczególnie używać zwykła na wsparcie rozmaitych osób ratunku potrzebujących. Powaga tej królewny z ludzkością złączona, wszystkim do siebie przystęp dawała; a śmiałość jej i poufałość, wysoką roztropnością rządzona, wiele łask dla potrzebnych wsparcia ludzi u króla ojca swego łacno otrzymywała.
Co się tyczy osobistych cnót chrześciańskich, te ona od matki swej z mlekiem wyssała i dziedzictwem prawie wzięła. Będąc królewną francuską (o jak piękny przykład dla wszystkich dam!) codzień medytacyą czyli rozmyślanie o rzeczach wiecznych odprawiała; codzień czytaniem ksiąg duchownych bawiła się; do ŚŚ. Sakramentów, spowiedzi i Komunii często przystępowała; rozrywek światowych, zwłaszcza wolniejszych, pilnie unikała; ksiąg dla religii i obyczajów zdradliwych, alboliteż próżnych i bałamuckich (jakiemi dzisiejsze niektóre damy bawią się i psują się) nigdy do rak nie brała. Matka jej, pobożności pełna królowa, widząc tak świątobliwe życie swej córki, przed pewnemi duchownemi osobami, wieszczym niby duchem raz rzekła: Wszystko mi się widzi, że moja córka Ludwika będzie zakonnicą.
Stojąc na tym chrześciańskiej doskonałości stopniu mogła rzec do Chrystusa z owym bogatym ewangelicznym młodzianem, iż od młodości swej wszystkie przykazania Boskie wiernie zachowała: Servavi haec a iuventute mea: a zatem, jak tamtemu młodzieńcowi ustnie, tak tej świątobliwej królewnie do serca Chrystus, rzekł: iż jeśli chce być doskonałą, aby opuściwszy wszystko, poszła za nim w stanie zakonnym, a to jeszcze w takim zakonie, który jest jeden z najostrzejszych i uboższych, to jest Karmelitek Bosych. Wszakże ów ewangeliczny młodzian, na tak trudne słowa Chrystusa, odszedł od niego smutny, bo był bogaty: Abiit tristis; erat enim habens multas possessiones, i który (jak mówi wspomniony wyżej Hieronim) w zachowaniu wszystkich przykazań wygrał, w oddaleniu się od bogactw przegrał: Qui omnia se fecisse dicebat, in primo certamine divitias vincere non potest. Ta zaś królewna, jak godnością urodzenia i bogactwami owego młodziana nierównie pewnie przechodziła, tak go i w cnocie przewyższyła; a gdy tamten przytomnego nawet Chrystusa rady nie usłuchał, ta na samo wnętrzne natchnienie poszła za wołającym Zbawicielem.
Nim to wykonała, chciała naprzód podług nauki samegoż Chrystusa doświadczyć, czy słabość ciała, tak wielką odmianę stanu wytrzyma: Prius sedens computat sumptus, przeto przyuczając się zawczasu do życia zakonnego, zaraz u stołu od wszystkich wybornych potraw zaczęła się wstrzymywać, pospolitych tylko zażywając, a gdy ich nie było, samym prawie chlebem obiad odbywała; i gdy to widział kuchmistrz, rozumiał, iż są nie do smaku królewnie potrawy, a zatem na inne, coraz delikatniejsze wysadzał się; a ona ich bardziej nie tykała, każąc sobie gotować potrawy pospolite, a przez Post Wielki same tylko mleczne, pod tym pozorem, iż są jej zdrowiu pożyteczniejsze; tak dalece, że rozeszła się u dworu wieść, iż królewna Ludwika w chorobę hipokondryi wpadła, gdyż żaden kuchmistrz dogodzić jej w potrawach nie może. To o chorobie jej hipokondrycznej mniemanie bardziej jeszcze rosło, gdy pod pokrywką także zdrowia, nosić zaczęła na ciele bieliznę grubą, niby przeciwko reumatyzmom; i odrzuciwszy wszelkie miękkości w pościeli, twardych tylko materaców używała. Dostała także skrycie obuwia Karmelitek, z grubych krajek do podeszwy przyszytych udziałanego, do którego noszenia przyuczała się, gdy sama tylko była w zamkniętym pokoju. Ta ostatnia obówia próba była jej prawie najcięższa, gdyż w nodze przywykłej do wysokich korków, sandały te bez żadnych napiętków, suche żyły prawie nadrywały.
Podbiwszy tak delikatne swe ciało, doświadczyła na sobie, iż (podług nauki Pawła Apostoła) wszystko człek może, gdy mu Bóg pomoże i który daje powołanie, da i wytrzymanie.
Lecz zwyciężywszy już siebie, trzeba było zwyciężać rodziców w otrzymaniu na stan zakonny pozwolenia. Wtem podobało się Bogu zebrać z tego świata świątobliwą jej matkę; ale zostawał jeszcze ojciec, a ojciec ten, który ją dziwnie kochał.
Zwierzyła się z swych myśli przed sławnym z świątobliwości swym pasterzem, Krzysztofem Beaumont, arcybiskupem paryskim, aby on u króla wyrobił to trudne pozwolenie. Długo arcybiskup wymawiał się, mając za rzecz niepodobną otrzymania takiego pozwolenia; ale gdy królewna ze łzami nalegać nie przestawała, odważył się naostatek i królowi rzecz tę (w oczach świata tak dziką) przedłożył. Ani słuchać król o tem nie chciał i nalegającemu jak najostrożniej arcybiskupowi za ośm dni kazał do siebie powrócić. Powrócił do króla arcybiskup i po długich trudnościach oznajmił królowi, iż jeżeli królewna nie otrzyma pozwolenia tak gorąco żądanego, może ciężko zachorować i umrzeć. Przerażony tem król, łzami się zalał i pozwolenie naostatek dał, mówiąc: Wolę ją widzieć żywą u Karmelitek, aniżeli umarłą w pałacu. Rzecz ta cała w wielkim sekrecie była trzymana.
Od tego czasu, w wielkim smutku król zostawał, a żaden przyczyny domyśleć się nie mógł. Dniem przed wyjazdem do klasztoru królewny, przyszedł król (podług swego zwyczaju) na śniadanie do swych trzech córek, gdzie była jeszcze i ta Ludwika. Starsze dwie siostry widząc króla smutnego, starały się swemi żartami rozweselić; lecz król rozweselenia żadnego nie przyjmując, do rozweselających rzekł: Kto się dziś śmieje, jutro będzie płakał. To się po całym dworze rozniosło, a żaden o przyczynie nie wiedział.
Nazajutrz raniutenko, to jest dnia 13 Września 1770 (mając wtenczas wieku swego lat 34 niespełna) z damą swą pałacową i z dworskiemi wyjechała z Wersalu do miasteczka S. Dyonizego (gdzie się też grzebią królowie i familia królewska) niby chcąc odwiedzić grób matki swojej. Wjechawszy do tego miasteczka, kazała stanąć przed klasztorem Panien Karmelitek Bosych, rozkazała oraz wszystkim na ulicy w powozach zaczekać, i poszła sama jedna do klasztoru; gdzie ostrzeżone już o wszystkiem panny zakonne na kurytarzu za furtą czekały. Otworzono zaraz drzwi żelazne, za które wszedłszy królewna, upadła na kolana, prosząc o przyjęcie do zakonu.
Stanąwszy potem za kratą już zakonną, przywołała z ulicy damę swą pałacową z dworskiemi i rzekła do nich z za kraty: Powracajcie do Wersalu, bo już ja tu na zawsze zostanę. Zadziwiona dama pałacowa, oparła się temu rozkazowi, ponieważ była stróżem osoby królewny. Królewna na to list królewski jej pokazała, pozwalający jej zostać Karmelitką Bosą. Jaki tam płacz i omdlewania tej damy pałacowej i wszystkich dworskich nastąpiły, żadne pióro opisać tego nie potrafi.
Gdy ta tak dziwna scena odprawiała się w klasztorze św. Dyonizego, pod tenże prawie czas druga podobna widzieć się dała w Wersalu. Król, o wyjechaniu sekretnem swej córki do klasztoru już wiedzący, przyszedł do pozostałych dwóch córek, Adelaidy i Wiktoryi, na zwykłe śniadanie; nie widząc zaś tam królewny Ludwiki, smutnym tonem pytał się: Gdzie jest Ludwika? Posłały zaraz królewny do apartamentu Ludwiki, oznajmiając, iż król na śniadanie już przyszedł; ale jej apartament zamknięty naleziono i dopukać się nie możono. Król przechadzając się smutny po pokoju, coraz powtarzał: Gdzie Ludwika? poselstwa też coraz do jej apartamentu powtarzały się, naostatek i same starsze królewny (widząc smutnego i niecierpliwego króla) tamże biegały, ale dopukać się nie mogły. Zatem król rzekł: Nie szukajcie dalej Ludwiki, już tu jej więcej nie obaczycie. Przerażone temi słowy królewny krzyknęły: To pewnie już umarła? Król na to: Nie mówię, że umarła, ale że jej więcej tu nie obaczycie; już ona jest w klasztorze św. Dyonizego i tam do zakonu Karmelitek Bosych wstąpiła. Na te słowa królewny zemdlały, na kanapy padły; a król zalawszy się łzami i odrzekłszy się śniadania, z pokoju wyszedł.
Gdy się ten sekret wydał, wszyscy prawowierni wielbili Boga, iż ten tak wielki łaski swej cud, w naszym też wieku raczył pokazać. Przeciwnie zaś, owe dzisiejsze filozofy, to jest bez żadnej prawdziwej religii i (jak mówi Paweł Apostoł) bydlęcy ludzie, w głowę prawie zachodzili, nie mogąc tego pojąć, że w tym wieku, w którym stan zakonny tak oni potrafili ohydzić i poniżyć, a oto do niego wstąpiła francuska królewna: Animalis homo, non percipit ea, quae sunt Spiritus Dei; stultitia enim est illi, et non potest intelligere; przeto też, nie chcąc to tak wielkie dzieło przypisać dziwnej i wielkiej łasce Boskiej, wymyślali i rozsiewali niezliczone inne przyczyny, czem rozmaitsze tem głupsze i fałszywsze. I nie dziw, bo ci ludzie są z rodzaju tych, o których dawno napisał drugi Apostoł, iż czego pojąć nie mogą, przeciwko temu bluźnią: Quaecumque ignorant, blasphemant; quaecumque autem naturaliter (tanquam muta animalia) norunt, in his corrumpuntur (In. 10.).
Zasiadłszy w zakonie na próbie i odprawiając nowicyat, wielkie wytrzymała naprzykrzenia od wysokiej godności osób, iż jeżeli chce żyć w stanie duchownym, ażeby raczej obrała inny zakon, w którym i lżejsza jest reguła i są bogate dla ksień do kilkukroć sto tysięcy dochody. Ale ona na to odpowiadała: Żebym wygód i bogactw szukała, tobym w pałacu królewskim została. Ofiarujecie mnie to, od czego, Bogu dzięki, żem uciekła. Wiecznych ja wygód i bogactw szukam, nie doczesnych.
Papież podówczas panujący Klemens XIV. uważając na ostrość reguły Karmelitek Bosych, mając wzgląd na delikatną kompleksyę królewny, przysłał Breve, dyspensując ją i uwalniając od postów i innych ostrości zakonnych, pozwalając oraz i mięsnych potraw używać. Tej dyspensy nigdy ta królewna nie używała; ani ją na to namówić mógł sam ojciec Ludwik XV., który ją przez wszystkie aż do swojej śmierci lata zwykł zawsze nawiedzać przynajmniej dwa razy w miesiąc, po kilka godzin w jej ubogiej i ciasnej komórce bawić się.
Jakoż, tak w mieszkaniu, jako w odzieniu i jedzeniu żadnej najmniejszej nad inne wszystkie zakonnice wygody nie przypuszczała, a w pracach i usługach najpodlejszych inne uprzedzała; słabe też i stare zakonne swe siostry w tychże pracach i posługach z niewypowiedzianą ochotą wyręczała i zastępowała.
Panujący dziś cesarz Józef II. będąc we Francyi, co o tej królewnie słyszał, chciał to sam widzieć. Wpuszczony do klasztoru, wszedł do jej komórki i łóżko jej pilnie oglądając i rękami swemi pościółkę przewracając, gdy nic nie znalazł jak tylko prosty słomiak i grubą z sierści robioną istną niby gunię bez żadnej bielizny, z wielkiem zadziwieniem od niej wyszedł.
W zachowaniu najmniejszych nawet reguł i przepisów była zawsze nie przełamaną. Przepis jest w owym klasztorze, iż która zakonnica do stołu spóźni się, całego chleba jej nie dają, ale tylko pozostałe od drugich ułomki i reszty. Nieraz się zdarzyło, iż z odwiedzającemi ją najpierwszej godności osobami dłużej u kraty bawić się musząc, późno do refektarza przyszła; lubo dla niej cały chleb kładziono, ona go jednak nie tknęła, ale ułomków po drugich pozostałych szukała i niemi się posilała.
Na siebie wcale nie pomnąca, o dobro powszechne klasztoru wielce była troskliwa. Za jej staraniem stanął przy tym klasztorze wspaniały i jeden z najpiękniejszych we Francyi kościół, kosztem dzisiejszego króla Ludwika XVI. wystawiony. Radzono jej, aby o piękniejszym i wygodniejszym klasztorze też dla siebie pomyśliła; lecz ona na to odpowiedziała: Czy chcemy, żeby Karmelitki w pałacu mieszkały? Że jednak ten klasztor w ostatnim ubóstwie zostawał i koniecznych nawet potrzeb oganiać czem nie miał, wyrobiła dla niego u ojca swego Ludwika XV. wieczną coroczną pensyą na opactwie św. Germana do trzydziestu kilku tysięcy franków wynoszącą. Innym też obcym osobom w rozmaitych potrzebach zostających, ile możności swem wstawieniem się u dworu służyła.
Jej starania i opieki zagraniczne nawet (i tutejsze w Warszawie) doznawały Karmelitek Bosych klasztory. Rugowano z Belgium austryackiego swego zakonu panny, z wielką ludzkością do swego ubogiego i ciasnego klasztoru przyjęła, a że miejsca dla nich nie było, wybudowanie nowych komórek u teraźniejszego króla, synowca swego uprosiła.
Naśladując fundatorkę zakonu swego, św. Teresę, umyśliła wprowadzić ścisłą dawnych Karmelitów regułę i między mężczyzny we Francyi. Przeto otrzymała od ojca swego Ludwika XV. obszerny i piękny Karmelitów klasztor, tuż przy Paryżu w Charanton, ażeby w nim ci tylko zakonnicy Karmelici mieszkali, którzyby dawną ścisłą regułę chcieli zachowywać. Gorliwość i osobisty przykład tej królewny wielu zakonników zachęcał, iż się pod tę surowość dawnej reguły poddali, i klasztor ów napełnili.
Nabożeństwo osobliwsze miała do Serca Jezusowego i Matki Jego, tudzież do św. Alojzego Gonzagi i do św. Stanisława Kostki, którego swym ziomkiem nazywała, bo też z królewny polskiej rodziła się. Toż nabożeństwo po innych zakonu swego klasztorach z wielką gorliwością wprowadzała.
Żyła w tak ostrej życia świątobliwości od wstąpienia do zakonu przez lat 17, a od profesyi zakonnej przez lat 16. Poszła do wieczności po nagrodę tak wielkich i tak wiekami rzadkich swych zasług, dnia 23 grudnia, roku przeszłego 1787, mając lat życia swego 51, zostawiwszy nam przykład wysokich i heroicznych swych cnót: jednych do zadziwienia, innych do naśladowania, a wszystkich do zbudowania.
Krótkie to opisanie życia tej ołtarza godnej królewny, godzi się zakończyć temi słowy, któremi niegdyś zakończył wspomniony już nieraz Hieronim opisanie życia zacnej owej swej Pauli, modlitwom jej przed Bogiem oddając się, aby przez wiarę i uczynki z Chrystusem już złączona, łacniej przytomną będąc uprosiła: Vale o Paula! (a my mówimy Vale o Ludovica!) et Cultoris tui ultimam senectutem, orationibus iuva. Fides et opera, Christo te faciant; praesens facilius, quod postulas, impetrabis.