Krakus książe nieznany/I
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Krakus książe nieznany |
Podtytuł | Tragedya |
Pochodzenie | Poezye Cypriana Norwida |
Wydawca | F. H. Brockhaus |
Data wyd. | 1863 |
Miejsce wyd. | Lipsk |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
I.
(Wnętrze pustelni w okolicach Karpat.)
STARZEC.
Dzień mię odpycha a noc mię woła.
Czuję — że długo tu nie zabawię:
Zostawię tobie świecę — gęśl — zioła —
Świecę, gęśl, zioła tobie zostawię.
Ostatnie słowo, gdy przyjdzie chwila
Tchnę ci na czoło twe jak motyla:
Człek bierze z ciągu rzeczy zadatek,
Acz siłę brania przynosi z sobą
Początek nie nasz, ani ostatek:
Ostatnie słowo z ostatnią dobą! —
Ostatnie słowo — mój Lilianie
Choćby mi głosu już nie starczyło
Pokażę tobie palcem na ścianie
I nie zrozumiesz — lecz powiesz «było»
I nieme pomnieć będziesz kazanie,
Chodząc jak senny z palcem na czole;
Aż w myśli tobie wyraźnie stanie
Jakoby duchem — i dasz mu wolę
Sam przyobleczesz pewności ciałem,
I rzekniesz głośno to, co rzec chciałem!
Byli tu nie raz, byli tu przecie
Ci, co mądrości szukają w świecie.
Na jesionowym tym jadłem stole
Z mężem, co dla niej znosił i bole —
Het! — z za wielkiego przybyłym morza,
Gdzie chmur na niebie nie ma bynajmniej,
A w gwiazdach ręka pisuje Boża.
Gór tam jest sporo — a ziół jest najmniej.
Był tu i z Azjej mędrzec koronny,
Człowiek słodyczy wielkiej i ładu —
I rycerz co się urodził konny,
Pokryty łuską jak piersi gadu.
Królowa jedna w progi tej chaty,
Jak zachodzące słońce czerwono,
Rękoma ciężkie niosąc szkarłaty,
Wchodziła z swoją złotą koroną;
A chłopiec za nią idąc służebny,
Niósł jeszcze drugi płaszcz, niepotrzebny!
LILJAN.
Ojcze! — dwóch mężów właśnie w tej chwili
Słyszę, jakoście słuchać uczyli:
Z bioder się mieczów dwa im kołysze. —
STARZEC.
Synu! — uczyłem cię słyszeć ciszę.
Synu — kto ciszę słyszał aż do dna
Temu i trumna bywa wygodna;
Ale jest nocna cisza i dzienna,
Jest dno mająca i jest bezdenna —
A o tej drugiej rzecz zbyt zawiła;
Co nie dopowiem, powie mogiła.
LILJAN.
Ojcze! Po suchym listku olszyny
Niechby się pająk przetoczył siny —
Słuchem —
Duchem —
Szlaki jego zwietrzę:
I rzeczy przyszłych bladawe świty,
Nim na odległe wpłyną zenity
Mgnieniem —
Tchnieniem —
Wchłonę jak powietrze.
STARZEC.
Synu — zmysł młody i ochroniony,
Użyty dobrze zaraz z powicia,
Droższy jest niźli wszystkie miliony —
A jednak któżby znał to za życia,
Gdyby mu inny w czemś umorzony
Takowej wiedzy skąpił odkrycia?
A przeto zmarli, a przeto zeszli
Nie są to jacyś co ich nie było;
Nie ma ni może kiedyś być — jeźli
I własną przez nich rozrządzasz siłą,
Rzecz ta, wszelako zbyt jest zawiła
Co nie dopowiem, powie mogiła —
LILJAN.
Mistrzu — na oko mężów już obu
Widzę — bez twego patrząc sposobu —
Jeden się z drugim wadzi po drodze —
Są królewice, bracia i wodze:
Ani za łosiem gnali w te lasy,
Po żebrach koni krwawiąc obcasy;
Ani zbłąkali się i chcą cienia,
Ani im woda ujmie pragnienia —
STARZEC.
Zgadobliwością zabiedz im drogę,
Ni poznać czemu idą, nie mogę:
Starcowi nie raz niższych sił zbywa;
Dzień mię odbiega a noc mię wzywa —
Odbiega dzień mię a noc mię woła,
Czuję — że długo już nie zabawię —
Zostawię tobie świecę, gęśl, zioła,
Świecę, gęśl, zioła, tobie zostawię.
LILJAN.
Przyszli — i stoją —
STARZEC.
Wołaj rycerzy —
LILJAN.
Chodźcie mężowie! staruszek leży —
RAKUS, wchodząc.
Na pocisk procy, przed domu progiem
Nieco się wstrzymać, jest rzecz godziwa;
Do grodu, zwykłem słać chłopca z rogiem
Co trąbiąc, imię moje nazywa —
Trąbienia sztukę zna jako mowę
Tak, że się straże dziwią grodowe:
Panny, z lipowych patrzają alej
A ja mu kiwam: trąb waszeć dalej —
Tego, brat Krakus, jakby sosenkę
Z rozkutym koniem zostawił w boru —
Dobrze, że Ojcze, nie macie dworu —
Przyszłoby wjazd nasz otrąbić w rękę —
Książę brat Krakus gwoźdźmi złotemi,
Gdzie konia ruszy, sieje po ziemi:
A ja mam zwyczaj że koń pierw legnie,
Nim się co na nim złamie lub zegnie.
KRAKUS.
Wstydzisz mię bracie —
RAKUS.
Sprawiam się raczej,
Jak gdy kto naprzód wyszle tłomaczy
Cóż-bo osoba może sędziwa
Mniemać — gdy z jednym koniem i sługą
Dwóch wchodzi książąt: —
STARZEC, przerywając.
Nie raz to bywa
Będzie, bywało i potrwa długo —
(do Krakusa)
Książę Krakusie, słowy swojemi
Rzeknijcie za się niebu i ziemi
KRAKUS.
Synowie Króla jesteśmy z grodu,
Gdzie pierwej cudna władnęła Pani,
Przez którą Niemce są odegnani —
Lecz czar się przeniósł w serce narodu
I pod czterema zamku węgłami
Smok jamę czarną wykopał kłami.
Z tym Ojciec boje ustawne zwodzi,
Jak z nawałnicą leżący w łodzi.
I nie raz w okna gdzie starzec drzymie,
Po głazach skrzele wplusną olbrzymie,
Jakoby bluszczu zielona struga:
Skosisz ją — drzwiami podpłynie druga.
Tak co noc! — pokąd jeden z oszczepem,
A drugi z kutym stoi pół-cepem
Przy drzwiach — u okien ciosowej ramy
Sto jasnych włóczni na czole bramy;
Sto drugie pókąd w odwodzie mamy,
Do póty żywot pędzimy taki
Jak w strzelca domu zalęgłe ptaki.
Już każdej z komnat drzwi, okna, progi
Posoką gadu spluskane czernią,
A jeszcze żyje on rdzenio-wrogi
I człony jego wciąż się bezmiernią —
I końca nie ma temu gadowi
Aż ramie w bezwład opadać musi,
Aż z wiórów trupa zgnilizna dusi,
A nie ma końca temu smokowi! —
STARZEC.
Któż z was był rajcą, by szukać rady?
RAKUZ.
Ja pierwszy byłem!
KRAKUS.
— A jam opieszał
RAKUZ.
Naglić musiałem żeby pośpieszał
STARZEC.
Nie będzie gadem kto zetrze gady,
Gadem nie będzie kto gady zetrze —
Sprawa ta stała się już daleko
Za górą siódmą, za siódmą rzeką,
A tu nawiewa z owąd powietrze,
A tu się tylko ostatki wleką.
Dziewicy nogą w ziemi dalekiej
Smokowi głowę starto pierwotną;
To zaś jest tylko odrośl kaleki:
Jeźli już gnije skoro go potną,
Jeźli, gdy mieczem odwalisz sporo,
Nowe się gady z niego nie biorą.
Byli tu tacy — byli tu przecie
Ci, co mądrości szukają w świecie:
Na jesionowym tym jadłem stole
Z mężem, co dla niej znosił i bole
Het! z za wielkiego przybyłym morza:
Ten, sprawę Węża na pamięć umiał
I znał co ręka z nim czyni Boża:
Słuchałem długo — ażem się zdumiał!
Długo słuchałem tego pielgrzyma!
Co jabłoń owdzie posadził złotą;
Gdzie łucznik konia waszego trzyma.
Tę mówię jabłoń posadził oto,
Błogosławieństwa znak kładąc na niej —
A odtąd co rok owoce niesie,
Wonność po całym rozlewa lesie;
Ptastwo ją mija, robak nie rani —
Nie będzie gadem, kto niszczy gady,
Gadem nie będzie kto gady niszczy —
Smok pierwszy runął i zionął jady,
I to się jeszcze pryszczy a pryszczy.
Książęta, jedźcie za siódmą skałę,
Gdzie leżą śniegi na Tatrach białe:
Za siódmą skałą najdzie się struga,
Co między głazy promieniem mruga,
A potem w rzeki urasta żyłę —
Wodę z niej hełmem kto pił miedzianym,
Bywał mu z wodą i sposób zlanym;
Zdobywał fortel, zyskiwał siłę
Przeciwko smokom odwylęganym.
Lubo jest rzadki, co fortel z siłą
W doraźną umiał zamienić wolę,
Zawsze się jedno z drugiem wadziło:
Mówiłbym dłużej, lecz cierpię bole —
Dzień mię odbiega, a noc mię woła.
Lilian niech wam będzie gościnnym
Zostawię po mnie świecę, gęśl, zioła —
Świecę, gęśl, zioła: zostawię innym —
(Głosem cichszym.)
Książęta jedźcie za siódmą skałę,
Gdzie śniegi leżą na Tatrach białe —
RAKUZ.
Strugi jak pytać? i pytać kogo?
STARZEC.
Cel drogi bywa z skończoną drogą,
Grotem się włócznia zazwyczaj kończy,
Wrębem się kończą brzegi opończy:
Człek nie wie, mówiąc o tem i owem,
Że słów granice są jeszcze słowem.
LILJAN.
Książęta jedźcie za siódmą skałę,
Za siódmą skałę, gdzie śniegi białe —
(Książęta wychodzą. LILJAN, do pustelnika.)
Mężowie wyszli, wadząc się z sobą.
STARZEC.
Gdzie zwada braci zdwoi rodzonych,
Nie kwap się trzecią stawać osobą:
Osobą trzecią braci zwaśnionych
Milczenie najprzód bywa — a potem
Służalec, człowiek kupiony złotem;
By zaprzestawszy swego istnienia,
Dla powaśnionych był zejściem gniewu —
Ten, gdyby zbywał, będą kląć drzewu,
Lub z przydrożnego szydzić kamienia.
Aż gniew, który jest właśnie że owem
Zapowietrzeniem po-jaszczurowem,
Wyrozpoznawa się i wypienia!
(Po chwili.)
— Zmierzyłem ja ich tą siódmą skałą!
Dni siedm, niech błądzą zdala od domu,
By co jest marą, snem się wydało:
A Bóg da resztę — jak będzie komu! —