Krakus książe nieznany/II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Krakus książe nieznany |
Podtytuł | Tragedya |
Pochodzenie | Poezye Cypriana Norwida |
Wydawca | F. H. Brockhaus |
Data wyd. | 1863 |
Miejsce wyd. | Lipsk |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
II.
(Głęboka puszcza — noc.)
RAKUZ.
Trębacza w lesie z rozkowanym koniem
Zostawić przyszło — dobrze! — Za nim w ślady
Łucznika — dobrze! — A teraz mój gniady —
Dla mnie —
(Siadając na koń.)
Nie dzielę się już pod-ogoniem:
Braterstwa lękam się równie jak zdrady.
KRAKUS.
Zdrady? o! bracie gdzież zdrada być może
Tak wiele razy dzieliliśmy łoże,
Jedną okryci burką noce całe
Po łowach, w dęby tuląc się spruchniałe —
A dziś przypadku małego zrządzeniem,
Może nam chwilę przyjdzie czekać jedną —
Zostań! — za pierwszem puszcze cię trąbieniem.
Mroki się szerzą, ale drzewa rzedną.
Rakuzie! podziel się oto siedzeniem,
Lub zstąp, i Bogom razem zrób obiaty —
Koń, odpocząwszy, łacniej dwóch uniesie:
Przymknę do siodła, do kraju twej szaty
Jako jesienny liść — i mało szerzej
Zabiorę miejsca, niż ile płaszcz leży —
RAKUZ.
Naród mię czeka, ojciec stary czeka —
Obiaty Bogom spraw i ruszaj pieszo!
Brat się tu wcale brata nie wyrzeka,
Losy się tylko więcej od nas śpieszą:
Złość smoka może wywrzeć się na massy —
Poświęć się bracie — i bądź zdrów. Niech Bogi
Odmienią losy, niech odmienią czasy —
(Zawraca koniem.)
KRAKUS.
Bracie! co czynisz? — krew! —
RAKUZ.
To nic — ostrogi —
KRAKUS.
— Ostrogą usta i serce mi skrwawił!
A teraz jestem jak zdeptane zioło,
Bez chleba kromki — w puszczy mię zostawił —
Zdeptane zioło z wstydem wznoszę czoło.
Ciemno a ciemno w koło — i nikczemno —
Gdziekolwiek spojrzeć ciemno na około.
Rozbrat, którego nie wiem co pojedna?
I węzeł który nie wiem co rozłamie? —
Żeby choć jedno serce było ze mną! —
Żeby choć ręka jedna,
Żeby choć jedno ramię
Było ze mną! —
(Postępując dalej.)
Do świtu teraz hukać się nie ważę
Ni pacholęcia wołać po imieniu —
Nixy chcą ciszy — Nixów nie obrażę
By na wstrzymanym usiadłszy promieniu,
Jak pająk pieśnią z prostej zbity drogi,
Groziły milczkiem — nie obrażę Bogi,
Korowodami szłapiące jak straże,
W szerokich wieńcach paproci zębatej —
Do świtu wołać chłopca się nie ważę:
(Wstrzymując się.)
Jeleni łańcuch płynie rosochaty
W pod-księżycowej mgle, jak tratwa duża —
Kozioł na grzbiecie srebrne liże łaty,
Księżyc się w bluszcze osłupione wmruża.
— Cichości magją słyszę prawie drzewa,
Jako lepkiemi budzą się pączkami
I widzę słysząc, jak gdy Bojan śpiewa,
W świat się odległy przenosząc słowami,
Które nic z miejsca nie ruszają wcale.
A jednak jesteś raz w lesie, raz w polu,
Na ławie siedzisz myśląc że na skale,
Rannym nie bywasz, ale syczysz z bolu,
I są to wszystko tylko słowa pieśni,
I dzieje się to gdzieś — skoro się nie śni —
(Potyka się o głaz — a potem.)
Głaz jednak, którym osłupiłem nogę,
Za one pieśni słowa wziąść nie mogę! —
— Czy ten głaz wiedział żem książę zbłąkany
Nie zwykły tykać kamienia — jeżeli
Wytworniej nie jest z gruba ociosany? —
(Po chwili.)
Głaz zadrżał! — jako gdy proca uceli,
Za rzutem kamień podrywając smagły —
(Po chwili.)
— Głaz wstał — i idzie — zniknął za modrzewiem —
Pierwszy raz w życiu przebiegły mię jagły,
Pierwszy raz zląkłem się — choć czego? — nie wiem —
(Po chwili.)
Głaz, widzę idzie w blasku księżycowym
Idzie — legł na mchu — widzę, jak na dłoni,
Kamień! choć może progiem był ciosowym
Lub służył we drzwiach do wiązania koni,
Deptan i wiązan przez ludzkie zwyczaje,
Wylega teraz — gdy ja błądzić muszę! —
PRÓG.
Najniższy sługa! — książe mię poznaje? —
Najniższy sługa, próg — zyskałem duszę
Po rozwaleniu zamku — i gdzie mogę
Zabiegam teraz podróżnikom drogę —
Milczałem wieki gdy deptano po mnie,
Gdy w kości na mnie grywano nieskromnie;
Milczałem wieki — raz przecie gdy noże
Zbójców, na biodrach mych ostrzono, pomnę
Że zazgrzytałem przeraźliwie «Boże!» —
I odtąd wszystko mi już nieprzytomne —
A teraz progiem jestem grzędy drugiej
Pałacu, który gdziebym nie legł, stawa;
Ten, niewidzialny jest, tyle, co długi —
Niech książę stąpa, milczę na usługi:
Jak niegdyś w zamku hrabiego Mścisława!
KRAKUS.
— Wierzyć, nie wierzyć? — oto zapytanie! —
Książe brat Rakuz stąpił-by już dawno
Lub nogą kopnął i całe zadanie
Obrócił z śmiechem w przypowieść zabawną.
Dla tego pierwszy fortelu dostanie,
Dla tego smoka zwali ręką sławną,
Nim ja, tułactwem i smutkiem zwątpiały,
Do wtórej ledwo dowlekę się skały.
— Jeszcze krew z wargi wysyssam przeciętej,
A już mi nie chce się jemu złorzeczyć;
Niech będzie zbawcą i na Króla wzięty,
Kiedy tak umie wspaniale kaleczyć — —
Może wart byłem, że jestem wyjęty
Z pomiędzy mężów ulubieńszych sławie?
Przyłożyć ręki nie mogąc do dzieła,
Kiedy mi wszystko niedola objęła —
To zrobię jedno, że — że, błogosławię!
— Lecz śmiech mię bierze i łzy mi się garną
Myśląc, że ręki jedynie skinieniem
Dokładam na wiatr — byłżebym już cieniem
Marnym, któremu rzeczywistość marną? —
Czyliż do progu przyszedłszy, jakoby
Gdzie dotkliwego wątku już nie staje?
Wyjrzałem w za-świat — poznały mię groby! —
PRÓG.
Najniższy sługa! — książe mię poznaje! —
KRAKUS.
— Że niewidzialne zamki są, to pewna:
Rycerz mi jeden sam się o tem zwierzył;
Iż go zaklęta gościła królewna.
— Czarów się nie bał — ale długo nie żył —
Tarczę widziałem sam, na własne oczy
Przed którą Pani ta szukać lubiła
Czystości lica i ładu warkoczy,
A tarcza odtąd twarzą jej patrzyła!
— Nie jestem — widzisz — lada młodzik, który
Rycerskie z wierzchu tylko zna rzemiosło,
I ramię moje sięgało do góry
I czoło moje wyżej dachów rosło.
— Wiem, że są boje wszelakiej natury:
Ani mię dziwi gościnność kamienia —
Lecz, jestem smętny — i jestem ten, który
Dla siebie nie chce już nic, prócz spocznienia!
(Pochyla się i kładzie opodal progu.)
A przeto wolę na tym mchu jałowym
Przyledz, niż świetne przyjąć zaproszenia —
PRÓG.
Książe się kładziesz w ogrodzie zamkowym
W Grocie bezwidnej, z drogiego kamienia;
Gdzie źródło w konchy spada alabaster,
Stół z niewinnemi ofiarami czeka:
Mleko, owoce i miodowy plaster
Podaje cisza, przyjaciołka człeka,
Nie kłamająca natrętnemi słowy —
(Zasuwają się ściany niewidome.)
Spocząłeś Książe w grocie szmaragdowej!