<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Lam
Tytuł Kroniki lwowskie
Podtytuł umieszczane w Gazecie Narodowej w r. 1868 i 1869, jako przyczynek do historji Galicji
Pochodzenie Gazeta Narodowa Nr. 276. z d. 29. listopada r. 1868
Wydawca A. J. O. Rogosz
Data wyd. 1874
Druk A. J. O. Rogosz
Miejsce wyd. Lwów
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
47.
Dwudziesty dziewiąty Listopada. — Rozmyślania jurydyczno-kronikarskie. — Wojna z kuzynkiem. — Tragiczna przygoda pewnego arcykapłana cywilizatorskiej muzy dramatycznej.

Trzydzieści ośm lat! Cztery razy w tym przeciągu czasu naród zrywał się i krwią broczył, a jednak rocznica ta zawsze zostaje mu pamiętną, zawsze budzi wielkie wzniosłe wspomnienia, odradza nadzieję, wiarę W przyszłość. Obchodzimy ją uroczyście w kółku domowem, obchodzi ją na obczyźnie kilka już pokoleń tułaczów; niema zakątka ziemi na obydwu półkulach świata, w którymby nie biło bodaj jedno serce, przejęte do głębi czcią dla świętych pamiątek narodu, które przywodzi na myśl dzień dzisiejszy.
Ale kronika nie jest odą, a gmach pokarmelicki nie jest Parnasem, podczas gdy sąsiedztwo lokalu redakcyjnego z tem poważnem zabudowaniem jest bardzo bliskie. Załóżmy tedy podwójne wędzidło naszemu Pegazowi, i niechaj czytelnik w piersi swej dośpiewa, co tu dla różnych względów musi być zamilczane. Przedewszystkiem albowiem każdy przedlitawski kronikarz wiedzieć i wierzyć powinien, jeżeli nie chce zbyt prędko być.... zbawionym:
1)  Że c. k. kodeks karny zawiera §. 66 i §. 300, z których pierwszy mówi o różnych zaburzeniach spokojności publicznej i o wzajemności w tej mierze między ościennemi państwami, a drugi o pochwalaniu takich zakazanych czynności.
2)  Że w państwach konstytucyjnych sędziowie są niezawiśli, że nie mogą być złożeni z urzędu, pensjonowani, lub przenoszeni z miejsca na miejsce, chyba wrazie reorganizacji sądów.
3)  Że w takich państwach reorganizacja sądów odbywa się przynajmniej raz co roku.
I tak dalej in dulce infinitum.
Jest coś rzewnego w medytacjach, które dadzą się robić na temat tego katechizmu kronikarskiego. Kolega Chochlik z pewnością podziela to moje zdanie, i zapewne w obszernej elegji wyleje kiedyś przed publicznością odnośne uczucia swoje, bo właśnie tutejszy c. k. sąd powiatowy z uprzedzającą prawie grzecznością odstąpił mu na ośm dni osobny, zaciszny kącik w swojem zabudowaniu, ażeby mógł rozmyślać bez przeszkody nad zbytnią drażliwością nerwów ludzkich, nieznoszących najmniejszego żartu. Już od roku wszystkie trzy instancje sądowe ważyły i przeważały niezliczone zbrodnie, i przekroczenia, jakich dopuścił się Chochlik, i ostatecznie zdecydowano, że ośmiodniowa pokuta zmyje wszelkie jego grzechy i przywróci mu stan łaski poświęcającej.
Przy zbliżającym się nowym Roku, zaczynają wyrastać jak grzyby po deszczu pogłoski o różnych nowych pismach literackich i politycznych. Mniej daleko słychać o nowych czytelnikach i o nowych talentach pisarskich. Towarzystwo naukowo-literackie, które miało „wytwarzać“ nowych czytelników, jakoś nie mogło „wytworzyć“ samo siebie.
Ruszyła się znowu trochę nasza literatura dramatyczna, i na scenie lwowskiej przedstawiono kilka nowości, między innemi Wojnę z kuzynkiem, komedję p. A. Urbańskiego. Publiczność przyjęła ją bardzo dobrze; wołano autora. Treść sztuki jest mniej więcej taka: Przybywa na wieś kuzynek ze Lwowa, który prezentuje się publiczności jako skończony dudek, sam zaś dopiero z końcem drugiego aktu przychodzi do poznania tego opłakanego faktu. Trzy wiejskie damy knują spisek, dosyć niepotrzebny, bo mający na celu wystrychnąć kuzynka na to, czem już jest a priori. Spisek udaje się, kuzynek zakochał się we wszystkich trzech pięknościach wiejskich i w dodatku jeszcze i w pokojówce. Rodzą się ztąd różne kolizje, ale ponieważ przyjętą jest w literaturze dramatycznej zasada, że „z sercem bezkarnie igrać nie wolno“, więc nemezis, w kształcie strzały Kupidyna, dosięga serduszek dwóch konspiratorek, a trzecią ocala autor od tej klęski jedynie przez wzgląd na to, iż ona jest mężatką, a polski komediopisarz nie może być tak niemoralnym, jak Francuz. Jedna z zakochanych wyjawia kuzynkowi cały spisek, w skutek czego następuje trzeci akt i sroga zemsta, wywarta na kobiecej swawoli przez bohatera sztuki, któremu w tym celu autor ze względu na jego słabe intelektualne zdolności pożycza własnego swego sprytu. Mężatka omal nie rozwodzi się z mężem; wdówka Julia ze złamanem sercem, chroni się za kulisy, i tylko czuła Paulina wraz z kuzynkiem utrzymuje się na placu przy spadnięciu zasłony. Ach, zapomniałem jeszcze powiedzieć, że w pierwszym czy w drugim akcie pokojówka, Regina, daje policzek służącemu kuzynka, co sprawia efekt wielce łoskotliwy. Na końcu zaś i ta para wojująca zawiera traktat pokoju w formie małżeństwa.
Niemniej dramatycznym jest drugi wypadek, który odbył się wprawdzie nie na deskach teatralnych, ale zawsze dział się w ich pobliżu, lub przynajmniej wziął tam swój początek. Miejscem działania było miasto, położone po którejś stronie Litawy, ale niewiadomo po której: jedni twierdzą, że po tej, a drudze, że po tamtej. Główną rolę odgrywał szef zakładu artystycznego, poświęconego kultowi Talii, Melpomeny i innych jeszcze muz, mniej przyzwoitych, ale zato dobrze watowanych. Dla większej dokładności dodam jeszcze, że kult ten w zakładzie, o którym mowa, odbywa się w języku, nader cywilizowanym i cywilizatorskim, co powiększa nieniezmiernie barbarzyński efekt całego zdarzenia. Owoż tedy arcykapłan sztuki, a obecnie mój bohater, nie miał i nie ma wprawdzie wielkiego powodzenia w swoim zawodzie artystycznym i cywilizatorskim, ale natomiast ma długi, których nie powstydziłby się żaden przedlitawski minister finansów. Wierzyciele bywają natrętni w mieście, gdzie się toczył ten dramat, i jeden z nich tak natarczywie upominał się o zapłacenie zapadłego już od dawna wekslu pr. 300 złr. w. a., że arcykapłan widział się spowodowanym przy pomocy arcykapłanki, a pięknej połowicy swojej, obić przebrzydłego Szajloka, wytargać go za pejsy, i następnie dopomódz mu w sposób wielce niełagodny do opuszczenia pokoju, w którym odgrywała się ta improwizowana scena.
Szajlok, pałający chęcią zemsty i odebrania swoich 300 złr., rozważył wszystkie szansze, jakie mu nastręczała w tej mierze niezrównana procedura sądowa, i po krótkim namyśle postanowił zaufać raczej własnemu sprytowi, niż pomocy ślepej Temidy. Zjawia się wtedy znowu u swego dłużnika, jak gdyby się nic nie stało, i ofiaruje mu się z pośrednictwem w zaciągnięciu pożyczki 10.000 złr. na dalsze prowadzenie przedsiębiorstwa artystycznego pod warunkiem, że.odbierze z tej kwoty swoich 300 złr. Interes poszedł bardzo gładko; Szajlok sprowadził drugiego finansistę, który już przystąpił do odliczania pieniędzy, ale tymczasem pierwszy wierzyciel upominał się tak natarczywie o zapłatę swego wekslu, że arcykapłan sztuki, mając już prawie w ręku nową pożyczkę wydobył z jakiejś szuflady 300 złr. i zapłacił. W tem nagle drugi finansista oświadcza, że niema przy sobie całej kwoty, jaką obiecał pożyczyć, i prosi arcykapłana, by wziąwszy weksel z sobą, poszedł z nim do domu. Poszli tedy i zaszli do jakiejś kamienicy, zamieszkanej wyłącznie przez całą ćmę Szajloków. Co się tam stało, wolę zamilczeć przez wzgląd na szacunek, należny muzom i ich przybocznej służbie, — powiem tylko, że arcykapłan wrócił do domu bez 10.000 złr. i dotychczas nie może się obejść bez zimnych okładów. Szajlok nie wziął mu ani funta jego artystycznego ciała, jak kupiec Wenecki, ale natomiast wziął 300 złr. i oddał z procentem to, co otrzymał był od arcykapłana i od jego małżonki. Proces był krótki i egzekucja doraźna.

(Gazeta Narodowa, Nr. 276. z d. 29. listopada r. 1868.)





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Jan Lam.