Krwawe drogi/Kryteryum polskie

<<< Dane tekstu >>>
Autor Zygmunt Kisielewski
Tytuł Kryteryum polskie
Pochodzenie Krwawe drogi
Wydawca Centralne Biuro Wydawnictw N. K. N.
Data wyd. 1916
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
KRYTERYUM POLSKIE

W codziennem, gwałtownem ścieraniu się poglądów, opinii i przekonań, często zdarza się, iż zatracamy związek, łączący nas z istotą rzeczy, rzeczy ponad wszystko ważniejszej. Punkt, z któregośmy wyszli, niekiedy ginie, a myśl gubi się w sprzecznym chaosie codziennej walki. Szczególnie trafić się to może w czasach, kiedy gra idzie o stawki najwyższe, bo o los narodu i jego przyszłość. Winniśmy mieć serca, przeczuwające rzeczy na wiek naprzód, myśli nasze winny mieć wieczystą perspektywę. Bo zresztą — czy sobie z tej odpowiedzialności wobec przyszłych pokoleń zdajemy sprawę, czy nie, to i tak, działając dzisiaj w ten lub w inny sposób, tworzymy przyszłość narodu, układając jego dzieje na niewiadomy, ale z pewnością bardzo długi okres czasu. Nie wolno zapominać nam o tem, że dzieje nie prędko udzielą nam tak łaskawej sposobności, jaką dzisiaj jeszcze mamy — już może nie długo, ale jeszcze mamy.
I z takiej perspektywy rozmyślając nad sprawami, łatwiej uprzytomnimy sobie źródło rzeczy i rdzeń zagadnienia polskiego. Zdawałoby się chwilami, iż ci lub owi walczą z zawziętością o pewne hasła, poglądy, opinie, programy. Lecz wobec dziejów — czemże są poglądy i hasła? Czem są one wogóle wobec nas samych, gdy w samotności myślom swoim przyglądamy się? Cóż tu jest momentem rozstrzygającym: „objektywna“ wartość tego lub owego stanowiska? — czy raczej taki lub inny organiczny niejako ustrój danej jednostki, który ją skłania do przyjęcia tego właśnie a nie innego stanowiska, poglądu, myśli, programu? To pewna, że człowiek dobiera sobie myśl. Następuje tu tajemnicza praca poszukiwania takiej nadbudowy myślowej, któraby odpowiadała moim odruchowym, moim żywiołowym potrzebom, pragnieniom i tęsknotom. Wszelka ideologia nie jest niczem innem, jak tylko rusztowaniem, pozwalającem budować coraz wyżej, wspinać się na coraz wyższe piętra. I dlatego poglądy przekonania, programy jakiejś grupy ludzi, partyi, czy warstwy są niezmiernie ważne jako symptomat, a nie same przez się „jako jedyna, wyłączna, bezwzględna prawda“. O jaki nam tu idzie symptomat? Z pewnością nie o siłę logiczną lub uzasadnienie historyczne danego kierunku idzie, lecz o to, czem dany kierunek jest w stosunku do pozytywnego faktu życia.
Dzisiaj zaś myśl nasza powinna prowadzić jak najściślejszą kontrolę poglądów, oraz znaczenia ich wobec najważniejszej sprawy, jedynej, która dzisiaj nas obchodzi, jedynej, dla której warto żyć: — o ile mianowicie dane poglądy służą sprawie niepodległości, o ile zaś jej szkodzą. To jest kryteryum jedyne. Takie kryteryum może i musi przyjąć każdy Polak. Z tego „stanowiska“ ma obowiązek i prawo moralne oceniać siebie i otoczenie, swoje czyny i czyny swego otoczenia.
Wszystko, co służy sprawie niepodległości, dobre jest, wszystko, co jej szkodzi, złe jest. Nie jest czas na przewlekłe analizy i teoretyczne uzasadnienia, przeto formuła czasu musi być wyraźna, prosta, absolutna.
Czemże jest wobec tej naczelnej zasady polityki narodowej „pogląd“, „stanowisko“, „oryentacya“ bierności, trwania, czekania? Zbrodnią. Zbrodnią, do której nie dopuścić nie mamy żadnej ludzkiej możności. Dokonywa się ona w biały dzień na żywem ciele narodu, a my nie możemy jej przeszkodzić. Tragedya tkwi w tem, że te „poglądy“, „oryentacye“ i t. p., to tylko wywieszki, hasła, słowa, ukrywające prawdę po stokroć straszliwą. Większość narodu tknięta jest bezwładem, trawiona przez chorobę woli, zadawalającą się załatwianiem drobnych spraw, ważnych na jedną godzinę, obojętnych, małych wobec olbrzymiego czasu. Wszelkie „hasło“ i wszelki „argument“, służący temu „stanowisku“, to ciągle nowy dowód tragicznego stanu niemocy psyche narodowej. Kto dzisiaj nie działa, nie czyni, nie tworzy w imię niepodległości — ten niechaj nie wykłamuje się szalbierczym „argumentem“, że nie czyni dla takiego lub innego motywu. Nie czyni, bo na jakikolwiek czyn go nie stać. Stać go tylko na kłamliwe, z głębi sumienia patrząc nieuczciwe jęki, żale, wypominania, załamywania rąk — — gdy oto Rplita in periculo! I wszelka groza, jaka nad nami wisi, jeśli spełni się, to nie z winy czyjejś tam, z zewnątrz idącej, jakiejś tam cudzej przemocy, czyjegoś tam barbarzyństwa — nie! po tysiąckroć nie! Cokolwiekby się stało złego wobec Polski, wszystko to stałoby się z naszej winy, z naszej niemrawości, z naszego lenistwa, oraz indolencyi, która niema dość uczciwości, aby samej sobie to powiedzieć. Zerwijmy z fałszem, zedrzyjmy maski z frazesów, słów, haseł, argumentów — zajrzyjmy twarzą w twarz własnej tajemnicy — a może jeszcze, może jeszcze, póki ostatnie minuty wielkiej godziny nie przebrzmiały, otrząśniemy się z letargu.
Albowiem letarg to jest, dur, poczwarny sen, w który ukołysał nas chochoł naszych grzechów. Jeszcze jest czas, jeszcze nie nastąpiły ostateczne rozstrzygnięcia, jeszcze brama wolności przed nami na ściężaj otwarta! Jeszcze...!

Dąbrowa we wrześniu 1915 r.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Zygmunt Kisielewski.