Krwawe drogi/Stanica kresowa

<<< Dane tekstu >>>
Autor Zygmunt Kisielewski
Tytuł Stanica kresowa
Pochodzenie Krwawe drogi
Wydawca Centralne Biuro Wydawnictw N. K. N.
Data wyd. 1916
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
STANICA KRESOWA[1]

Najpierw wpadł patrol kozacki. Trzech z karabinami w rękach, skuleni na siodłach, jak Tatarzy, cwałowali galopem... od Stryjskiej rogatki, przez Gródecką, na ratusz. Stanęli. Wyprostowali się, strzelają okiem tu i tam... Cisza tragiczna wielkiego miasta w biały dzień. Ulice wymarłe. Okna pozamykane, bramy zatrzaśnięte, nigdzie człowieka. Cisza pełna trwogi, rozpaczy śmiertelnej, łkania... Patrol odwrócił się i pędem pogonił w stronę, skąd nadjechał.
Czyżby?...
Niestety!
W kilka godzin potem nadchodzą już sotniami, pułkami, dywizyami...
Kwiaty na siodłach, czapkach, na karabinach, rozhukana pieśń na ustach.
Dnia 3 września 1914 roku zajęli Lwów żołnierze jego Cesarskiej Mości Cara Mikołaja II.
Jęk wionął od Lwowa po Tatry, a odbiwszy się o sine kamienie Gewontu, płynął dalej — jęk — wieść żałobna, niewiarygodna, serce Polaków uderzająca niby cios sztyletu... i gorzkie łzy.
Byłem wtedy w Krakowie.
Ludzie płakali. Lwów... Lwów... twierdza naszej kultury na wschodzie, tarcza ongi przeciwko chamstwu, dziś strumień światła, nasza stanica kresowa i arterya, sprzęgająca nas z Wołyniem, Podolem, Ukrainą.
Cień padł na dusze, otwarła się rana, krwawiąca w ciągu dziewięciu miesięcy. Nikt z nas nie mógł spokojnie myśleć o tem, że we Lwowie, już i tam... Moskal, znieprawianie duszy polskiej, knut, ochrana, policmajstry i pristawy.
Jakżeto?...
Oddech nasz stał się krótszy, obieg krwi bardziej nerwowy, chorobliwy, powietrza jęło braknąć płucom Polski, obszaru oczom, ziemi rękom, żywej podniety duchom Polski.
Potem Przemyśl, potem Rzeszów, Tarnów... ręka zaborcy sięgała już po Wawel!
Zgroza.
Czyli Bóg o nas zapomniał, czy nas przeklął? Czy jeszcze nie przepełniła się miara nieszczęścia Polski?
Żyliśmy w trwodze, w szlochaniu skrytem i zapiekłej męce...
Pisano, iż jeszcze w połowie września miasto żywiło nadzieje... Pisano potem, że kiedyś w zimie dały się słyszeć nocy pewnej odgłosy dział od Stryja. Nadzieja radosna wzburzyła serca Lwowian do szału. Chroniąc się oczu agenta, pożółkli z nędzy, zbiedzeni, już beznadziejni, biegli ku stryjskiemu ogrodowi, za miasto, wypatrywali, wsłuchiwali się... zali przyjdzie głos z Europy, zali uszy rozweseli przerażający niegdyś ryk armat?
Miesiące, miesiące, miesiące... och długie, jak rozpacz... Jesień, zima, wiosna... Zatem koniec!
Naraz: Tarnów odebrany, Rzeszów, Przemyśl... Ach!... Przemyśl... Może jutro... może...
Dnia 22 czerwca 1915 r. Lwów został odebrany.
Co to znaczy?
Znowu sztandar polski na gmachu jedynego Sejmu naszego! Znowu uniwersytet polski, jeden z dwóch, znowu Zachód powierzający polskiej dłoni straż nad swemi skarbami.
Lwów był siedliskiem kultury polskiej i kultury zachodnio-europejskiej. Nauka i sztuka polska twardą stopą zakorzeniły się we Lwowie. Nazwiska Kasprowicza, Staffa, Irzykowskiego, Zapolskiej, Ruffera, Ostapa Ortwina, Jedlicza, to nazwiska artystów, których Lwów wykołysał. Żaden z pisarzy, dramaturgów, posłów, malarzy, Lwowa nie omijał. Tam teatr, jakiekolwiek prądy w nim panowały, niósł polskie słowo polskim słuchaczom. Tam Przybyszewski, gdy objeżdżał Polskę, stawał i głosił swe teorye, tam Feliks Jasieński zdobywał masy dla swej „japońszczyzny“, tam każdy, kto miał w Polsce coś do powiedzenia, bywał, żył, mówił, głosił... wraz ze wszystkiem złem i dobrem, które każdy strumień kulturalny z sobą niesie. I można powiedzieć, że jeśli Warszawa nie żyła pełnią sztuki, jako że sztuka z życia wyrasta i do życia mówi, a życie tam było piwniczne, zgłuszone i znieprawione, jeśli Kraków daje nam sztukę wielką i ożywczą, to Lwów podejmuje tę pracę z temperamentem o wiele gorętszym i bardziej bezpośrednio. Dzięki różnorodnym przyczynom Lwów posiada temperaturę wyższą, niż Kraków, tam każde zagadnienie, każdy kierunek i prąd artystyczny, naukowy, czy społeczny, załamuje się o wiele wyraziściej, niż w Krakowie.
Kraków, to dostojny, poważny, pełen taktu senator, gdy Lwów to gorący, płomienisty rycerz. Jest w nim coś z natury stepowca i szerokości obszarów, coś z temperamentu południowca i zapalczywości junaka.
Stąd i tędy szła polska książka w dalekie strony polskie, po Kijów i Odessę. Tu student, wypędzony z uniwersytetu rosyjskiego, przyjeżdżał, tu społecznik i rewolucyonista znajdował opiekę, spokój i natchnienie nowych, świeżych myśli. Stąd szedł w polskie dwory ukrainne renesans polskiego słowa. Ten i ów, który nie wiedział o Wyspiańskim, o Norwidzie, tu we Lwowie słyszał o nich z desek scenicznych, z katedry uniwersytetu, choćby ludowego, z prelekcyi, z długich siest, spędzanych po kawiarniach do świtania. Nigdzie tak gorąco nie obchodzono — swego czasu — jubileuszu Konopnickiej, jak we Lwowie, nigdzie nie znalazły organizacye polskie wojskowe takiego poparcia, jak tu. A literatura, sztuka słowa, najistotniej związana jest ze sztuką czynu i działania — zwłaszcza u nas.
Tę placówkę polskiej sztuki, o którą z taką pieczołowitością dbał czcigodny Rutowski (którego osoba w te miesiące tragiczne wojny wzniosła się na wyżyny Jedynego Strażnika Polski, pośród zalewu moskiewszczyzny) tworząc Muzeum — tę placówkę, nie łudźmy się, bylibyśmy stracili. Polskie słowo zostałoby znieprawione, zatrute rusyfikacyą, wygnane z uczelni, szkół, z lokalów publicznych, z teatru, pozbawione ciągłej kultury, jaką mu zapewnia jasność dnia i swoboda.
Ten cios zadany mowie naszej i kulturze został odparty. Lwów jest wolny, odzyskany dla wolności i polskości, dla polityka i profesora, dla pisarza, poety i dla dziennikarza polskiego.
Pierś nasza oddycha znowu szerzej.
Żołnierze nasi, prości żołnierze, którzy smutnie zawodzili wychodząc ze Lwowa w jesieni:

„W dzień deszczowy i ponury
Z cytadeli idą góry,
Szeregami lwowskie dzieci
Idą tułać się po świecie“

— — — ci żołnierze wrócili do Lwowa w gloryi zwycięstwa, a za nimi wraca — Polska.





  1. Z powodu odebrania Lwowa Rosyi dnia 22 czerwca 1915 r.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Zygmunt Kisielewski.