Krzysztof Kolumb (Cooper)/Rozdział III
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Krzysztof Kolumb |
Wydawca | S. H. MERZBACH Księgarz |
Data wyd. | 1853 |
Druk | Jan Jaworski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Ludwik Jenike |
Tytuł orygin. | Mercedes of Castile lub The Voyage to Cathay |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Mimo stałego postanowienia i zwykłéj pogody umysłu, któréj źródłem była stateczność zasad jéj moralnych, serce Izabelli silniéj zatętniało, w chwili gdy ujrzéć miała wreszcie przyszłego małżonka. Etykieta dworska i ważność spraw politycznych, kojarzących się z tym związkiem, wymagała koniecznie kilkodniowych przygotowań, w ciągu których młoda narzeczona najżywszéj doznawała niecierpliwości.
Nakoniec wieczorem 15 października 1469 r. wszystkie przeszkody były usunięte; Ferdynand dosiadł konia, i w towarzystwie cztérech tylko szlachty, w liczbie których znajdował się Andrzej de Cabrera, bez żadnéj wystawności udał się do pałacu Vivero. Arcybiskup Toledo przedstawiać miał księcia dostojnéj narzeczonéj.
Izabella, mając przy sobie jednę tylko Beatrix de Bobadilla, oczekiwała przybycia jego w znajoméj już czytelnikom sali. Zdobywszy się na jedno z tych wysileń, jakich nierzadko znaleźć można przykłady w najtrwożliwszych nawet kobiétach, przyjęła narzeczonego z godnością księżniczki, lubo z nieśmiałością płci swojéj właściwą. Ferdynand aragoński, przygotowany był ujrzéć niewiastę rzadkiéj urody, lecz wdzięk anielskiéj skromności, rozlany po cudném jéj obliczu, tak silne zrobił na nim wrażenie, że chociaż umiał zwykle ukrywać swe uczucia, stanął u wnijścia osłupiony. Potém ocknąwszy się, postąpił szybko naprzód, ujął tę drobną rączkę, co wkrótce stać się miała jego własnością i ucałował ją z zapałem.
— Widzę cię więc nareszcie, droga kuzynko, rzekł głosem zachwycenia i prawdy, którego nigdy sztuczna nie zastąpi wymowa. Mniemałem iż nie doczekam się tego szczęścia; lecz z łaski ś. Jakuba, naszego patrona, życzenia moje mają się ku spełnieniu, i chwila obecna wszystko mi wynagradza.
— Dziękuję waszéj królewskiéj mości i witam go u siebie, odpowiedziała skromnie Izabella. Przeszkody jakie dotąd przyszło nam pokonać są tylko wstępem ważniejszych przeciwności, z któremi w ciągu życia spotykać się może wypadnie.
Ferdynand podał rękę narzeczonéj i poprowadził ją do fotelu, a sam chciał zasiąść na taborecie; lecz Izabella, wiedząc że Kastylijczycy chętnie, gdzie było można, przywłaszczali sobie wyższość nad Aragończykami, nie chciała zająć miejsca, dopókiby narzeczonemu nie podano krzesła poręczowego.
— Młodéj osobie, rzekła, za którą jedno chyba przemawia urodzenie, nie przystoi piérwszeństwo przed królem sycylijskim.
— Dla Boga, droga kuzynko, nie rządź się etykietą. Wszak wobec Najwyższego znikają ziemskie godności. Chciéj mnie uważać za prostego rycerza, pragnącego jedynie złożyć ci swoje hołdy.
Izabella, powodowana owym taktem nieokreślonym, wytykającym granicę grzeczności od sztywnego ceremoniału, usiadła, i między narzeczonemi żywa wszczęła się rozmowa. Instynkt kobiécy powiadał jéj, że korzystne na swym kuzynie zrobiła wrażenie, a to odkrycie, tak dla niéj pochlebne, dotkliwéj usposabiało ją wzajemności.
Obustronne zajęcie widoczném było w tém pierwszém zaraz spotkaniu. Arcybiskup téż Toledo, znając choć powierzchownie potrzeby serc kochających, usunął się niezadługo z dworzanami do przyległego pokoju. Drzwi wprawdzie pozostały otwarte, lecz zręczny prałat tak umiał wszystkich usadowić, że nie mogli ani widzieć ani słyszeć rozmawiających w salonie. Co się tyczy Beatrixy de Bobadilla, która dla przyzwoitości pozostała przy swéj pani, była ona tak dalece zajęta marzeniem o Andrzeju de Cabrera, że królewska para, bez narażenia tajemnicy, mogła była stanowić przy niéj o losie pół Europy.
Nie wyzuwając się z wrodzonéj powściągliwości, co ją do śmierci nieopisanym otaczała powabem, Izabella w ciągu rozmowy coraz większém przecież narzeczonego obdarzała zaufaniem. W miarę jak znajdywała sposobność okazania w korzystném świetle swych wiadomości, zebranych usilną pracą, w wieku czczym co najczęściéj poświęcanym zabawom, poczęła nabiérać otuchy i całkiem prawie odzyskała zwykłą swobodę umysłu.
— Mniemam, rzekł król, że teraz niéma już powodu ukrywania naszego związku. Wymagano po nas poświęcenia dla spraw krajowych, niechże wolno nam będzie i o własném pomyśleć szczęściu. Nie jesteśmy sobie obcy, droga Izabello; dziadkowie nasi byli braćmi, a ja od dzieciństwa przywykłem uwielbiać twoję cnotę i naśladować twą pobożność.
— Zobowiązanie moje, kuzynie, nie było lekkomyślném, odpowiedziała księżniczka, rumieniąc się mimo powagi jaką przybrać usiłowała; roztropność zarówno jak życzliwość związek ten nakazuje, a konieczność przyspieszenia go tak jest oczywistą, że wszelkie z méj strony zwłóczenie byłoby dziwactwem. Sądzę, że za dni cztéry staniemy u ołtarza; tymczasem zaś przygotujmy się do tak ważnego obrządku dopełnieniem obowiązków religijnych.
— Niech się stanie według twéj woli, z uszanowaniem odrzekł don Ferdynand; niewiele już pozostaje do zrobienia, bo pamiętałem o wszystkiém.
— Spodziéwam się, Ferdynandzie, żeś przejrzał dokładnie kontrakt małżeński, i że przyjąłeś chętnie wyrażone w nim warunki.
— Miałem na to dość czasu, droga kuzynko, bo właśnie dziewiąty upływa miesiąc jakem go podpisał.
— Jeżeli żądania moje w pewnym względzie wydały ci się dziwne, chciéj to przypisać obowiązkom mego stanu. Wiadomo ci, Ferdynandzie, iż żona, mimo woli często, ulega wpływowi swego męża; musiałam przeto ubezpieczyć Kastylijczyków od słabości kobiécego charakteru.
— Jeśli ta tylko słabość zacięży nad Kastylią, dola jéj będzie godną zazdrości.
— Grzeczność jedynie podała ci te wyrazy, Ferdynandzie, a to nie dobrze w tak ważnym przedmiocie. Jestem o kilka miesięcy starszą od ciebie, przywłaszczam więc sobie prawo piérworodztwa, i nie ustąpię go, chyba w ręce męża. Przekonałeś się z artykułów kontraktu, jak starannie osłoniłam Kastylijczyków od obcych przywłaszczeń. Wiadomo ci także, że większość panów kastylijskich opiérała się naszemu związkowi, z obawy jarzma aragońskiego; trzeba więc było uspokoić ich obawę.
— Oceniam, Izabello, te powody; życzenia twoje zostaną wykonane.
— Będę ci wierną zawsze i uległą małżonką, mówiła daléj księżniczka, rzucając tkliwe na Ferdynanda spojrzenie; ale zależy mi na tém, by Kastylia moja nie została w swych prawach ukróconą. Akt ślubny zawiera jeden jeszcze warunek, dotyczący wojny z Maurami, o którego zachowanie najusilniéj cię błagam. Niepodobna mi uważać Hiszpanii za kraj prawdziwie chrześciański, dopóki choć jeden wyznawca islamizmu przebywa na naszym półwyspie.
— Trudno było, moja droga, przyjemniejszy włożyć na mnie obowiązek, jak zbrojne wystąpienie przeciw niewiernym. W niejednéj już potrzebie z niemi się spotykałem, i zaraz po koronacji przyrzekam ci wypędzić tych przybyszów w afrykańskie piaski.
Po dwugodzinnéj blizko rozmowie, królewska para rozeszła się z uczuciem zarówno szacunku jak wzajemnéj przychylności.
Związek małżeński Ferdynanda z Izabellą zawarty został z właściwą uroczystością 19 października 1469 r. w kaplicy pałacu Jana de Vivero.
Przesuwamy się szybko po piérwszych dwudziestu leciech pożycia dostojnego stadła. Izabella w r. 1474, po śmierci Henryka, została królową kastylijską. W tym samym prawie czasie Jan II zakończył życie, i Ferdynand zasiadł na tronie Aragonii. Tak więc półwysep pirenejski, złożony dotąd z drobnych dzielnic, na cztéry główne rozpadł się części: jednę składały kraje Ferdynanda i Izabelli, obejmujące królestwa Kastylii, Leonu, Aragonii, Walencyi i kilka innych jeszcze prowincyj ; drugą Nawarra, niewielkie królestwo u stóp Pirenejów; trzecią Portugalia, w dzisiajszych mniéj więcéj granicach; czwartą nakoniec Grenada, ostatnie schronienie Maurów, na północ ciaśniny gibraltarskiéj.
Królewscy małżonkowie nie zapomnieli o przyjętém zobowiązaniu względem zniesienia potęgi Maurów; okoliczności tylko nie pozwoliły im długo urzeczywistnić swoich chęci. Lecz skoro tylko sposobna nadeszła chwila, podjęto wojnę, któréj losy stanowczo orężowi chrześciańskiemu sprzyjały. Maurowie, tracąc warownię za warownią, miasto za miastem, zostali wreszcie oblężeni w swéj stolicy. Poddanie się Grenady, zajmujące w dziejach chrystianizmu piérwsze miejsce po odzyskaniu grobu świętego, nastąpiło 25 listopada 1491 r., w dwadzieścia dwa lat po ślubie Izabelli, i przytaczamy tu nawiasem, że późniéj o kilka wieków ta sama data wsławioną została wyparciem Anglików ze Stanów Zjednoczonych.
W ciągu lata r. 1491, podczas gdy wojska hiszpańskie obozowały pod miastem, Izabella, towarzysząc z dziećmi małżonkowi, o mało nie uległa nieszczęściu, gdyż namiot królewski zajął się płomieniem i spłonął wraz z szałasami rycerskiemi, przyczém stracono mnóstwo kosztownych przedmiotów. Dla zapobieżenia na przyszłość takiemu wypadkowi i chcąc uwiecznić zdobycie Grenady, najważniejszy, jak dotąd, czyn swoich rządów, małżonkowie postanowili założyć w tém miejscu miasto porządnie murowane, objąć mogące całą armią chrześciańską. Gród ten, wystawiony w trzy miesiące, otrzymał nazwę Santa-Fé (święta wiara), bardzo trafnie obraną, ze względu na gorliwość jakiéj potrzeba było do prowadzenia robót pod palącém niebem hiszpańskiém i na ufność w pomocy bozkiéj, ożywiającą wojsko obleżnicze. Wystawienie tego miasta postrachem tknęło niewiernych, bo uważali takowe za dowód, iż nieprzyjaciel nie ustąpi, chyba z ostatniém tchnieniem, i bardzo być może, że ono wpłynęło przeważnie na poddanie się Boabdil’a, króla Grenady, który w kilka tygodni późniéj otworzył Hiszpanom bramy Alhambry.
Santa-Fé dziś jeszcze istnieje, zwidzane przez podróżnych jako ciekawość. Jestto podobno jedyne miasto w Hiszpanii, nietknięte nigdy stopą maurytańską.
W téj właśnie epoce i w tém miejscu zaczynają się wypadki będące treścią naszego opowiadania; wszystko zaś co takowe poprzedziło, było tylko wstępem przeznaczonym do obznajmienia czytelników z historyczną osnową powieści.