Książka z obrazkami bez obrazków/Piętnasty wieczór
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Książka z obrazkami bez obrazków |
Wydawca | Księgarnia Wilhelma Zukerkandla |
Data wyd. | 1932 |
Miejsce wyd. | Lwów — Złoczów |
Tłumacz | Jadwiga Przybyszewska |
Źródło | Skany na Commons |
Indeks stron |
„Ślizgałem się promieniami swymi poprzez luneburskie żuławy,“ mówił księżyc, „stała tam przy drodze samotna chata; kilka nagich krzaków rosło w pobliżu, a w nich śpiewał jakiś zbłąkany słowik. Zimno nocy musiało go zabić; słyszałem jego łabędzi śpiew. Poczęło świtać i nadciągnęła karawana chłopów emigrantów, którzy podążali do Bremy i Hamburga, aby tam wsiąść na okręt, który ich zawiezie do Ameryki, gdzie miało dla nich zaświtać szczęście, to wyśnione szczęście. Kobiety dźwigały na plecach najmłodsze dzieci, starsze biegły obok nich; nędzny koń ciągnął wóz z paru sprzętami domowymi. Dął zimny wicher, dlatego też małe dziewczę silniej przytuliło się do matki, która patrzyła w moją ubywającą tarczę. Myślała o gorzkiej biedzie, którą w ojczyźnie przecierpiała, myślała o gniotących podatkach, których opłacić nie mogła. Myśli jej były te same, co całej karawany; zorza poranna płonęła im, jak dobra nowina o słonecznem szczęściu, które w życiu ich znowu wzejść miało; słyszeli śpiew konającego słowika, a nie był to, jak mniemali, fałszywy prorok, lecz zwiastun ich szczęścia. Wicher świszczał, ale oni nie chcieli zrozumieć jego zawodzenia: „Żegluj, żegluj ciągle przez szerokie morze! Opłaciłeś przecież długą podróż wszystkiem, co posiadałeś; biedny i bezradny wylądujesz na swoją Ziemię Obiecaną. Musisz się sam zaprzedać, i swoją żonę i swoje dzieci. Ale długo cierpieć nie będziecie! Pod szerokim, wonnym liściem panuje władczyni Śmierć; pocałunek jej zaszczepi w twą krew śmiertelną gorączkę. Jedź tam, jedź, poprzez wzburzone morskie fale!“ Ale karawana radośnie słuchała pieśni słowika, bo on wieścił szczęście. Lekkie obłoczki zajaśniały w promieniach zorzy; chłopi szli przez step do kościoła; kobiety czarno ubrane, z głowami owiniętemi w grube, białe płótna, wyglądały, jakby z starych obrazów do kościoła zeszły. Naokół nic, tylko płaski, martwy krajobraz, zeschłe, brunatne żuławy, ciemna, spalona trawa wśród białych piaszczystych wydm. Kobiety niosły swoje śpiewniki i szły do kościoła. O, módlcie się, módlcie za tych, którzy wędrują do dalekiego grobu po drugiej stronie wzburzonych fal morskich!“