Ksiądz kanonik Kropidło (1902)

<<< Dane tekstu >>>
Autor A. O.
Tytuł Ksiądz kanonik Kropidło
Pochodzenie Stare miasto
Obrazki z niedawnych lat
cykl Typy z zaułków
Wydawca Drukarnia Narodowa
Data wyd. 1902
Miejsce wyd. Kraków
Źródło Skany na commons
Inne Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


KSIĄDZ KANONIK KROPIDŁO



I.

Ksiądz kanonik Kropidło,
Kapłan siwy i stary,
Do ósmego krzyżyka
Był na służbie u Fary.

Już go rychło śmierć weźmie
Pod bezpieczne swe skrzydło —
Młodszy kapłan dziś zajął
Miejsce księdza Kropidło.


Ma kanonik na Piwnej
Dwie klasztorne komnatki,
W nich na oknach, po ścianach
Klatki, klatki i klatki,

»Bo to widzisz... starego
Ożywiają te ptaki...
Com chciał mówić?... No... spróbuj
Bernardyńskiej tabaki...«


II.

Światowego poloru
Niema proboszcz ni trocha —
Sam mieszczańskie jest dziecko,
Więc mieszczańską brać kocha.

Do siwego staruszka
Każdy przystęp ma łatwy —
On zna dolę — niedolę
Staromiejskiej swej dziatwy.


Na usługi bliźniego
I w dzień gotów i w nocy,
Nie odmówi porady,
Nie odmówi pomocy.

By uniknąć dziękowań,
Wetknie datek za progiem:
»Com chciał mówić?... Daj pokój!...
Z Bogiem synu! Idź z Bogiem!...«


III.

Ledwie słońce ozłoci
Stare domy i wieże,
Ksiądz odmawia żarliwie
Swe poranne pacierze.

Potem karmi ptaszęta
I rośliny podlewa,
Klei, struże, buduje
Klatki z drutu i z drzewa.


A gdy starą Warszawę
Zmrok obejmie w swe sploty,
On przy lampie olejnej
Czyta Świętych żywoty.

Ich męczeństwo odczuwa,
Wielką wiarę ich dzieli
I z uśmiechem usypia
Na swej mniszej pościeli.


IV.

Był kanonik prefektem
Kawał czasu niemały —
Nieraz figle starcowi
Psotne żaki płatały.

Wtedy uśmiech serdeczny
Twarz łagodną mu złocił:
»Com chciał mówić?... A lekcya?
Pójdź-no tutaj... Tyś psocił?«


Gdy się żegnał ksiądz prefekt
Ze swoimi chłopcami,
Oni ręce staruszka
Całowali ze łzami.

Dziś niejeden już poszedł
Na życiowe gdzieś szlaki...
»Szczęść im Boże! Szczęść Boże!...
Dobre... dobre chłopaki...«


V.

Gdy swą służbę ksiądz wspomni
Dziwnie serce mu mięknie —
W Boże Ciało procesya
Odbywała się pięknie.

Gdyby fala tłum płynął,
Pieśń w błękitne śląc strony,
Nad proboszczem kwiat mieszczan
Niósł baldachim złocony.


Orszak dziewcząt siał kwiaty,
Ambrą tchnęło powietrze
I chorągwie cechowe
Powiewały na wietrze.

Zda się, słyszy kanonik
Śpiew boleścią wezbrany:
»Bądź nam — Boże — miłościw!
Bądź nam, Panie nad pany!«


VI.

Choć mu zdrowie nie służy,
Chociaż kiepsko już chodzi,
Jest w kościele co rano
Ksiądz kanonik dobrodziej.

Na prymaryę w śnieżycę
Drepce chyłkiem przy murze,
W wielkiej czapie futrzanej,
W staroświeckiej lisiurze.


Spróbuj rzec mu: »Do Fary?
W taką porę obrzydłą?«
Zaraz kropnie kazanie
Ksiądz kanonik Kropidło.

»To mam Boga zaniedbać
Dla nadgniłych swych kości?
Com chciał mówić... Ot, rada!..
Jesteś fircyk, mój mości!...«


VII.

I śmierć wzięła staruszka
Pod bezpieczne swe skrzydło —
Przy wieczornej modlitwie
Usnął prefekt Kropidło.

Z jego twarzy zastygłej
Lśniła radość tak błoga,
Jakby w chwili ostatniej
Ujrzał niebo i Boga.


Trumnę księdza drewnianą
Niosły mieszczan ramiona,
Przytuliła ją ziemia
Tylu łzami zroszona.

Grób schronienie mu ciche
Za życiową dał pracę...
Niech śpi starzec spokojnie,
Requiescat in pace...





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Artur Oppman.