Księga miłości/Światło zbawienia
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Księga miłości |
Wydawca | Księgarnia Ludwika Fiszera |
Data wyd. | 1930 |
Druk | Zakłady Graficzne Grapowa i Mazurkiewicza |
Miejsce wyd. | Łódź |
Tłumacz | Marceli Tarnowski |
Tytuł orygin. | Das Buch der Liebe |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Ci, co w czasach dzisiejszych czytają te słowa, są wyznawcami rozmaitych wierzeń, i trudno jest skierować ich serca do owego jedynego celu najwyższego, z którego wiecznie płyną w świat dusz jasne promienie miłości, — wyzwalając, co było związane, aby potem powrócić do praźródła wszelkiej miłości, które szafuje miłością, bowiem samo jest tylko miłością. — — —
Znajdzie się niejeden „wierzący“, co z uśmieszkiem wyższości wyrzeknie się takiej nauki...
A inni, których dawno już nie krępują więzy jakiejkolwiek wiary, w ślepem podejrzeniu bronić się będą chcieli, jak gdyby nauka, którą głosi tu słowo moje, była jeno zmartwychwstaniem starego obłędu ludzkości, przekształconego w nowem błędnem wierzeniu, które, — gdyby tak było, — z pewnością roztoczyłoby nowe ciemności nad duszami.
Atoli ja daję tu jednemu jak i drugiemu tylko uzasadnienie jego własnego poznania, — tego bowiem uzasadnienia ostatecznego brak wszelkiej wierze, która nie dosięga najgłębszych podstaw swej nauki, a wszelka wiedza wówczas tylko jest uzasadniona, gdy zapuści korzenie w głębie skalne, zawdzięczające swe powstanie wieczności...
Światłem wyzwolenia jest owa wysoka miłość, którą rozniecić chcą w tobie słowa moje, bez względu na to, czy żyjesz pobożnie wedle starych dogmatów, czy też stworzyć chcesz sobie własne dogmaty. — — —
A kiedy świadczę ci o owym „wielkim Miłującym“, o którym ciasna wiara sądzi, iż dla niej jedynie zmartwychwstał, acz w czynach jej dość często służył obraz jego za tarczę nienawiści, — tedy świadectwo moje jest dziełem jego własnej woli. Bowiem w ostatnim swym czynie miłości przed śmiercią ziemską dał on święcenia całej ludzkości i stał się „zbawicielem“ dla wszystkich, wyzwalając ludzkość z więzów, które zerwać mógł tylko miłujący, co przewyższył wszystkich, żyjących na tej ziemi w miłości, pod względem rozwoju siły ognia miłości. — — — — — — — — —
On, który w doskonałości świetlanej darował niegdyś siebie samego całej ludzkości, acz pierwej chciał tylko dać szczęście ludowi, z którego pochodziło jego ciało ziemskie, bliski jest wszystkim, co go wzywają, a jeśli szukasz go w jego miłości, znajdziesz go, czy praktykujesz stare obrzędy, kryjące w sobie tak wiele wysokiej mądrości, której cześć winieneś oddawać, gdy ci ją duch twój odsłoni, — — czy też, wedle swego usposobienia, czujesz się obcy takim obrzędom, a tylko w tęsknocie swego serca na swój sposób go wzywasz. —
Z tymi, w których krąg świetlany był wpleciony, zanim jeszcze otrzymał ciało ziemskie, żyje on tutaj w duchowej dziedzinie ziemi w całej rzeczywistości duchowego ukształtowania, które stało się jego udziałem, gdy dusza jego zpowrotem oddała się w ręce „Ojca“. —
Powiedziałem ci już w innej książce, — o ile daje się to w słowach powiedzieć, — że ten „Ojciec“ wszystkich Świecących Praświatła jest owym wiecznie z prasłowa świetliście płodzonym człowiekiem ducha, sam „słowem“ w „słowie“ i „Bogiem u Boga“ — wielkim „Starcem“, który jest w „początku“, który stanowi sam pierwsze samoukształtowanie prasłowa, — „człowiekiem wieczności“, trwającym wieczyście w swem pierwszem spłodzeniu, pojmowanym w starej nauce jako najwyższy z „aniołów“, — koroną owej hierarchji duchów, która stworzyła sobie tu na ziemi w Świecących Praświatła „budowniczych“ owego „wielkiego mostu“, wiodącego człowieka ziemi z królestwa zwierzęcia, tak iż może on odnaleźć swą ojczyznę duchową, którą utracił był przed eonami. — — — — —
W każdym ze Świecących Praświatła jest „Ojciec“ ten wistocie, — wiecznie płodząc dalej „Syna“ swego, Świecącego, — zjednoczony z jego świetlanem przyrodzeniem, dla którego to ciało ziemskie jest tylko zewnętrznym wehikułem, występującym w ziemsko-człowieczem życiu poto jeno, aby móc oddziaływać po ziemsku na to, co wymaga ziemskiego ukształtowania. —
Tak więc mógł zaprawdę powiedzieć Mistrz z Nazaretu do uczniów swoich: „Kto widzi mnie, widzi i Ojca mego“, — i: „Nikt nie dotrze do „Ojca“, jeno przeze mnie“. — — —
Chętni pomocnicy dani ci są tak oto w twym bycie ziemskim, — zawsze bliscy duchowi twemu, jeśli czynem potrafisz ich „wzywać“! —
„Nie ten, kto mówi do mnie: Panie, Panie! przyjęty będzie do Królestwa Niebieskiego, lecz ten kto czyni wolę mego Ojca“, — kto czuje w sobie tę wolę i spełnia ją w swym czynie! —
Nic ci nie pomoże samo tylko pragnienie; — będziesz musiał „wzywać“ całem swem postępowaniem w życiu, całym czynem i działaniem, a niejeden biedny i niepozorny człowiek, który spełniał tylko wiernie dzieło swych rąk, lepiej „wzywał“ częstokroć, niż inny, dostojny, który znał wszystkie pisma i zdawna uważał się za godnego, aby się doń pomocnik „musiał“ zbliżyć, dodając mu przez to więcej jeszcze „dostojeństwa“ w oczach innych! — — — — — — —
— — Rozum ludzki wymyślił teleskop, w którym zawarty jest układ rozmaitych szkieł i luster, sprawiających łącznie w swem mądrem uporządkowaniu, iż najodleglejsze dale wydają się oku bliskie i cielesne.
Używając takiego teleskopu, musisz patrzeć tylko przez małą soczewkę, którą przeznaczył wynalazca na to, aby była najbliższa twemu oku.
Promienie świetlne ze świata zewnętrznego dotrą do ciebie wówczas w taki sposób, iż dal stanie ci się bliską.
Tak i w duchowości pojąć możesz Boskość wówczas jedynie, gdy zwrócisz się nasamprzód do tych, kogo wieczyste Praświatło samo przeznaczyło do tego, aby byli dla ciebie pośrednikami jego promieni. —
W Świecącym będziesz widział jedynie pierwiastek boski, on zaś sam znikać będzie przytem, podobnie jak kiedy patrzysz przez teleskop, nie widzisz soczewki jako takiej, lecz przedmiot, którego szukasz woddali. —
Jak jednak soczewka teleskopu, która najbliższa jest dla oka twego, sama przez się nie mogłaby ci pomóc, gdyby w teleskopie nie były zawarte inne systemy szkieł i luster, tak i Świecący nie mógłby ci pomóc, gdyby nie było pomiędzy nim a najwewnętrzniejszym prabytem Boga, o zrozumienie którego idzie, owej wysokiej hierarchji ducha. — — —
Kiedy objawia ci się Świecący Praświatła, patrzysz poprzez całą tę hierarchję w najwewnętrzniejszą Boskość. — —
W obrazie tym może ci się stać zrozumiałem niejedno słowo Mistrza z Nazaretu, nauczysz się też w ten sposób odróżniać, co mówił on niegdyś od siebie, jako człowiek ziemski swego czasu, — a gdzie na innych miejscach znika zupełnie jako człowiek, i głosi ci tylko najwewnętrzniejszą treść Boskości, pra-słowo, — — bowiem co w obrazie tym dotyczy widzenia, z łatwością możesz też sobie zastosować do słyszenia...
A oto inny obraz, aby ci coś innego wyjaśnić:
Jak ze studni o wielu rurach ujściowych z każdej rury płynie stale ta sama woda z tego samego źródła, a jednak jedna rura nadać może strumieniowi wody wedle swego kształtu odmienną postać, niż inna, która zkolei odmiennej udziela mu postaci wedle własnego kształtu, tak też i każdy zoddzielna z pośród owej Społeczności światła, w imieniu której przemawiam, dawać ci będzie stale tę samą mądrość, tę samą naukę, acz zewnętrznie, zgodnie z właściwościami nauczającego, może ona nosić postać nader różnoraką. — — —
Jest dla ciebie rzeczą wielkiej wagi pamiętać o tem, abyś nauczył się znajdować pod najrozmaitszemi postaciami zewnętrznemi zawsze tę samą, jedyną wieczną prawdę, która może się podporządkować wszelkim właściwościom jej głosiciela, a jednak nigdy się nie odmieni. — —
Tak więc wszelka nauka, czerpiąca ode mnie swą postać zewnętrzną, z pewnością nie da ci nic innego, jeno to, co płynęło z nauki Jehoszuah, „wielkiego Miłującego“, i nauczysz się tu rozmaitych rodzajów czerpania strawy z tego samego źródła...
Co więcej, nauczysz się dopiero prawdziwie tłumaczyć potężne słowo tego „wielkiego Miłującego“, gdy poznasz moją naukę, moją zaś naukę zrozumiesz aż do głębi ostatecznej, jeśli pojmiesz jego słowa tak, jak je pojąć musisz, o ile nie chcesz sobie wskutek uzupełnień wszystkich wieków stworzyć takiego obrazu Mistrza, iż nic w nim nie będzie go przypominało takim, jakim był i jest. — — — — — — — — —
Człowiekowi czasów dzisiejszych (a w takim charakterze muszę występować), trudno jest zaiste utorować drogę dla prawdy i rozjaśnić mroki tysiącoletnie, — atoli trudniej jest usunąć wszystkie zewnętrzne obsłonki własnego przyrodzenia i ukazać byt swego życia duchowego w nagiej prostocie sępim oczom, których niepodobna uniknąć tam, gdzie się na ziemi tej ukazuje prawda, zanim wysoka miłość nie rozpromieniła wszystkich dusz w żarze światła miłosnego. — —
Spełniono tu najcięższy i najboleśniejszy obowiązek, a nikt nie może przedstawić sobie walk, jakie stoczyć tu musiała wewnętrzność z zewnętrznym człowiekiem, aby zmusić go do wyznania o sobie samym. — —
Oczywiście nauka, która stać się miała przeze mnie udziałem ludzkości, pod żadnym względem nie przestałaby być świadectwem prawdy, gdybym ani słowem nie wspomniał o sobie, jako przynależnym do owej wielojedności duchowej, z której czerpał niegdyś naukę „wielki Miłujący“.
Atoli prawo wymagało tu spełnienia, i zaiste powstałaby z tego gra w ciuciubabkę czy w chowanego, gdybym chciał powiedzieć, co musiałem powiedzieć, nie wspominając przytem nic o własnej możliwości sądu, — o prapewnej wiedzy z siebie samego, — jako danem założeniu swej nauki. —
Nazbyt wiele tego, co ciemne i co długo trzymało dusze w błędzie, zostanie przez wyznanie me wyjaśnione, aby życzeniu memu mogło się stać zadość, aby wolno mi było ukryć starannie tajemnicę istoty swojej. — — —
Musiałem więc być posłusznym nakazowi...
Atoli nie na wszystkich mych Braci nałożony jest taki obowiązek wyznania, dzieje się to tam tylko, gdzie wymaga tego prawo miłości. —
To, co mam dać światu w słowach swej nauki, świecić winno najodleglejszym jeszcze czasom, gdy wyczerpie się zdawna to, co dzisiaj widzi dla siebie niebezpieczeństwo w takiej nauce. —
Jak ów „wielki Miłujący“, tak muszę i ja wyznać: — nie nauczam zaprawdę „z siebie samego“, — ze swego poznania ziemskiego, lecz daję wam to, co mnie dał „Ojciec“, któremu służę w miłości! —
Jest to naświętsze dziedzictwo wszystkich tych, co są w świetle spłodzonymi „Synami“ „Ojca“!
Tako was nauczam z pełni „słowa“, jak każe mi nauczać „Ojciec“, i wieszczę wam zbawienie w wysokiej miłości!
Błogo tym, co naukę mą nietylko czytają, lecz pozwalają jej w sobie osiągnąć spełnienie, tak iż rozjaśnić ona może sens ich życia i zapłodnić ich czyny! — —
Znajdą oni wnet miłość, a rozgorzawszy w miłości, kiedyś wieczyste osiągną światło! — — — —