Księga miłości/O praogniu miłości
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Księga miłości |
Wydawca | Księgarnia Ludwika Fiszera |
Data wyd. | 1930 |
Druk | Zakłady Graficzne Grapowa i Mazurkiewicza |
Miejsce wyd. | Łódź |
Tłumacz | Marceli Tarnowski |
Tytuł orygin. | Das Buch der Liebe |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Nie mów, iż posiadasz miłość, póki nosisz jeszcze w sobie troskę o siebie samego! — — — — — —
Podobnie „liljom polnym“, — co rosną dziko na dalekich przestrzeniach Wschodu, — i „ptakom niebieskim“ podobnie, nie wolno ci znać więcej troski o siebie samego, jeśli chcesz się stać zdolnym do miłości w jej najwyższej postaci! — — —
Póki dręczy cię jeszcze troska o siebie i swój los ziemski, zaiste, nie wiesz jeszcze nic o miłości, której nauczał niegdyś wysoki Mistrz, — o tej miłości, która jedynie zdolna jest obdarzyć cię wolnością. — — —
Sam oddajesz się w niewolę trosk swoich i nic wobec nich zdobyć nie możesz!
Boska siła leży w tobie odłogiem, bowiem nie umiesz jej używać! — — —
A może „kochasz“ „z całego serca“ wszystkich, co ci są „drodzy“, których nigdy w tem życiu ziemskiem nie chciałbyś utracić, może stworzyłeś w sobie „powszechną miłość do ludzi“, — ba, może „kochasz“ zwierzęta i rośliny, może „kochasz“ wszystko, co tylko widzisz? — —
Zdziwisz się, gdy ci powiem, że mimo to nie żyjesz jeszcze w miłości!!
Gdy o człowieku, którego „kochasz“ na swój sposób, powiadasz: „kocham go“, zawarte jest w tem pewne uczucie posiadania. —
Do tego właśnie „posiadania“ i do zadowolenia z „posiadania“ sprowadza się wszystko w twojej „miłości“, — choćby to „posiadanie“ polegało jeno na tem, że go widzisz i słyszysz! — — — —
Atoli miłość, o której mówi nauka „wielkiego Miłującego“, miłość, którą wieścić ci ma ta książka, jest siłą praświatów, która tak cię powinna przeniknąć, jak przenika cię w dreszczu wszechmożnym niższa postać tej samej siły, kiedy płoną w tobie ognie miłosne twej ziemskiej zwierzęcości! — — — — — — — — — — —
W tej „ziemskiej“ miłości pożądasz jeszcze, bowiem tu miłość pragnie przedmiotu miłości; atoli w jej „niebiańskiej“ postaci staje się ona sama sobie przedmiotem miłości, tak iż wszelkie pożądanie opuszcza cię! — — —
W „ziemskiej“ postaci jest miłość po-żądaniem, żądaniem, — chwytaniem w zewnętrzności i ściąganiem ku sobie; — — w postaci „niebiańskiej“ staje się ona światłem wewnętrznem, promieniowaniem i darowaniem ciepła, — wypływem z wnętrza ponad wszelką zewnętrznością...
Dopiero ta wysoka postać miłości sprawia wszystkie prawdziwe cuda duchowe wewnętrznego przebudzenia, powoduje, iż „samo przez się“ powstaje w tobie wszystko to, o zdobycie czego teraz tak się starasz. —
Twa życzliwość dla ludzi i duchowe pragnienie posiadania, które nazywasz „miłością“, nigdy nie mogą cię obdarzyć mocą, która zaiste „silniejsza jest niż śmierć“! — — —
Lecz wszystko to, co dotąd określałeś wyrazem „miłość“, nie myśląc tylko o najniższym szczeblu miłości, gdzie pożądają się ciała, — wszystko to wówczas dopiero udoskonali się prawdziwie, gdy ty sam napełniony zostaniesz praogniem miłości!
Z całej twej istoty będzie wówczas wypływać to, co teraz usiłujesz jeszcze z trudnością urzeczywistnić. — —
Co dzisiaj jest dla ciebie „obowiązkiem“ lub „cnotą“, stanie ci się wówczas zrozumiałem dopełnieniem twego bytu! —
Nie możesz rozpłomienić w sobie praognistej siły miłości, nie wylewając z siebie w ciągłym potoku jej promieni, a wszystko, co ci jest bliskie, odczuwać będzie to ciągłe promieniowanie. — — — —
Lecz jeśli chcesz zapłonąć słonecznym ogniem najwyższej miłości, wymagane jest od ciebie nawrócenie wewnętrzne. —
Będziesz musiał chcieć się zmienić, jeśli chcesz widzieć się zmienionym! — — —
Dotąd byłeś nawet w sferze duchowości żądającym, — lecz dać można ci to tylko, czego jeszcze nie posiadasz. —
Że jednak posiadasz w sobie wysoką siłę miłości, o której mówię, tedy nie trzeba ci jej dopiero dawać i od ciebie tylko zależy, czy zechcesz jej używać! — — — — —
Musisz chcieć stać się „słońcem“, — „słońcem“, które świeci samo z siebie, — — a wnet zapłoniesz w najwyższej miłości!
Odczuwasz jeszcze zbyt wielką trwogę przed tem zapłonięciem!
Odczuwasz może w sobie umiarkowane ciepło i zadawalniasz się tem, — a potem dziwisz się, że promienie tego słabego ciepła nie zdołają zdziałać nic w tobie ani nazewnątrz, że nawet w twym losie ziemskim są zupełnie bezsilne! —
Nie przeczuwasz jeszcze, jaką moc promieniowania mógłbyś osiągnąć, gdybyś chciał zamienić się sam w „słońce“, a nie oczekiwać tylko gnuśnie promieni innych słońc! — —
Wszystko w tobie musi chcieć stale dawać, jeśli pragniesz otrzymać z siebie najwyższe, co w tobie samym jest zawarte!
Choćby to, co masz do oddania, wydawało ci się szczupłem, jednak wystarczy to, aby cię doprowadzić do stanu promieniowania. —
O pewnym księciu indyjskim głosi podanie, iż zapytał on razu pewnego yogina, jakie są uczucia człowieka doskonałego. Atoli yogi odparł, iż podobnie pytano go kiedyś o uczucia miłującego, on zaś mógł odpowiedzieć tylko:
„Dowiesz się o tem, gdy będziesz miłującym“. —
Tak i ja mogę tu mówić o najwyższej formie miłości, jako wieczystej mocy praświatów, jedynie obrazowo, bowiem tak samo nie mogę ci „wyjaśnić“ w słowach tej „niebiańskiej“ miłości, jak nie potrafiłbym ci w słowach uprzystępnić owej innej postaci miłości, którą — że w ziemskim tylko bycie się objawia — zwie się miłością „ziemską“. — — —
W obudwu wypadkach musisz zapłonąć miłością, jeśli chcesz wiedzieć, czem jest w rzeczywistości miłość w tej czy innej postaci! — — — — — — — — — — —
Podobnie jak nosisz w sobie „ziemską“ postać miłości, choć żar jej chwilowo może cię jeszcze nie przenika, tak jest też w tobie każdej chwili i owa „niebiańska“ postać tej samej siły, która w działaniu swem wykracza daleko poza ten byt ziemski i daje ci na ziemi wolność boską, bowiem wszystko, co cię może spotkać, musi jej być posłuszne. — —
O takiej miłości i jej wszechmocy mówił niegdyś ów wysoki Mistrz z Nazaretu, a i on sam czerpał całą swą potęgę z takiej miłości...
O takiej miłości mówił ów miłujący, który był największym głosicielem nauki Mistrza, taką miłość miał on na myśli powiadając o sobie: „Gdybym nie miał w sobie miłości, byłbym spiżem grzmiącym lub podobien byłbym do dźwięczącego dzwonu!“ — I jedno i drugie wydaje dźwięk pod uderzeniem zewnętrznem, ale jednemu i drugiemu brak wewnętrznego życia, któreby zdolne było spłodzić z siebie dźwięk. — — —
Jak długo jeszcze zamykać ma człowiek ziemi swe serce przed taką miłością?! —
Nieliczni tylko wiedzieli o niej, — nieliczni tylko stali się jej naczyniem, — z pośród wszystkich pokoleń, które darzyło światłem to słońce ziemskie. —
Siły zewnętrznej przyrody ziemskiej zdawna nauczyły się uznawać człowieka za władcę, atoli w swem królestwie wewnętrznem zadawala się on bezsilnemi próbami paktowania ze swemi siłami, bowiem nie zna w sobie wysokiej mocy, dzięki której mógłby nietylko stać się panem wewnętrznych sił swej natury fizycznej, — ale mocen byłby wywierać najwyższy wpływ nazewnątrz. —
Gdziekolwiek dusze budziły się z ciemności, gdziekolwiek dokonywał się czyn wysoki, gdziekolwiek zwierzę w człowieku poddawać się musiało człowiekowi ducha, — tam budziła się w jednostkach owa moc dostojna i płynęła ku innym, aby ich rozpłomienić...
Podobnie i dla tych dni obłędnej nienawiści, gdy wzrasta znowu w moc „Bóg zemsty“, obezwładniony niegdyś przez naukę wielkiego Miłującego z Nazaretu, — dla tych dni babilońskiego pomieszania umysłów, — jadowitego szału zniszczenia, przeciwstawiającego się woli twórczej, — dla tych dni, co jak ciosy młota piekielnego obłędnych szatanów spadają na biedną ludzkość, aby zamienić w chaos barbarzyński, w gruz plugawy to, co zbudowało światło ducha w walce z ciemnotą zwierzęcą, — i dla tych dni koniec nastanie wówczas dopiero, gdy wszechmoc miłości koniec ten przyniesie. — — — —
Wzbierającej pożogi, co śle dziś na lądy i morza czarne opary duszących dymów zatrutych, nie zgaszą upusty wodne wielkich mówców. —
Zielone listowie, co tli się oto, pragnęło ciepła słonecznego, — a nie znajdując „słońca“ w dniach dzisiejszych, stało się w tęsknocie swej do światła i ciepła: łupem podziemnych pożarów. — — — — — — — —
Błogo temu, kto nie musi tu wyznać o sobie samym: — „I ja byłem kiedyś jednym z tych, co odmówili ciepła słonecznego temu młodemu lasowi, który teraz niszczeje w ogarniającym świat pożarze lasu!“...
Teraz nie czas już „gasić“ tego, co spłonąć musi samo w sobie; — ale niechaj się nikt nie łudzi: — tęsknota do światła i ciepła nie opuści i serc tych, co nie stali się ofiarami tej pożogi, bowiem tęsknotę tę zbudziła pragłęboka wola, a żadna moc ziemi nie przeszkodzi woli tej, aby się spełniła! —
To, co płonie, jest oczywiście stracone, a z niem i dobro drogocenne, co stało się niegdyś udziałem ludzkości, atoli młoda zieleń ziemi nie ulegnie po raz drugi zniszczeniu, nie stanie się na nowo chciwie zdobytym, pożądanym żerem ognia podziemnego! — — —
I tutaj czynni są zaiste wysocy strażnicy, choć nie wolno im było przeszkodzić, aby uległo zniszczeniu to, co nosiło w sobie samem wolę zniszczenia...
A ci wysocy strażnicy, co tu są czynni, potrafią rozumnie uchronić przed ogniem zniszczenia ową młodą zieleń, i jako prawdziwi przyjaciele ludzi, pełni zrozumienia i pełni rady, we współczuciu odeślą napowrót do grobów chrzęszczące kościotrupy, co niby potworne nietoperze ogromnym płaszczem zakrywają słońce, a światło słoneczne będzie mogło wreszcie dać wszelkiemu życiu całe ciepło swych promieni. — — — — — — —
Nie wobec upadku Zachodu stoi teraz ludzkość, jak mniemają niektórzy, lecz najwyższe jego wzniesienie się zażądało ofiary, którą opłakuje dziś trzeźwy człowiek Zachodu!!!
„Kto uszy ma, iżby słyszał, — niechaj słucha!“ — — — — — — —
Znaki czasu obecnego zaiste inaczej należy tłumaczyć, niż chce mędrkujący sceptycyzm, żonglujący akrobatycznie kulami myśli i czyhający na poklask tłumu!! — — —
Potrzebna tu jest „cierpliwość i wiara świętych“!
Nie tych, co uważają się za „świętych“, bowiem napodób gadów pełzających wykręcają się od wszelkiego uwikłania się w winę, lecz tych, co jako prawdziwi synowie ziemi śniąc o szczęściu, byli po wsze czasy „solą ziemi“! —
Już wnuki nasze nie będą znać więcej tych dni ślepego obłędu, kłoniących się ku końcowi, choć ostateczny koniec wydawać się może jeszcze daleki. Co więcej, nie potrafią oni już zrozumieć tego stanu chorobliwego umysłów, na modłę których odbywają się dziś tańce obłędne. — Tych umysłów, co w uwikłaniu ciemnych mocy, którym się same oddały, otwierają głupocie drzwi i wrota, jak gdyby „człowiek“ był tylko biednem zwierzęciem ziemi, znacznie biedniejszem, niż wszystkie inne zwierzęta ziemi, do których sam się zalicza, póki nie wie, że jest furtą zbawienia dla człowieka ducha, że najwyższa postać miłości dała mu moc cudowną, co może tak odmienić oblicze tej ziemi, iż wszelkie zło, spotykające człowieka na ziemi, — choroba, nędza i ból, zniknąć z niej będą musiały, jak znikły owe potwory, przed któremi pierwotne zwierzę człowiecze początkowo uciekało, a potem nauczyło się je pokonywać. — — — —
My, nad głowami których ciąży cień śmierci tych dni ponurych, jesteśmy grabarzami starego czasu, a zarazem płodzicielami nowego życia, co ziemię tę kiedyś ma o-żywić! — — — — —
Od nas zażąda odpowiedzialności ludzkość, którą ziemia ta kiedyś nosić będzie, gdy owo kosmiczne:
zagrzmi poprzez wszystkie sfery, które się stały schroniskiem człowieka ducha, kiedy się niegdyś sam pozbawił Boskości i skazał na nieprzeczuwany los tułaczy! — —
My to zmienimy oblicze ziemi, albo też staniemy się hamulcem dla tej zmiany, acz późniejsze dopiero pokolenia zebrać będą mogły plon naszego siewu! — — — — —
Nie sądź jednak, jakobyśmy my sami już nie mogli ujrzeć spełnienia naszego czynu, choćby nam dane było tylko kwitnienie, tam gdzie nasi spadkobiercy zbierać będą owoce! — — —
Im wcześniej skłonimy siebie samych do trzeźwego czynu, tem pewniej ujrzymy pąki kwietne, rozwierające się z tego czynu, który jest czynem serca; pąki kwietne, co kiedyś staną się owocami dla naszych następców! — — — — —
Los powierzył woli naszej w tych dniach poważnych coś niepojęcie wielkiego, i — zaiste: „rozkoszą jest żyć“ w takich czasach, — dla każdego, kto potrafi trzeźwo i odpowiedzialnie ocenić wartość swego jednostkowego życia dla całej przyszłości nadchodzących pokoleń! — — — — — — — — — — —
— I gdzież są owi głupcy, co wierzyli niegdyś, że dzieło ich mózgów tworzy wieczne trwanie! — — —
Znikając, jak ostatni żebrak, którego imienia nie zachowała żadna wieść, zamiera dzieło ich w nowym okresie, którego oni, mimo całej swej opiłości wiedzą, nie mogli nawet przeczuć, którego przyjścia nie potrafili dojrzeć, bowiem wierzyli, iż jaśń ich myśli świecić będzie wszystkim przyszłym pokoleniom. — — —
Tak i dziś jest pośród nas wielu próżnych głupców, co uważają się za mądrych i zadowolenie znajdują w wielkim geście mądrych wiedzących. —
Nie wszyscy wiedzą, że się mylą, a niejeden wierzy, iż jest sługą prawdy, — atoli w dzisiejszych dniach przewartościowania wszystkich wartości stworzył czas nazbyt wielu ludzi, którym już „sumienie“ przeszkodzić nie może tam, gdzie opętał ich szał ich złudzenia, i przez naukę swą pociągają tysiące ludzi ku zgubie, oszołomieni mocą tej nauki, mocą uwodzenia dusz, i otoczeni obłokiem próżności na widok mnogości słuchaczy, zdążających za ich sztandarem. — — —
„Atoli przyjdą fałszywi pomazańcy i fałszywi prorocy...“
— Jak nie powierzysz się znachorowi, gdy idzie o życie twego ciała ziemskiego, podobnie nie wolno ci powierzać swej duszy każdemu, kto twierdzi, iż potrafi zachować życie twej duszy! — — —
A jeśli nawet w niewielu tylko sprawach czujesz się pewny, posiadasz jednakże w sobie pewność, która cię nigdy nie opuści, gdy iść będzie o zachowanie twego biednego ciała ziemskiego! — — —
Taką samą pewność posiadasz, gdy idzie o życie twej duszy, ale — że możesz utracić duszę bez szkody dla życia ciała ziemskiego, — tedy prawie nie zwracasz już uwagi na znaki ostrzegawcze, które powstają w twem wnętrzu, ilekroć życie twej duszy popada w niebezpieczeństwo. —
Lecz jak powstaje w tobie wnet nieufność, gdy w przypadku niedoli twego ciała zbliża się do ciebie niepowołany, tak też uczujesz ostrzeżenie, gdy w niedoli twej duszy zaofiaruje ci się nauczyciel, który zaprawdę sam bardziej potrzebowałby nauki, niż ty, który wezwałeś go na pomoc, nie wiedząc nic o innej pomocy! — — — — — — —
Nie jesteś przeto bynajmniej bez winy, gdy ufnie powierzasz się błędnym naukom, bowiem praprzyroda dała ci zdolność rozpoznawania, i tylko własna twa opieszałość jest winna, jeśli nie rozpoznajesz wnet, że poddałeś swą duszę „przewodowi“, któryby sam jeszcze potrzebował przewodu! — — —
W tych dniach poważnych winieneś podwójnie być przezornym, bowiem wiesz, iż postępowanie twe pchnąć może lub zahamować niezliczone przyszłe pokolenia! — — — — —
Praogień miłości chce się stać w tobie życiem, ażeby życie jego, płodząc dalej z ciebie, stworzyło kiedyś nowe życie. —
Jeśli nie stałeś się sam z miłości życiem, jakże chcesz się stać źródłem nowego życia? — —
— Dlatego musiałem ci tu pokazać, czem jest miłość, — ta miłość, o której powiada ci stara wieść, co daje ci oznajmienie o miłujących w najwyższym sensie. — — —
Dlatego musiałem odsłonić ci życie owego „wielkiego Miłującego“, który dokonał niegdyś najpotężniejszego czynu miłości. — — — — —
W ostatecznem dokonaniu swej miłości z łatwością zerwał on owe pęta, co od czasu, gdy człowiek ducha wcielił się w postać zwierzęcia ziemi, żelaznemi skręty otaczają wszelki byt człowieczy. —
Atoli on nauczał:
„Kto chce być uczniem moim, niechaj pójdzie za mną!“ — — —
Śmiesznie głupimi są owi marzyciele, co sądzą, iż wystarczy im naśladować w sprawach zewnętrznych tryb postępowania prapotężnego Mistrza, aby być przezeń uznanymi za wyznawców, za „uczniów“, w tym sensie, w jakim mówi o tem pismo. — —
Gdyby mogli domyśleć się, kim był on i jest, zaprawdę, zarzuciliby swą głupotę. —
Atoli ty, do którego tu mówię, — nie bądź również powolnym słuchaczem takiego obłędu! —
Zaiste, dość już jesteś pouczony!
Jeśli chcesz się istotnie okazać godnym cieśli, który był Świecącym Praświatła, podobnie jak ten, komu te słowa zawdzięczają swe ukształtowanie, tedy bądź gotów zbudzić w sobie wysoką miłość, która musi cię strawić, jeśli chce ciebie samego zamienić na nowy byt!
Wówczas dopiero będziesz naprawdę jego uczniem, jego wyznawcą! — — —
Wówczas dopiero będzie on znał ciebie w swej miłości, jak znał siebie samego w miłości swego „Ojca“! —
Wówczas dopiero będzie on mógł uznać cię za jednego z tych, kogo miłuje „Ojciec“, bowiem znaleźli oni dokonanie w „Synu“...
Wówczas dopiero stanie ci się Jehoszuah, cieśla z Nazaretu, o którym opowiada ci stara wieść, a który obcym ci się stał z winy głosicieli starych legend o bogach, co go w swą złudę udrapowali, gdyż zdawał im się zbyt bliskim ludzkości, — — wówczas dopiero stanie ci się on bliski, i wówczas dopiero będziesz mógł w prawdzie powiedzieć: — —
„Wiem, iż zbawiciel mój żyje!“ — — żyje „Syn“ człowieczy, co niegdyś mógł był powiedzieć swym uczniom, iż zostanie przy nich „aż do końca świata“! — — — — — — — — — — — — — — — — — — —