Kurjer carski/Część druga/Rozdział IV

<<< Dane tekstu >>>
Autor Juljusz Verne
Tytuł Kurjer carski
Wydawca Bibljoteka Groszowa
Data wyd. 1926
Druk Drukarnia Bankowa
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Leo Belmont
Tytuł orygin. Michel Strogoff. Le courier du tzar.
Źródło Skany na Commons
Inne Cała część II
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
ROZDZIAŁ IV.
Wjazd triumfalny.

Tomsk, założony w r. 1604 niemal w sercu Rosji Azjatyckiej, jest jednem z najznaczniejszych miast Syberyjskich, znajduje się nad główną drogą, idącą z Irkucka do Kiachty, leżącej na pograniczu Chin. Stoi nad rzeką Tomem, na stokach wzgórz, rozgałęziających się od gór Ałtajskich, obfitujących w złoto, srebro, miedź, żelazo, ołów, węgiel, granit, jaspis i t. d. Miasto przemysłowców i kupców, wzbogaconych na kopalniach, rywalizuje zbytkiem ze stolicami Europy. Co do jego piękna — podróżni różnią się w zdaniach; jedni mówią o jego malowniczem położeniu, inni o jego brudzie i pijaństwie. Henri Russel Killongh ogłosił, że jest to jedno z najpiękniejszych miast świata, sławił jego stylowe domy i kościoły. To jednak jest pewne, że podczas najazdu tatarskiego raziło ono swoją szpetotą, zalane, łupione, niszczone przez hordy barbarzyńców.
Wszelako wypada oddać hołd pięknu samej uroczystości przyjęcia przez Emira jego zwycięskich wojsk.
Teatr dla tej ceremonji, połączonej z tańcami, śpiewami, widowiskami, był obrany z wielkim gustem na stoku zielonego wzgórza, pod cieniem wspaniałych sosen i cedrów, śród malowniczo rozsypanych kręgiem wykwintnych budowli i uwieńczonych kopułami cerkwi. Na wysokim tarasie zbudowano improwizowany pałac w stylu pół-tatarskim, pół–maurytańskim — była tu loża dla Chana i jego dworu, dygnitarzy wojskowych, aljantów i ich haremów.
Uderzała śród widzów mieszanina strojów i rysów twarzy. Orjentalne kostjumy, kapiące złotem, dziwaczne w kroju, wielobarwne, powłóczyste i kuse, a obok piersi i ramiona obnażone. Turbany, klejnoty, bransolety, obrączki nawet w uszach męskich. Tu i owdzie zakwefione damy. Ciężkie hafty i lekkie materje. Czarujące oczy, olśniewające białością zęby, delikatna cera kobiet, wyraziste męskie twarze, pełne dumy i powagi — a tuż pyski potworne, dzikie, budzące wstręt i zgrozę. Lśniąca broń wszelakiego rodzaju, bogato ornamentowana, podnosiła ogólny urok widowiska.
Na dole tłoczyli się wojskowi niższej rangi i pospólstwo cywilne, która przyszło, pogapić się na triumf nowych panów miasta — nieopisana mieszanina typów plemiennych. W tej ciżbie można było rozpoznać cudzoziemców z Mandżurji, Buchary, Persji, Chin, Turkestanu. Brakło tylko Syberjaków. O ile nie umknęli zawczasu, siedzieli zamknięci po domach, trzęsąc się na myśl o grabieży, która mogła nastąpić po uroczystości za zezwoleniem Emira, danem żołdactwu.

Śród Tatarów.

Po przedefilowaniu wojsk przed Feofarem, siedzącym na koniu, który nosił na łbie olbrzymi djament — ów zsiadł z konia i wstąpił na taras. Naprzeciw niemu postąpiła olśniewająca przepychem szat swoich pierwsza z kobiet jego haremu, naczelna małżonka, Persjanka przedziwnej urody, mająca twarz odsłonioną, wbrew nakazom muzułmańskim, zgodnie z kaprysem swego władcy. Sułtanka — jeżeli to miano przystoi żonom chanów Buchary — zajęła miejsce w loży przy boku Feofara.
Wówczas siedli także inni dygnitarze i pomniejsi chanowie, otaczając półkolem stół, na którym leżała rozwarta księga Koranu.
Iwan Ogarew zatrzymał się przed namiotem Feofara — zsiadł z konia — wstąpił na taras. Szedł na czele eskorty oficerów. Na ten raz nosił uniform tatarski. Na jego twarzy pozostała od rana krwawa pręga. Ktoś w tłumie szepnął: „Pręga“ — i przydomek ten przyjęty został cichą aprobatą. Feofar–Chan z chłodną wyniosłością despoty wschodniego przyjął ukłon Ogarewa.
Jolivet i Blount mimowoli doznali zachwytu nad tą umiejętnością zachowywania swego dostojeństwa. Obaj znajdowali się śród ciżby widzów. Wprawdzie napatrzywszy się na okrucieństwa tatarskie, marzyli o wydobyciu się z obozu Feofara i zamierzali już byli udać się do Irkucka w nadziei wyprzedzenia wywiadowców tatarskich i dostania się pomiędzy wojska rosyjskie. Ale nie chcieli zaniedbać okazji zobaczenia uroczystości zwycięzców, licząc na ciekawy materjał do swoich zapisek dziennikarskich.
Na widok zdrajcy, Jolivet odwrócił się wzgardliwie i ozwał się do Blounta, jakby był w operze:
— Drogi przyjacielu! Ten wstęp mierzi mnie. Należało przyjść po podniesieniu kurtyny... na balet końcowy.
— Jaki balet?
— Ale będzie z pewnością! — przyłożył lornetę do oczu, szukając „primaballeriny teatru Feofara.“
Jednak balet musiał być poprzedzony przez ohydną ceremonję publicznego poniżenia zwyciężonych.
Przed Chanem winny były przejść poganiane biczami tłumy jeńców, zanim miano je rozkwaterować w więzieniach miasta.
W przednich szeregach szedł Michał Strogow, strzeżony osobliwie czujnie przez oddział żołnierzy, odkomenderowanych przez Ogarewa. Tuż blisko postępowały za nim matka i Nadja. Stara Sybiraczka drżała o syna. Wiedziała, że skoro Ogarew powstrzymał ręce, gotowe zabić jej syna, to jeno z tego względu, że od azjatyckiej sprawiedliwości Feofara wyczekiwał sroższej pomsty nań za doznaną obelgę. Matce i synowi nie pozwolono zbliżyć się do siebie, zamienić choćby słówko. A jakże chętnie błagałaby o wybaczenie za to, że swoim porywem czułości macierzyńskiej wówczas w Omsku dała początek zbliżającej się katastrofie. A Strogow drżał na myśl, że prowadzą matkę za nim, by podzieliła jego męki — choćby tylko współczującem sercem. Co się tycze Nadi, wiedziała o tem, że — cokolwiek się stanie — winna zachować spokój, aby zachować siebie na chwilę przyszłą, gdy znajdzie sposobność pomścić tamtych dwoje.
Pierwsi jeńcy przeszli przed Emirem — każdy musiał padać plackiem na ziemię i czoło zanurzać w kurzawę na znak poddania się u wstępu przyszłej niewoli. Opornym konwojowi przyginali kark do piachu.
— To podle! Odejdźmy stąd! — rzekł oburzony Jolivet.

Cyganka Sangara czarowała...
— Nie! obowiązkiem dziennikarza jest wszystko widzieć, aby o wszystkiem opowiedzieć, wszystko opowiedzieć, aby wszystko złe usunąć — odparł Blount.

— Patrz! — krzyknął naraz Jolivet. To ona... jego siostra. Musimy ją ocalić.
— Mieszając się, możemy jej zaszkodzić.
Nadja, osłoniwszy twarz włosami, przemknęła szybko przed Emirem, nie ściągnąwszy na siebie uwagi i zdoławszy nawet ominąć obowiązek pochylenia się.
Marta Strogow szła wyprostowana. Z tyłu pchnięto ją brutalnie. Upadła. Michał Strogow uczynił ruch groźny. Straż musiała go zatrzymać. Marta podniosła się — popychano ją dalej.
— Niech ta kobieta tu zostanie! — rozkazał Ogarew.
Nadja została odciśnięta między stłoczoną gromadkę jeńców, zatrzymaną na boku.
Teraz przed Emirem przechodził Strogow.
— Czołem ku ziemi! — krzyknął Ogarew.
— Nie! — odparł Strogow.
Dwuch strażników chciało go zgiąć. Ale to on jednym potężnym rzutem powalił obu na płask.
— Umrzesz! — zwrócił się groźnie do Strogowa Ogarew.
— Umrę! Ale twoja podła twarz do śmierci nosić będzie znamię knuta, zdrajco!
Ogarew pobladł straszliwie. Emir spytał chłodno:
— Co to za człowiek?
— Szpieg rosyjski! — odparł Ogarew, pewny skutku tego oskarżenia.
Kilku ludzi trzymało Strogowa, który rwał się ku Ogarewowi, groźny i dumny.
Emir wskazał księgę Koranu. Tłum poruszył się. Zrozumiano powagę chwili. Sam Allah miał wyznaczyć karę. Znaczyło to, że palec Emira winien był dotknąć na ślepy traf kart podanej mu niezwłocznie Świętej księgi. Dotknięty werset ulegał interpretacji Emira.
Szef ulemów, duchowny muzułmański, odczytał cicho ustęp wskazany na chybił–trafił palcem Emira:
„I nie zobaczy on więcej rzeczy tej ziemi.“
— Szpiegu rosyjski! — ozwał się — przyszedłeś obaczyć, co się dzieje w obozie Tatarów. No, to wytrzeszcz–że ślepia!
I patrz!..



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Juliusz Verne i tłumacza: Leopold Blumental.