Legiendy o św. Kunegundzie

<<< Dane tekstu >>>
Autor Seweryn Udziela
Tytuł Legiendy o św. Kunegundzie
Podtytuł Opowiadania ludowe ze Starego Sącza
Pochodzenie Czasopismo Wisła
1895, T.9, z.1, str. 100–101
Wydawca Michał Arct
Data wyd. 1895
Druk Józef Jeżyński
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
X. Legiendy o św. Kunegundzie.
1.

Przed Tatarami uciekała św. Kunegunda z sandeckiego klasztoru ku Węgrom, a gdy już doganiali ją wrogowie, rzuciła poza siebie grzebień, i z tego grzebienia wyrosły zaraz gęste i wysokie lasy, przez które z trudnością przedzierali się Tatarzy. Zmęczona, usiadła potym nad Dunajcem i prosiła, żeby ją ludzie ukryli, albo też żeby jej Krośnieńczanie dali koni. Ale oni nie chcieli, więc płakała Kunegunda, żaliła się na niewdzięczność ludzką i przeklęła Krośnieńczan: „Oby nigdy nie mieli koni, ani nawet butów!” — a skargi swoje pisała palcem na twardym kamieniu. Ulitowała się ziemia, zebrała łezki jej, i powstało źródełko małe, ściekające kroplami w poblizki Dunajec; zlitował się kamień i zmiękł i podziśdzień nosi na sobie ślady pisanych jej żalów. Ludzie, żałując swej złości, postawili tam później kapliczkę między Krościenkiem a Szczawnicą.
Na polu blizkim orał chłop Kras, on to wyprzągł woły z pługa i wywiózł Kingę na Pieniny, za co mu błogosławiła żeby się zawsze rodziło na jego polu i rzekła:
— Jak się o mnie będą pytali, wskażesz inną drogę i powiesz, żem uciekała wtedy, gdyś siał to zboże.
Potym na Krasego pole rzuciła szczotkę, a gęstym szczotem poschodziło natychmiast zboże. Kras dumał nad tym cudem, kiedy nadjechali Tatarzy i pytają:
— Jak dawno uciekała tędy Kinga?
— A juścić, jakem siał to zboże, przechodziła koło mojego pola.
— To jej już nie dogonimy! — rzekli do siebie, bo myśleli, że to dawno było: stare zboże już tak wysoko porosło! — i zwrócili się w inną stronę, szukając Kunegundy.
I znowu ją dopędzali wrogowie. Wtedy rzuciła różaniec, a z tego różańca wyrosły z ziemi wieńcem skały Pieniny i zakryły ją. Lecz Tatarzy znowu tuż za nią, więc rzuca zwierciadło, które się zamieniło w wodę. Ucieka Pieninami, a woda za nią, i Dunajec przegryzł się przez Pieniny, bo wprzód nie tak głęboko płynął, a kiedy wody spadły, to się cofał w górę i zalewał wioski. Dopiero Kunegunda, gdy uciekała, przeprowadziła go Pieninami. Skoro Tatarzy zobaczyli taką wodę, zaraz wrócili.
W końcu dopadła zamku w Pieninach, a ten zamek budowali dla niej anieli, znosząc na skrzydłach kamienie. Nadjechali też i Tatarzy, zaczęli strzelać i dobywać zamku. Ale św. Kunegunda rzuciła swoją zasłonę, a ta zasłona przemieniła się w chmurę czarną i gęstą, otuliła zamek i ukryła go przed Tatarami, że nie wiedzieli, gdzie mają strzelać, i tylko siebie ranili strzałami. Leciały strzały naoślep i pozabijały ich dowódców. A w tej czarnej chmurze zaczęło dudnieć nad Tatarami, zaczęły pioruny bić, aż się skały trzęsły, posypał się grad, a woda zalewała wszystko dokoła: prawdziwy sąd boski!
Poznali Tatarzy, że Kunegunda jest świętą królową, że sam Pan Bóg jej broni, więc uciekli co tchu.

2.

Jednego razu szła św. Kunegunda z mężem i matką do zamku w Pieninach, a szła boso, gdyż w obuwiu nie można tam dojść: skały są bardzo spadziste i nogi się ślizgają. Szła i płakała, bo sobie poraniła nogi i ścieżkę znaczyła krwią i łzami. A gdzie padła łza, tam wyrósł goździk biały, a gdzie kropla krwi, tam goździk czerwony. Skoro zaś wysiadła z łódki na brzegu Dunajca pod Pieninami i stąpiła na wielki kamień, to kamień ten zmiękł i ślad stopy świętej wycisnął się na nim. Siadła na tym kamieniu św. Kunegunda i gorzko zapłakała, a z pod kamienia wytrysło źródełko gorzkawej wody.



Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Seweryn Udziela.