Lekarz obłąkanych/Tom I/LIX

<<< Dane tekstu >>>
Autor Xavier de Montépin
Tytuł Lekarz obłąkanych
Wydawca Wydawnictwo „Gazety Polskiej”
Data wyd. 1936
Druk Drukarnia Spółkowa w Kościanie
Miejsce wyd. Kościan
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Le Médecin des folles
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


ROZDZIAŁ LIX.

Kamerdyner otworzył szeroko drzwi do stołowego pokoju i zaanonsował:
— Proszę pani, obiad podany...
Jakób Lefébre stał obok Fabrycjusza.
— Podaj jej rękę — szepnął po cichu i popchnął go w stronę Pauli.
Zawahawszy się chwilę, młody człowiek podszedł do panny Baltus. Oczy ich się spotkały z jakimeś szczególnem wzruszeniem, sierota oparła się na ramieniu Lecléra, który poczuł, że drżała. Jego także dreszcz przeszedł.
Pan Delariviére prowadził panią Lefébre, pan domu Edmę.
Zasiedli do przepysznie zastawionego stołu. Nie mamy potrzeby nadmieniać, że Fabrycjusz znalazł się w sąsiedztwie Pauli. Obecność w tym domu siostry zamordowanego Fryderyka zdawała mu się niebezpieczną i źle wróżącą, nie mógł mimo to oprzeć się urokowi, jaki go pociągnął, nie bronił się wcale nowemu uczuciu, jakie nim zawładnęło.
Paula ze swej strony doświadczała bezwiednie takiegoż samego uczucia. Pan Delariviére i Edma nie mogli być weseli, bo mimowoli myśli ich biegały ciągle ku domowi zdrowia w Auteuil, gdzie byli świadkami takiej przejmującej sceny.
Fabrycjusz i Paula sobą byli zajęci.
Obiad był jednakże ożywiony dzięki Jakóbowi Lefébre, którego dobry humor i opowiadanie wesołych anegdotek rozwiały prawie zupełnie posępność współbiesiadników. Po obiedzie podano kawę w ogrodzie zimowym, gdzie wielkie palmy i pnące się rośliny sięgały aż do kryształowego sufitu. Tak samo, jak do stołu, Fabrycjusz podał ramię Pauli. Młoda dziewczyna, opierając swoją rączkę na ręku Lecléra, poczuła, że zadrżał cały.
Fabrycjusz bardzo był wzruszony, ale on przynajmniej wiedział dlaczego.
— Moi przyjaciele — odezwał się Jakób Lefébre — daję wam słowo honoru, że mi słów brakuje na wypowiedzenie, jak szczęśliwym jestem z dzisiejszego zebrania!...
— Rozumiemy doskonale kochanego pana! — odrzekł Fabrycjusz — bo my także jesteśmy uszczęśliwieni!... Co do mnie, przyznaję, że wieczór dzisiejszy to najpiękniejszy wieczór w mojem życiu i na zawsze zachowam go w pamięci...
— Ja zapomniałam prawie o swej żałobie i smutku — szepnęła Paula Baltus. — Nie pamiętam już, kiedy tak się śmiałam, jak dzisiaj...
— O! kochane dziecię! — wykrzyknął bankier, chwytając młodą dziewczynę — co ja bym dał za to, żeby zatrzeć w twoim umyśle wspomnienia nieszczęścia, które cię tak okrutnie dotknęło.
Posłyszawszy słowa bankiera, Fabrycjusz zbladł śmiertelnie, dreszcz przeszedł go od stóp do głowy i potrzebował wielkiej siły woli, aby spokój zachować.
Paula wstrząsnęła głową i odpowiedziała:
— Nie mogę pogrążać się w nieustannej boleści, nie mogę wieczną żałobą odgradzać się od świata. Ale nie licz pan na to, żebym kiedykolwiek zapomniała mego brata. Nie zapomnę go nigdy.
— Nie masz potrzeby go zapominać, kochana Paulo — powiedział Lefébre — ale potrzeba, ażebyś go mogła wspominać bez łez i odnawiania rany bolesnej. Wspomnienie ukochanego nieboszczyka nie powinno ci przeszkadzać w projektach przyszłości.
— A! rozumiem! Pan Bóg da nam sposobność pomszczenia tych, których nam odebrano.
— Bądź ostrożną, moje dziecię — odezwała się żona bankiera — myśl to niebezpieczna, zemsta nie jest dobrym doradcą.
— A zresztą jesteś pomszczoną! — wtrącił znowu Lefébre morderca dług głową zapłacił.
— Czy pewnym pan jesteś tego? — zapytała sierota z dziwnym wyrazem.
— Czyż nie został stracony przed trzema dniami?
— Prawda, że zginął jakiś człowiek, skazany przez prawo! Ale co dowodzi, że człowiek ten był istotnym winowajcą?
Słuchacze Pauli spojrzeli po sobie. Głos sieroty zwykle taki łagodny i harmonijny, stał się nagle ostrym, zgryźliwym i boleśnie podziałał na wszystkich.
Fabrycjusz, trupio blady, czekał niespokojnie, co dalej powie młoda dziewczyna.
— Więc i ona tak samo, jak Klaudjusz Marteau, sądziła, że sprawiedliwość popełniła omyłkę i że prawdziwy winowajca uszedł bezkarnie?.. Czyżby przewoźnik z Melun zbliżył się do panny Baltus i wmówił w nią swoje przekonania? Zdawało się to nieprawdopodobne, ale nieprawdopodobieństwo często staje się prawdą.
Fabrycjusz przeląkł się okrutnie.
— Albo nie rozumiem cię, kochana córko — powiedział Jakób Lefébre — albo źle cię rozumiem. Pytasz się mnie, czy pewny jestem, że to istotny morderca został stracony?
— Tak, któż panu to powiedział i kto panu dowiódł tego?


Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Xavier de Montépin i tłumacza: anonimowy.