Lekarz obłąkanych/Tom I/LXVIII
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Lekarz obłąkanych |
Wydawca | Wydawnictwo „Gazety Polskiej” |
Data wyd. | 1936 |
Druk | Drukarnia Spółkowa w Kościanie |
Miejsce wyd. | Kościan |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Le Médecin des folles |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Nadeszła niedziela, na którą umówiona została wiejska wycieczka do willi Pauli Baltus.
O siódmej z rana udali się wszyscy zaproszeni na dworzec, a ponieważ zeszli się wszyscy dość wcześnie, zajęli więc razem miejsce w jednym wagonie.
Edma siedziała zamyślona w kąciku przy oknie. Jakób Lefébre bawił całe towarzystwo, opowiadając o małżeństwie Fabrycjusza z Paulą, wychwalając zalety młodej panny.
— Paula Baltus to przepyszna partja — mówił Lefébre — młoda ta osoba rozporządza całą swą fortuną, składającą się z trzech miljonów.
— Trzy miljony... — powtórzył Fabrycjusz.
— Chyba wcale niezły posag — powiedział pan Delariviére — małżeństwo zaś twoje wydaje mi się tembardziej odpowiedniem, iż twój majątek dorówna majątkowi panny Baltus.
— Wiem, jak wuj jest dla mnie dobrym, ale obiecałem mu się poświęcić i nie opuścić już nigdy.
— Cóż to jedno drugiemu przeszkadza? — podchwycił żywo Jakób Lefébre. — Możesz zaślubić Paulę i nie rozłączać się wcale z wujem, stanowić będziecie najwyborniej kochającą się i zgodną rodzinę.
— Naturalnie! — wykrzyknął pan Delariviére.
— Zdaje mi się — odrzekł Fabrycjusz z uśmiechem — że przedewszystkiem potrzeba wiedzieć, czy panna Baltus chciałaby wyjść zamąż i czyby mnie przyjęła za męża.
— Ta kwestja zdaje mi się zdecydowaną już naprzód... Paula okazywała ci ostatnią razą wyjątkową sympatję.:
— Od sympatji do małżeństwa nieraz bardzo daleko jeszcze...
— Nie turbuj się, pozwól mi tylko działać... Ja się podejmuję ten związek doprowadzić do skutku.
Ponieważ bardzo dużo osób wsiadało po stacjach, pociąg się opóźnił o kilka minut.
Właśnie kiedy wyruszyli ze stacji Brunay, nadjechał kurjer z Fontainableau, tak, że się krzyżowali ze sobą.
Przestrzeń najwyżej pięćdziesiąt centymetrów oddzielała wagony jedne od drugich.
Edma zajęła miejsce w kąciku przy oknie, od tej właśnie strony, po której przechodził kurjer.
Patrzała machinalnie na przesuwające się powozy.
Nagle wykrzyknął ktoś w przeciwległym wagonie klasy drugiej.
Edma zadrżała i cała jej dusza przeszła w oczy, ale pociąg, jadący do Paryża, przesunął się szybko, wagon był już daleko.
Edma wychyliła się, mając nadzieję, że ujrzy jaką głowę, również wychyloną... Nie dostrzegła nic jednakże i usiadła na swojem miejscu. Serce biło jej gwałtownie. Była pewną, że ten okrzyk rozlegający się jeszcze w głębi jej duszy, był okrzykiem Grzegorza Vernier i że młody doktor oddalał się z Melun, właśnie kiedy ona się tam zbliżała.
Ten zawód sprawił jej ogromną przykrość... ledwie że mogła łzy powstrzymać. O dziesiątej minut trzynaście pociąg zatrzymał się znowu, a krążący około wagonów konduktorzy wykrzykiwali Melun! Melun!
Panna Baltus czekała na peronie.
Serdecznie powitała swoich gości. Edmę ucałowała, panom podała rękę, a przy dotknięciu ręki Fabrycjusza, lekko się zarumieniła.
Fox, ładny szary chart, towarzyszył swojej pani i był bardzo łaskawy dla nowoprzybyłych, z wyjątkiem dla Fabrycjusza, którego pieszczoty przyjmował warczeniem i pokazywaniem białych spiczastych zębów.
Panna Baltus przyjechała lekkim omnibusem, zaprzężonym w parę dzielnych koni.
Pomieścili się w nim wszyscy i szybko nad brzegiem Sekwany jechali do domu.
Nakoniec omnibus wjechał w bramę i stanął przed stopniami peronu willi.