<<< Dane tekstu >>>
Autor Jan Lemański
Tytuł Lis i Gęś
Pochodzenie Bajki
Wydawca Jan Fiszer
Data wyd. 1902
Druk P. Laskauer i S-ka
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


LIS I GĘŚ.
Słomka, położona
Między dwa bierwiona,
Uleży, gdy są wilgłe, ale pono
Kruchy jej byt, gdy bierwiona płoną.

Komu nazbyt mistycznem zda się to twierdzenie,
Temu nadmienię,
Że słomka — przyjaźń, a bierwiona —

On i Ona.
Gęś, młoda entuzyastka,
Nieco dzika,
Świeżo z gniazdka
W świat wprowadzona;
Lis, przechera, poniekąd i kawał szkodnika:
A przecie, co powiecie, moje panie? —
Najtkliwsze z sobą zawarli przymierze.

O życiu gęgała Gęś idealnem,
O wadach swych dziedzicznych
Lis jej szczekał szczerze,
Płakał na łonie jej nieprzemakalnem:
Słowem, lisi skowyt i gęsie gęganie
Były wzorem harmonii.
Nawet kury z uznaniem gdakały o Lisie.

Lecz ach! cóż jest trwałego?..

W południe, na błoni,
Zwanej „Gęsie Błotko,“
Bawili się
Lis przy Gęsi, Gęś przy Lisie
Rozmową przyjacielską.
Lis mówił: — „O, jakże jest słodko,
Znaleźć serce siostrzane! Od chwili, gdy atłas
Twego puchu mnie olśnił, nie nęci mnie brat­‑las,
Łowy mi zbrzydły, i wiesz co? —
Od dziś żyję rzodkwią“ —

— „Ach tak, życie takie piękne,
Tyś dobry, ja wiem“...
— „Nie, nie!.. O, tkwią
We mnie zarodki złego, ale niechaj pęknę,
Jeżeli nie będę z czasem gęsiom równy.“ —

— „Ja ci wierzę... Jakiś ty wymowny,
Jaki inny,
Niż obraz twój, kreślony mi w dobie dziecinnej,
Gdym, rzuciwszy jaje,
Rozpoznawać zaczęła gęsińca zwyczaje.“ —

— „Mm, tak...
Jednak, wyznać trzeba,
Że gleba
Tu niezbyt sucha. Źle wpływa wilgoć na zdrowie.
Tam przejdźmy...“

— „Ach, chętnie! Papa gąsior miał przysłowie:
Z druhem
Dobrze i na lądzie suchym.“

I przeszli.
Lis był naczczo.
Półuchem
Słuchał Gęsi, patrząc na jej tułów
Okrągły; nozdrza rozdął, bo czuł ów
Zapach, jakim gęś tchnie podniecona.
Rzekł w końcu, jak Ofelii ów Hamlet w Szekspirze:

— „Pozwól mi na swem łonie spocząć, luba siostro.

Jakoż położył swą mordkę ostrą
Na gęsi pierze.
Ta, wzruszona,
Przyskrzydla go do łona,
I aby swoją ufność mu okazać snadnie,
Z pieszczotą mu swą szyjkę między zęby kładnie.
Lis drgnął, spłonąwszy, jak mina prochowa,
Ściął zęby, i gęsia głowa
Odpadła od gardzieli...

Struga krwi, jak alkiermas, wykwitła na błoni,
I drżała Gęś bezgłowa w przedśmiertnej agonii.
Pasące się w oddali, przyjaciółki ściętej
Rozpierzchły się, wydając gęgliwe lamenty.
Krople krwi, jak korale, kapią z brody Lisa,
Co widząc, źdźbło kostrzewy trwożnie się kołysa,
I niezabudki kwiat niewinnookiej
Zgroza trzęsie,
Gdy Lis chrupie przyjacielskie zwłoki
Gęsie.

— „Stało się“ — Lis pomyślał.
Zaczem, z mokrą rzęsą
Pojrzał w niebo i zawył:
— „O, przyrodo, matko!
Czemu każesz jeść mięso,
Gdyśmy duchem głodni?
Czemu nas szlakiem cnoty
Prowadzisz do zbrodni?
Ha! krwawą zagadką
Byt nasz!..
Oto w lat rozkwicie
Była Gęś... Dziś co z niej?
Dziób, skrzydła, piór parę z ogona...
Reszta — zjedzona!

O, życie! życie!..“