Listy (Krasiński, 1882-1887)/Tom III/Listy do Edwarda Jaroszyńskiego/IV
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Listy |
Wydawca | Księgarnia Gubrynowicza i Schmidta |
Data wyd. | 1882-1887 |
Druk | W. L. Anczyc i Spółka |
Miejsce wyd. | Lwów |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Drogi mój Edwardzie! Jestem znów we Włoszech.
Już kiedym z Niemiec wyjeżdżał, tam bielała zima, tam mróz naprzemian błotem, błoto grudą się stawało.
Nigdy w życiu nie zapomnę przejazdu przez Splügen.
Nocą dojeżdżałem do wsi tak nazwanej „Na szczycie Alp“. Zewsząd ogromy śniegu, białe światy jakieś wiszące nademną, a nad niemi gwiazd skrzących, sinych roje, w tak czystym błękicie, że myśl wiosny zdawała się unosić nad temi przestworami lodów. Nazajutrz, przy słońcu, zjechałem w wąwozy włoskie: bramy zimy wypuściły mnie, drogą jak wąż się wijącą, i wdzięczną, i lekką, na brzegi jeziora Leco... Ot, jakby widzenie przeszło mi przed oczyma, widzenie pełne jasności! Świat się przemienił w jednej nocy; zawałów śniegu, mrozów już niema! Błękitne wody, niebo lazurowe, wysmukłe cyprysy, wszędzie bluszcze po skałach, oliwne drzewa, kwiaty, i to światło południowe tak jasne, tak przejrzyste, wszędzie ten puch błękitnawy, ta para muślinowa, co zwykła owijać góry i wody włoskie.
Ale to objawienie trwało dzień tylko: wiosna, lato, szczęście, młodość, ciepło, piękność, dzień jeden trwa tylko. U bram Medyolanu znów mgła mnie otoczyła i śnieg pruszyć zaczął. Ale tego dnia jednego, tak wyrwanego z łona zimy, tak dziwnie rzuconego między śniegami Splügen a mgłą Lombardyi, nigdy nie zapomnę! Gdyby dłużej był potrwał, zapewniebym o nim zapomniał; ale że tak krótki, znikomy a piękny, za to w myśli mojej wiecznym będzie! Zważ, że to także dziwne prawo myśli ludzkiej!
Na wstępie do Włoch zaraz mnie opadły powieści o rozbójnikach, owe legendy ludu włoskiego, zaczynające się tam, gdzie niemieckiego plemienia kończą się nuty o strachach, bo w całych Włoszech jednej powieści o strachach nie znaleźć. Mojem zdaniem cechuje ta różnica doskonale obu narodów umysłowe kierunki. Rozbójnik albowiem ma się do stracha, jak rozsądek do wyobraźni ideału, jak rzeczywistość do abstrakcyi filozoficznej, jak forma pogańska, opisana i ograniczona, do chrześciańskiej, zawierającej nieskończoność w sobie. Bo trzeba włoskiej wyobraźni, by stał przed nią niezawodny rozbójnik, z pistoletami, ze sztyletem, z imieniem chrzestnem i familijnem, na tem a tem miejscu, w tem lasku, pod tą skałą. Kiedy tymczasem Niemiec rozkoszuje się w mglistej postaci, co tam słyszana a nie widziana, to znów na pół widziana, przeciąga z wiatrem, wschodzi przy gwiazdach, spływa z promieńmi księżyca, niknie co chwila, raczej znika wiecznie niż rodzi się kiedy, i nosi w piersiach żale jakieś nieskończone, wszystkie grobów skargi, wszystkich światów za grobem istniejących nadzieje, domysły, marzenia i tęsknoty!
W Niemczech chrześciańska myśl zlała się z samą iścizną ducha ludzi; we Włoszech, jedno zewnętrznie znaki Chrystusa zatknęły się tylko po wieżach i dzwonnicach, serce ludzi jeszcze się nie odpoganiło. Rozmiary ich umysłu są pogańskie, bo piękność ich natury pogańską jest. Trudniej duchowi zrzucić jarzmo pięknej natury, niż brzydkiej, szarej, dzikiej. Ułudom włoskich błękitów jakże się odjąć? Myśl rada zostać z tej strony ich, by wiecznie się im przyglądać; a tam, gdzie mgły i ciężkie chmury, wnet myśl w podróż się wybiera, i przelatuje kurtynę złudzeń, by lecieć w nieskończoność.
To wszystko mi przypomina, żem kupił dla ciebie Straussa, ale nie wiem jak ci go przesłać. Księgarze, którym o tem wspominałem, mówili mi, że nie wiedzą, jakby tam mógł przewędrować. Zresztą, choćbyś go i nie przeczytał, zdaje mi się, że nie wiele stracisz: nic to nowego! Zbiór to tylko olbrzymi wszystkich prac ludzkich, skierowanych przeciwko Chrystusa. Strauss to wielki kompilator. Wiesz, że zwykle publiczność się dziwi, kiedy ujrzy rozsypane szczątki, o których jednak wiedziała, razem zebrane i spojone! Wtedy zdaje się jej, że się coś nowego urodziło.
Jakże się masz? Masz się pewnie szczęśliwie i błogo! Bóg ci błogosław, i tej, która serce twoje i imię wzięła.
Pisz mi do Rzymu. Jeszcze raz przyjm moje dzięki i kochaj mnie tak, jak przezemnie kochany jesteś.
Zygmunt.