Listy O. Jana Beyzyma T. J./List LIX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze |
Wydawca | Wydawnictwo Księży Jezuitów |
Data wyd. | 1927 |
Druk | Drukarnia „Przeglądu Powszechnego” |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Bóg zapłać za list z dnia 28 marca 1906 roku. Uradowałem się nim bardzo, bo byłem już porządnie spragniony choćby kilku słów od Ojca. Nic Ojcu narazie nie mogę donieść nowego, bo jeszcze prawie nic nie przybyło, roboty idą bardzo wolno. Jak Matka Najświętsza dopomoże, to wkrótce zaczniemy przeprowadzać wodociągi po zakładzie. Rury już są wszystkie w porcie Mananjary (czyt. Manandzari), a z portu do mnie powoli nadchodzą.
U nas obecnie zima, t. j. właściwie mówiąc, pora sucha, bo o mrozach tu pojęcia nie mamy; mimo to jednak ścięte góry okładamy darniną, żeby za nadejściem pory deszczowej nie osuwały się do zakładu; płoty z róż i innych kolczastych roślin robimy, ogrody przygotowujemy i t p., posucha nie może nam przeszkodzić, zawdzięczając hidronetom, które nam Ojciec łaskawie przysłał i za które przy tej sposobności jeszcze raz Ojcu dziękuję. Funkcjonują obecnie zawzięcie te hidronety i nadzwyczaj wielką oddają przysługę, gdyż konewkami nie dałoby się polać tak i tyle, jak temi sikawkami. Jak Bóg da, że to wszystko, co się obecnie sadzi, na tyle podrośnie, że będzie można fotografować, to się Ojciec przekona z fotografji, że schronisko i cmentarz obok niego, nie wyglądu na szpital, ale raczej na jaką willę. Malgaszom wogóle, a w tej liczbie i moim szanownym pacjentom, dziwnem się wydaje, ze ja zasadzam rozmaite rośliny, jakie tylko dostać mogę, służące li-tylko do ozdoby. »Poco to sadzisz, kiedy tego jeść nie można« Z tego i wielu innych temu podobnych pytań i zarzutów, ma ojciec dowód, jak się zapatrują Malgasze na rzeczy i jakie mają poczucie piękna. Ryż, maniok, pataty i t. d., a, to hej, to ma wartość, bo to się je; im wszystko zaś inne, czego jeść nie można, tem samem zupełnie patrzą się okiem, jak naprzykład koń, albo wół patrzy na malowidło. — »Szkoda czasu i pracy na sadzenie tego, cóż z tego, że wyrośnie, a czy to można jeść!« Na to wszystko odpowiadam zawsze: »Zobaczycie później, na co to wszystko się robi«.
Przygotowuję obecnie paru katechumenów do Chrztu św.; idzie to, dzięki Bogu, jakoś niby nieźle, ale taka katechizacja to prawdziwe ćwiczenie w cierpliwości dla misjonarza. Trzeba czasu niemało, nim się co uda wytłómaczyć tym biedakom. Tak naprzykład niedawno tłómaczyłem, jak mogłem, że wszystkie trzy Osoby Trójcy Przenajwiętszej są sobie zupełnie równe we wszystkiem, to jest, że żadna z nich nie jest ani starszą, ani doskonalszą i t. d. od innych, tylko są sobie we wszystkiem równe. Rozumiecie! — pytam.
— Tak, rozumiemy.
— A czy jasno?
— Tak, zupełnie jasno.
— Kiedy rozumiecie, to dobrze. Powiedz naprzykład ty — pytam jednego — kto starszy, Bóg Ojciec, czy Bóg Syn?
— Pewno że Bóg Ojciec — odpowiada zapytany.
— Zatem — mówię mu — nie są sobie równe te dwie Osoby we wszystkiem, kiedy Bóg Ojciec starszy.
On na to:
— Równe sobie są we wszystkiemu, ale Bóg Ojciec starszy od Boga Syna.
Albo znowu pytam kiedyś jednego: Bóg jest. wszędzie obecny, a czy i w piekle też jest?
Odpowiada: »Tak, nie cierpi w piekle Pan Bóg, ale tam jest swoją mocą«.
Pytam drugiego: czy tamten dobrze odpowiedział, czy nie, że Bóg jest w piekle?
On na to: Niedobrze powiedział, bo jakże Bóg, będąc Duchem najczystszym, może być w tak brudnem miejscu, jakiem jest piekło«.
Wytłómaczyłem mu to, jak mogłem, na porównaniach, ale czy się już zupełnie zgadzamy z tym czarnym teologiem, tego jeszcze pewny nie jestem. Będę się starał o tem przekonać, bo często u nich się zdarza, że mówią o czemkolwiek tak a nie inaczej przed misjonarzem dlatego, że nie śnią mu się sprzeciwiać, przekonani zaś są zupelnie przeciwnie.
Ustawicznie dziękuję naszej Najśw. Pani Częstochowskiej za Jej nad nami opiekę i wszystkim przy każdej sposobności mówię, że ufność w pomoc Matki Najśw. zawieść nie może. Kilka razy zapytywał mnie zupełnie serjo, urzędownie, X. Biskup i generalny przełożony misji, czy mam dość pieniędzy na skończenie schroniska i na utrzymanie potem chorych w tym zakładzie. Jak jednemu tak drugiemu odpowiedziałem, że na ukończenie robót już mam ile potrzeba, a na utrzymanie chorych będę miał na pewno, bo schronisko to jest dziełem nie ludzkiem, ale samej Matki Najśw., która jest nietylko bogatą, ale i najmiłosierniejszą zarazem, zatem radzi o swojej nieszczęśliwej czeladzi. — No, czy nie tak może dzieje się w rzeczywistości? Czasy ciężkie, w ścisłem znaczeniu tego słowa, nasz biedny kraj porządnie wyniszczony, na wszystkie strony nic innego nie słychać, tylko: »daj i daj«, mimo to jednak jałmużna choć szczupło, ale ustawicznie nadchodzi dla nas biednych trędowatych, za co Najśw. Matce cześć i chwała po wszystkie wieki, a wszystkim naszym dobroczyńcom razem i każdemu wsobna od nas pokorne »Panie Boże zapłać«, od Najśw. zaś Pani, dla miłości której dają te jałmużny, stokrotna nagroda, jak tu, tak w wieczności.
Powtarzam sobie ustawicznie: Fiat voluntas Dei i In patientia vestra possidebitis animas vestras, mimo to strasznie mi pilno, nie mogę się doczekać chwili, kiedy będę mógł umieścić na ołtarzu obraz naszej Częstochowskiej Pani i porozwieszać koło niego vota z kraju nadesłane. Wiem, że niewart jestem tej łaski, mam jednak nadzieję, że P. Jezus pozwoli mi dożyć i umieścić obraz Matki Najśw. tak jak tego pragnę; zresztą jak we wszystkiem, tak też i w tej rzeczy przedewszystkiem »Bądź wola Twoja«.
Z wielkiem zawsze zajęciem czytam w Misjach listy W. M. Stanisławy, Dominikanki, z wyspy Świętej Trójcy. Bardzo robi się mi przykro, kiedy widzę z tych listów, ile dobrego między trędowatymi robią na chwałę Bożą te Zakonnice, a ja, na takiem samem będąc stanowisku, nic nie mogłem dotychczas zrobić i jeszcze nie wiem sam, jak długo muszę się wyczekiwaniem prawdziwej pracy zadowalniać. Ale trudna rada, nic mi innego nie pozostaje do zrobienia, jak dziękować Panu Jezusowi za to, co raczy przez te zakonnice w duszach ludzkich sprawiać, a samemu pocieszać się nadzieją, że się sprawdzi może na mnie małoruskie przysłowie: terpy kozacze, atamanom budesz, może i mnie jeszcze przed śmiercią Pan Jezus pozwoli kilka dusz dla Nieba pozyskać i samemu. choć maleńko, zasługi zebrać.
Kończę, żeby jeszcze parę listów tą porą w świat wysłać. Nowych fotografij niech się Ojciec jeszcze tak zaraz nie spodziewa, ale, jak tylko się da, zaraz takowe dam porobić i Ojcu wyślę. Wszystkim Was razem i każdego zosobna polecam opiece Matki Najśw. i bardzo proszę o modlitwy.