Listy O. Jana Beyzyma T. J./List XXI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Listy O. Jana Beyzyma T. J. apostoła trędowatych na Madagaskarze |
Wydawca | Wydawnictwo Księży Jezuitów |
Data wyd. | 1927 |
Druk | Drukarnia „Przeglądu Powszechnego” |
Miejsce wyd. | Kraków |
Źródło | skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Bardzo Ojcu dziękuję za list, ucieszyłem się nim podwójnie, bo oddawna oczekiwałem na jakie wiadomości od nas, to raz; powtóre, dowiedziałem się z tego listu, że jałmużna, choć wprawdzie powoli, jednak, dzięki Matce Najświętszej wciąż nadchodzi. Tak jak płynący na okręcie cieszą się, kiedy zobaczą latające nad wodą ptactwo, bo wiedzą, że już ziemia niedaleko, choć jej jeszcze nie widzą wcale, tak zupełnie ja cieszę się każdą wiadomością o powiększaniu się jałmużny, bo coraz bardziej zbliżam się do czasu, w którym będę mógł zacząć budować tak niezbędne i oczekiwane przez nas schronisko. Bardzo i bardzo wiele jeszcze mi wprawdzie brakuje, ale każdy krok naprzód w tej rzeczy mnie cieszy i jakoś ducha dodaje. Może Ojciec drogi będzie się śmiał ze mnie i jeżeli nie powie, to z pewnością pomyśli, żem zdziecinniał na starość, niech i tak będzie, jednak co prawda, to nie grzech; otwarcie Ojcu się przyznam, co mi się często zdarza, mianowicie nie we śnie wcale, ale w biały dzień na jawie często się mi niby majaczy. Kiedy zacznę myśleć o przyszłości, t. j. o schronisku, urządzeniu takowego i t. d., to tak się mi wydaje, jakbym widział jak się modlę przed Najśw. Sakramentem w Kościele, wprawdzie bardzo ubogim, ale czyściutkim i całym; jak moje czarne pisklęta w refektarzach z apetytem zjadają co Bóg dał; cmentarz podobniejszy do ładnego parku, niż do smutnego cmentarza, coraz to nowe plany do głowy mi przychodzą co do ozdobienia kościoła i rządzenia ogrodu i t. d. i t. d. Bardzo prędko i przyjemnie zleci ta chwilka, ale zato potem, kiedy się jakby ocknę z tej pocieszającej zadumy, żeby Ojciec wiedział, jak niesmacznie, patrząc na to, co obecnie jest w rzeczywistości, przypomina się mi samo przez się nasze wołyńskie przysłowie: dureń dumkoju bohatije (dureń marzeniem się wzbogaca). Staram się zaraz zająć czemkolwiek, bo bardzo markotno się mi robi.
Tego roku nowy gość zjawił się na Madagaskarze — pchły afrykańskie. Jest to rodzaj pcheł, które wciskają się pod paznokcie u nóg i tam znoszą jaja. Dotychczas o nich tutaj nie słyszałem, dlatego mówię nowy gość; na pewno nie wiem, może gdzie na wybrzeżach wyspy było i przedtem to plugastwo, ale tutaj pierwszy raz za mego tu pobytu zjawił się. Nazwiska osobnego te pasożyty nie mają, Malgasze nazywają je pchłami afrykańskiemi i mówią, że burżani przynieśli je ze sobą z Tamatawy, dokąd dostały się może z jakim okrętem przychodzącym z Afryki. Mówią, że kiedy bardzo wiele takie pchły nakąsają, to się traci władzę w nogach tak zupełnie, jakby były sparaliżowane. Czy to prawda i o ile prawda, nie wiem, słyszałem tylko, jak tu mówili, więc relata refero nic więcej. Moi biedacy mają nowy dodatek do swego cierpienia, bo trzeba nieraz dobrze głęboko sięgać pod paznogieć, żeby powydobywać stamtąd jaja zniesione przez te pchły i oprócz tego trzeba zapuścić czemś mocnem, żeby wygubić zarodniki, jakie mogły jeszcze zostać pod paznogciem, a to wszystko bez bólu nie obejdzie się. Dla zdrowia taka operacja niezbyt przyjemna, a co dopiero trędowatemu, który i bez tego już ma niemało kłopotu z całem ciałem. Pisząc ten list, często polecałem opiece Matki Najśw. jak moją grzeszną duszę, tek też moich czarnych piskląt, bom go pisał pod dobrą przygrywką.
Teraz tutaj pora deszczowa, która nigdy się nie obejdzie bez grzmotów, piorunów, a często bywają i niezłe burze. Pioruny sypią się jak z worka, nieraz czułem, jak trzęsło się wszystko od huku, bo niejeden piorun urżnął tuż koło mojej chaty. Patrzałem często, czy nie będzie znowu czego w rodzaju tej elektrycznej ulewy, o której Ojcu pisałem kiedyś, ale jeszcze dotychczas nic nadzwyczajnego nie spostrzegłem. Pamiętam t tem ciągle i uważam, jak się co zdarzy, to Ojcu znowu to opiszę.
Szarańcza była u nas znowu w tym miesiącu, ale już i bez tego dużo nabazgrałem, więc o szarańczy doniosę Ojcu w przyszłym liście, jeśli Bóg pozwoli doczekać.
Bardzo prosząc o łaskawą pamięć w modlitwach, kończę tę bazgraninę i z niecierpliwością oczekuję znowu na kilka słów od Ojca.