<<< Dane tekstu >>>
Autor Klemens Junosza
Tytuł Listy do cudzej żony
Pochodzenie Listy do przyszłej narzeczonej i Listy do cudzej żony
Wydawca Saturnin Sikorski
Data wyd. 1898
Druk Drukarnia Artystyczna Saturnina Sikorskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


VI.

„I kogóż tam jeszcze, szanowny Kuzynku, nudziarzu niepoprawny, wywleczesz na scenę z bogatego repertuaru ślusarzy, szewców, chłopów?... Chyba brakuje już tylko zaszarganej żydówki z za Żelaznej Bramy, przekupki sprzedającej jabłka i pomarańcze?...
„Nie żałuj sobie tej przyjemności. Wprowadź jaką zaszarganą Surę na piedestał, daj jej oświetlenie wspaniałe, dekoracyę przepyszną, syp jej kwiaty pod zabłocone trzewiki, na zrudziałą perukę włóż wieniec laurowy, i wołaj do swej kuzynki, do mnie: Oto ideał kobiety, ideał żony, wzór do naśladowania! Ja to przyjmę, tak jak przyjęłam jakąś Manię z oficyny i chłopkę z Wólki. Pozwól sobie, pozwól, znęcaj się nad bezbronną ofiarą, której cała wina w tem, że z zaufaniem zupełnem otworzyła serce przed Tobą i żądała przyjacielskiej, życzliwej rady. Co za idea dzika brać wszystko naodwrót i zamiast szukać wzorów i przykładów wyżej, w lepszych sferach, schylać się po nie nizko, jak tylko można najniżej. Zdaje mi się, szanowny Kuzynie, że gdyby ci kto kazał szukać słońca, z pochyloną głową, zapatrzony w ziemię, poszedłbyś pewnie do piwnicy.
Brawo, Kuzynko, brawo! Twoje oburzenie, twój gniew zachwyca mnie, po słońce ja do piwnicy nie pójdę, ale jeżeli chodzi o tę naukę, którą daje życie, to jak najchętniej udam się nietylko na pole i do piwnicy, ale i do głębokich kopalni, w których pracują górnicy. I radzę ci, Kuzyneczko, że jeżeli zechcesz zobaczyć odwagę i śmiałość, a nawet najpiękniejsze wzory poświęcenia, to spuść się na kilkaset łokci pod ziemię, do czarnych przepaści, a znajdziesz je tam. Znacznie to głębiej niż w piwnicy, do której mnie po słońce posyłasz.
Co się tycze owej zaszarganej żydówki, dlaczego nie? Nie trzeba jej stawiać na piedestale, nie trzeba wieńczyć, ani bengalskiemi ogniami oświetlać, ale dość poznać jej położenie rodzinne i obowiązki, jakie ma do spełnienia. Jak kto inny szuka w małżeństwie uczucia, majątku, pozycyi towarzyskiej, tytułów lub protekcyi, tak ta szukała wielkiego honoru: marzeniem jej było mieć męża niesłychanie uczonego i mnóstwo dzieci. Jakoż dostała wielkiego myśliciela, filozofa w jej przekonaniu, a w gruncie rzeczy niedołęgę i idyotę, niezdolnego zupełnie do życia w tem znaczeniu, jak my je rozumiemy, nie mającego pojęcia o obowiązkach męża i ojca rodziny. Nie zajmuje on się niczem pożytecznem, cały dzień przepędza nad książkami, niezdolny jest zarobić nawet tyle, żeby mógł dać chociażby suchy kawałek chleba żonie swojej i dzieciom. I ta zaszargana żydówka żywi go swoim własnym przemysłem, żywi męża i dzieci, których ma siedmioro. A czem żywi? Dziesięcioma rublami, stanowiącemi cały jej majątek. Kupuje, sprzedaje i znów kupuje, cały dzień biega po ulicach obarczona koszami, zadyszana, zmęczona, upadająca nieraz pod ciężarem. Zgadzam się najzupełniej z szanowną Kuzynką, że nie jest to typ pociągający swoją powierzchownością, ale jako żonie i matce, jako kobiecie dźwigającej na swych barkach cały ciężar utrzymania głupowatego męża i dzieci, trzeba jej oddać sprawiedliwość. Ona ma ciężkie zadanie i sumiennie je spełnia. Jeżeli idzie o przykład, brać go z niej można. A, szanowna Kuzynko, oprócz tej żydówki, mógłbym przedstawić jeszcze inne typy ze sfery pracującej nietylko fizycznie, ale i umysłowo. Zwiedź tylko rozmaite oficyny i poddasza w wielkich miastach, pofatyguj się na trzecie i czwarte piętra, bo ta niedola wysoko się gnieździ. Wyobraź sobie, że są rodziny, w których mąż i ojciec pracować nie może, bo go ciężka choroba powaliła, albo posadę utracił, albo poprostu pijak jest lub hultaj, na złą drogę poszedł, żonę i dzieci porzucił, na pastwę losu zostawił. Pójdź, kochana Pani i zobacz, co robią te nieszczęśliwe. Same są, cały ciężar na nie spadł, a czy opuszczają ręce? Pracują. Pani Dobrodziejko, i jak pracują, pomimo, że niejedna z nich pochodzi z takiej sfery, w której dziewcząt pracować nie uczą. One jednak naturę własną przezwyciężają, wszelkie przyzwyczajenia przemogą, nauczą się robić tego, czego nigdy w swem życiu nie robiły, pokonywać trudności, walczyć z bezsennością, głodem, wstrzymywać łzy, które się cisną do oczu. Są to poprostu bohaterki, tem godniejsze szacunku, że ciche, nieznane, że świat o nich nie wie. A wiesz, Pani, kto był ich przewodnikiem w niedoli, nauczycielem? Serce, tylko serce! Miłość, przywiązanie dla męża kaleki, dla dzieci, zaprowadziła je na wyżyny poświęceń. Widzi Pani Dobrodziejka, że nie zawadzi, jak się Pani obrazowo wyraża, zaglądać czasem do piwnic, a jeżeli Pani chcesz studyować tak zwaną „kwestyę małżeńską“, to nie zaglądaj do marnych romansów francuskich, nie szukaj wzorów w rozpróżniaczonej sferze ludzi, których jedynym celem życia jest zabawa i tak zwane „zabijanie czasu“, ale idź tam, gdzie dusze ożywia wiara prosta, ta, co góry przenosi, gdzie serca pełne uczuć szczerych, a ręce i głowy wciąż zatrudnione. Trafiają się i w tych nizinach objawy brzydkie i wstrętne, ale, doprawdy, więcej jest dobrych — i tylko człowiek sam z gruntu zły i zepsuty dostrzedz ich nie potrafi. I gdy Pani zejdziesz trochę niżej, gdy poznasz ludzkie nędze i życie, gdy zobaczysz wielkie poświęcenia, i wielkie prace, i wielki niedostatek, to ci się własne życie, choćby ono było tylko zaledwie znośnem, wyda szczęśliwem. Jeśli będziesz miała w danej chwili w ręku chleb lub garść pieniędzy, to ogarnie cię nieprzeparta chęć podzielenia tego chleba i tych monet między nieszczęśliwych i ubogich, aby im ulżyć, a kiedy im ulżysz, wówczas sama uczujesz taką lekkość i błogość, jakgdyby ci wielki kamień spadł z piersi. Trzeba schodzić niżej, trzeba widzieć, co się tam dzieje, a szczególniej obowiązkowe to jest dla tych, których los wyżej postawił. Polecam to uwadze Pani Dobrodziejki.







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Klemens Szaniawski.