Listy do przyszłej narzeczonej (Ochorowicz, 1898)/List V

<<< Dane tekstu >>>
Autor Julian Ochorowicz
Tytuł Listy do przyszłej narzeczonej
Pochodzenie Listy do przyszłej narzeczonej i Listy do cudzej żony
Wydawca Saturnin Sikorski
Data wyd. 1898
Druk Drukarnia Artystyczna Saturnina Sikorskiego
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na Commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Cały zbiór
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron


LIST V.
Moja droga, kochana, jedyna!

Zgodziwszy się na to, że małżeństwo jest spółką duchową, powinniśmy spisać warunki kontraktu. Zaczynam od postawienia moich, a są one następujące:
1. W stosunkach naszych ma panować bezwzględna szczerość, i chyba chwilowo tylko, może jedno mieć przed drugiem tajemnicę.
2. Wszelkie nieporozumienia pozostają między nami i mają być usuwane bez pośrednictwa osób trzecich.
3. Żona musi być przygotowaną na to, że fundusze nasze będą ograniczone, a tem samem, że wielu kosztownych przyjemności będzie musiała się wyrzec.
4. Ponieważ dochód mój oparty będzie na pracy umysłowej, będę potrzebował przez pewną część dnia spokoju, który może być dla żony uciążliwym.
5. Z rodzaju tej pracy, jako literata, wynikają różne objawy zawiści i urazy, z którymi żona oswoić się musi.
6. Wszelka przykrość, wyrządzona jednej stronie przez drugą, mimowolnie nawet, nie powinna być znoszona w ukryciu, lecz strona dotknięta powinna otwarcie i łagodnie wypowiedzieć swoją urazę, celem uniknienia podobnych nieprzyjemności na przyszłość.[1]

Twój do śmierci
**

Umowę tę sam odniosłem. Przeczytała ją uważnie, a oczy jej zwilżyły się łzami, gdy podając mi swoją bieluchną rączkę, rzekła:
— Zgadam się na wszystko.
Przygarnąłem ją do siebie i pierwszy gorący pocałunek złożyłem na jej czole.
Po chwili wysunęła się z moich objęć, a poczciwa jej twarzyczka ożywiła się niewinnym rumieńcem.
— Teraz — rzekłem — radbym i twoje warunki usłyszeć...
Rozśmiała się przez łzy i spojrzała w przestrzeń:
— Moje warunki? Dobrze, postawię i ja moje warunki. A... niech pan nie myśli, że będą łatwe... bardzo trudne!...
— Czekam z niecierpliwością.
— A więc... żądam po pierwsze... żebyś mnie pan kochał.
— Powtóre?
— Powtóre: żebyś mnie bardzo kochał!
— Doprawdy, nie dam rady! A po trzecie?
— Po trzecie: żebyś mnie zawsze bardzo kochał...
Mogę zapewnić łaskawego czytelnika, że drugi pocałunek był jeszcze gorętszym od pierwszego.
— Mateczko, pobłogosław! — zawołała moja spólniczka, wbiegając do drugiego pokoju i rzucając się matce w objęcia. — To mój narzeczony!
Ze łzami w oczach przytuliła nas matka do serca, pobłogosławiła i przeżegnała. A jakim był dla nas trojga ten wieczór wiosenny, tego dodawać nie potrzebuję, bobyś tego nie zrozumiał, czytelniku, jeżeli sam nie kochałeś — a jeśliś kochał, zrozumiesz i bez mej pomocy.
W taki to sposób idea mojej narzeczonej „z krainy marzeń przeszła w rzeczywistość.“


KONIEC.






  1. W notatce mojej do tej umowy dodany był jeszcze jeden warunek: „W razie gdyby jedna strona przestała kochać drugą, mieliśmy się rozejść spokojnie, za wspólną zgodą, bez żadnych scen gwałtownych.“ Warunek ten zapisałem sobie wtedy, kiedym jej jeszcze nie kochał tak jak dzisiaj; dziś czułem, że byłby on pustym frazesem, bo na samą myśl o takim obrocie rzeczy krew zakipiała mi w żyłach. Punkt więc siódmy został wymazany.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Julian Ochorowicz.