Listy o reformie więzień/II
<<< Dane tekstu | |
Autor | |
Tytuł | Listy o reformie więzień |
Podtytuł | Listy do redakcji „Daily Chronicle“ |
Pochodzenie | De Profundis |
Wydawca | „Vita Nuova” |
Data wyd. | 1922 |
Druk | „Oświata“ |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Róża Centnerszwerowa |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Całe Listy... Cały zbiór |
Indeks stron |
Szanowny Panie.
Dowiedziałem się, że przedstawiony przez ministra spraw wewnętrznych projekt reformy więzień, rozpatrywany ma być w tym tygodniu, w drugiem i trzeciem czytaniu. Że zaś pismo pańskie jest jedynym dziennikiem angielskim, który dał dowód szczerego, żywego zainteresowania się doniosłą tą sprawą, mam nadzieję, że pozwoli mi pan, jako człowiekowi dobrze znającemu — na podstawie długiego, osobistego doświadczenia — życie więzień angielskich, wskazać, jakie najniezbędniejsze i najpilniejsze zmiany przeprowadzone być muszą w naszym głupim i barbarzyńskim ustroju więziennym.
Z wstępnego artykułu, wydrukowanego w pańskiem piśmie przed tygodniem mniej więcej, dowiedziałem się, że cała projektowana reforma polegać ma głównie na powiększeniu liczby inspektorów oraz osób, które zwiedzać mają więzienia nasze w charakterze oficjalnym i którym otwarty będzie dostęp do nich.
Reforma podobna jest zupełnie bezcelowa, a to z następującego, zrozumiałego chyba powodu: Inspektorzy więzienni i sędziowie śledczy, zwiedzający więzienia, czynią to wyłącznie w celu sprawdzenia, czy przepisy więzienne przestrzegane są w całej pełni i rozciągłości. Nie przychodzą oni z innych pobudek, a zresztą, gdyby nawet chcieli, nie mają najmniejszego prawa wykreślenia jednego chociażby punktu tych przepisów.
Ponieważ muszą jednak czemś się zająć, baczą więc pilnie, aby były one ściśle spełniane. Więzień, względem którego zastosowano — celem ulżenia mu — najlżejsze bodaj uchybienie przepisom, ogromnie się boi tych wizyt inspekcyjnych. Oczywiście, w dniu inspekcji funkcjonarjusze więzienni okrutniejsi są i bardziej jeszcze brutalni, niż zazwyczaj. Chcą dać tem dowód, jak nieskazitelnie spełniają swoje obowiązki.
Najniezbędniejsze reformy są zupełnie proste. Dotyczą one fizycznych i duchowych potrzeb wszystkich nieszczęsnych więźniów.
W zakresie potrzeb fizycznych istnieją w angielskich więzieniach trzy postacie kar, na które zezwala prawo:
1. Głodzenie.
2. Pozbawianie snu.
3. Wywoływanie chorób.
Żywność, dawana więźniom, jest niżej wszelkiej krytyki. Większość jedzeń wywołuje wprost obrzydzenie, po zatem ilość pożywienia jest przeraźliwie skąpa. Wszyscy aresztowani cierpią nieustannie męki głodowe. Określona ilość pożywienia, przypadająca na każdego, starannie jest ważona, gram po gramie. Ilość ta zaledwie wystarcza na podtrzymanie nietyle życia, ile istnienia.
A przeważnie żywność ta, składająca się z rzadkich krup, tłuszczu i wody, wywołuje nieustanną biegunkę. Cierpienie to, które u większości więźniów, staje się w końcu chronicznem, — jest nieuniknionym objawem we wszystkich więzieniach. W więzieniu w Wandsworth np., w którem pozostawałem przez dwa miesiące, zanim nie zostałem przeniesiony do szpitala, gdzie przeleżałem jeszcze dwa miesiące, — obchodzą dozorcy trzy razy dziennie wszystkie cele ze ściągającemi lekami, podawanemi więźniom, jako rzecz, będącą na porządku dziennym i należną im z tego tytułu. Zbytecznem byłoby chyba zaznaczać, że po tygodniu takiej kuracji leki te przestają zupełnie działać. Nieszczęsny więzień staje się ofiarą najbardziej poniżającego, wycieńczającego i dokuczliwego cierpienia, jakie można sobie wyobrazić.
O ile zaś nie może on, jak to często się zdarza, wykonać, z powodu osłabienia, cięższych robót, jakie mu wyznaczono, podaje dozorca raport na niego, oskarżający go o lenistwo, co pociąga za sobą najsurowsze, najokrutniejsze kary. To jednak jeszcze nie wszystko.
Urządzenia sanitarne więzień angielskich są tak straszne, że z potwornością ich nic nie może iść w porównanie. Dość powiedzieć, że więzień ma prawo opróżniania swojego kubła tylko trzy razy dziennie, zaś od wpół do szóstej po południu nie ma prawa opuszczania swojej celi pod żadnym pozorem. Cierpiący na biegunkę wystawiony jest też na tak ohydne warunki, że niepodobna wprost mówić o nich. Męki i katusze, jakie znosić muszą z tego powodu więźniowie, są nie do opisania. Duszne, smrodliwe powietrze więziennych cel, do których fatalnego stanu przyczynia się z gruntu wadliwy system przewietrzania, — tak jest niezdrowe, że często dozorcy, przychodzący z rana wprost ze dworu, dostają przy otwieraniu cel ataków mdłości i zawrotów głowy. Ja sam byłem trzy razy świadkiem podobnych wypadków. Wielu dozorców podkreślało też fakt ten, jako jedną z najwstrętniejszych stron ich zajęcia.
Żywność, dawana więźniom, powinna być zdrowa co do jakości i wystarczająca pod względem ilości. Nie powinna ona wywoływać nieustannej biegunki, przechodzącej w cierpienie chroniczne.
Warunki sanitarne więzień angielskich uledz muszą zmianie zasadniczej. Więźniowie muszą mieć wolny dostęp do ubikacji o każdej porze dnia oraz możność opróżniania kubłów, ilekroć zajdzie tego potrzeba.
Obecny system wentylacji cel jest z gruntu wadliwy. Powietrze przedostaje się jedynie przez gęstą kratkę oraz przez maleńki wentylator w małem zakratowanem oknie, zbyt mały i zbyt źle urządzony, aby mógł wpuszczać dostateczną ilość świeżego powietrza. Więźniowie wyprowadzani są z cel tylko w ciągu godziny na dobę, zaś przez pozostałe dwadzieścia trzy godziny zmuszeni są oddychać powietrzem nie do opisania strasznem.
Co się tyczy wywoływania bezsenności, jako celowej kary, system ten istnieje jedynie w więzieniach chińskich i angielskich. W Chinach wsadzają w tym celu więźnia do wąskiej trzcinowej klatki; w Anglji — dają mu łóżko z gołych desek. Celem takiego posłania nie może być nic innego, po za wywoływaniem bezsenności; przyznać też należy, że cel ten zostaje osiągnięty całkowicie. I nawet wtedy, kiedy w następstwie — po upływie pewnego czasu — dostaje więzień twardy materac, bezsenność trwa w dalszym ciągu, bowiem zdrowy sen, jak wogóle wszelkie przejawy normalne, są wynikiem nawyknienia. Każdy więzień, któremu wypadło kiedykolwiek sypiać na gołych deskach, cierpi stale na bezsenność. Jest to kara wstrętna i świadcząca o zupełnej bezmyślności tych, którzy ją stosują.
Przechodząc do potrzeb duchowych więźnia, pozwoli pan, że podzielę się z nim mojemi poglądami na tę sprawę.
Zdawać mogłoby się, że obecny system więzienny ma na celu systematyczne doprowadzenie do rozstroju władz umysłowych więźnia. Obłęd staje się w każdym razie, jeżeli nie celem, to wynikiem tego systemu. Jest to fakt, oddawna sprawdzony i ustalony. Powody jego leżą jak na dłoni. Pozbawiony książek, obcowania z ludźmi, odcięty od wszelkich ludzkich i humanizujących wpływów, skazany na wieczne milczenie, oderwany od stosunków ze światem zewnętrznym, zmuszony znosić takie traktowanie go, jakiego ofiarą są jedynie nierozumne bydlęta, — nieszczęsny więzień, który dostał się do angielskiego domu karnego, musi być wyjątkowo wytrzymałym, aby uniknąć obłędu. Nie chcę rozwodzić się zbytnio nad temi okropnościami, tem bardziej nie chcę wywoływać przelotnego, sentymentalnego zainteresowania się tą sprawą. Dlatego też, o ile pan pozwoli, spróbuję jedynie wskazać, co należy przedsięwziąć.
Każdy z więźniów powinien być zaopatrzony w wystarczającą ilość dobrych książek. Obecny system polega na tem, że aresztantowi, w ciągu pierwszych trzech miesięcy zamknięcia, nie wolno mieć żadnych książek, oprócz Biblji, modlitewnika i zbioru hymnów. Po upływie trzech miesięcy wydają mu jedną książkę tygodniowo. Jest to, oczywiście, zbyt mało; po za tem, książki, z których składa się bibljoteka więzienna, są nic nie warte. Są to przeważnie bardzo marnie napisane, tak zwane, książki religijne, — przeznaczone, jak się zdaje, dla dzieci, ale zupełnie nieodpowiednie ani dla dzieci, ani wogóle dla nikogo. Władze więzienne powinnyby raczej zachęcać więźniów do czytania i dawać im możność otrzymywania wszelkiego rodzaju utworów, których wybór winien być dokonywany nader umiejętnie. Obecnie wybór książek, odpowiadających potrzebom bibljotek więziennych, poruczany jest więziennym kapelanom.
Przy obecnym systemie, więzień ma prawo widywania przyjaciół swoich tylko cztery razy do roku, po dwadzieścia minut każdym razem. Jest to, oczywiście, za mało. Więzień powinien mieć prawo widywania się ze znajomymi swymi raz na miesiąc i w ciągu dłuższego czasu. Zmianie winien również uledz obecny system pokazywania więźnia odwiedzającym go. System ten wymaga, aby zamykano więźnia w wielkiej żelaznej klatce, lub też w wielkiej drewnianej skrzyni z małym otworem, osłoniętym drucianą siatką, przez który wolno mu patrzeć. Odwiedzających go wpuszczają do takiej samej klatki, oddalonej od pierwszej o trzy, cztery stopy, zaś pomiędzy obiema klatkami stoją dwaj dozorcy, którzy słuchają rozmów, a, o ile coś im się w nich nie podoba, mogą przerwać je w każdej chwili. Podług mnie należy pozwolić więźniowi widywać swoich krewnych i przyjaciół w którymkolwiek z pokojów. Obecnie przepisy są niewypowiedzianie przykre i wstrętne. Odwiedziny krewnych i przyjaciół potęgują jedynie uczucie poniżenia, wstydu i udręki duchowej każdego więźnia. Bardzo wielu wyrzeka się zupełnie widywania bliskich, byleby uniknąć haniebnej tej procedury. Nie dziwi mnie to bynajmniej. Podczas odwiedzin swojego adwokata ma więzień prawo pozostawać w jednym z nim pokoju, który musi mieć jedynie szklane drzwi, aby po za niemi mógł stać dozorca. Ten sam przywilej powinien przysługiwać aresztantowi podczas odwiedzin żony, rodziców i przyjaciół. Wystawienie więźniów na pokaz w klatce, jak małpy, wobec bliskich, wobec ludzi, kochanych przez nich i kochających ich wzajem, — jest bezcelowem i haniebnem poniżeniem.
Każdy więzień powinien mieć prawo wysyłania i otrzymywania jednego chociażby listu raz miesięcznie. Obecnie pozwolenie takie udzielane mu jest tylko cztery razy do roku. Jest to oczywiście zupełnie niewystarczające. Jedna z tragedji życia więziennego polega na tem, że pod jego wpływem serce więźnia kamienieje. Uczucie naturalnego przywiązania, jak wszelkie wogóle uczucia, muszą być podtrzymywane i podsycane. Zaniedbywanie ich powoduje ich zanik. Króciutkie listy cztery razy do roku nie wystarczają na podtrzymanie serdeczniejszych i subtelniejszych uczuć miłości i przywiązania, dzięki pielęgnowaniu których dusza ludzka zachowuje wrażliwość na wszelkie piękne i wzniosłe wpływy, jedynie zdolne uleczyć złamane i zniszczone życie.
Zniesiony również winien być zwyczaj obcinania i skracania listów, pisanych przez więźniów. Obecnie praktykuje się system wykrawania nożyczkami wszelkich miejsc w liście, w których więzień pozwoli sobie na jakąś skargę, zwróconą przeciwko dyscyplinie więziennej. Wypowiadanie podobnych skarg podczas widzeń z bliskimi, przez kraty, lub otwór drewnianej skrzyni, powoduje powtarzanie co tydzień kar aż do chwili następnego widzenia, w przekonaniu, że nauczy go to do tego czasu rozumu. W rzeczywistości zaś uczy go to jedynie uciekania się do podstępu, który stanowi jedną z nielicznych mądrości, nabywanych w więzieniu. Na szczęście mają inne nauki, zdobywane w podobnych warunkach, dużo większe znaczenie.
Jeśli wolno mi nadużyć jeszcze pańskiej cierpliwości, pozwoli pan, że zwrócę mu następującą uwagę:
W pańskim artykule wstępnym proponuje pan, aby kapelani więzienni nie byli obarczani żadnemi obowiązkami po za murami więzienia. Rzecz ta jest zupełnie obojętna. Kapelani więzienni są zgoła zbyteczni. Na ogół pełni są oni najlepszych chęci, jednakże, jako ludzie zbyt mało inteligentni, często wprost ograniczeni, — nie są oni zdolni do przynoszenia więźniom żadnej ulgi. Mniej więcej raz na tydzień obraca się klucz w zamku naszej celi, i wchodzi kapelan. Więzień wstaje, naturalnie, natychmiast. Kapelan pyta więźnia, czy czytał Biblję. Odpowiedź brzmi: „tak“ albo „nie“. Kapelan przytacza kilka wersetów z Pisma św., wychodzi i zamyka za sobą drzwi. Czasem zostawia broszurkę, której celem jest ratowanie duszy więźnia. Oto wszystko.
O ile jednak należy funkcjonarjuszom więziennym zabraniać wszelkich zajęć po za murami więzienia, zakaz ten powinien dotyczyć lekarzy więziennych.
Obecnie większość lekarzy więziennych ma rozległą praktykę prywatną, a wielu z nich zajmuje posady w innych instytucjach. Naturalnym wynikiem takiego stanu rzeczy jest niedostateczne zwracanie przez nich uwagi na zdrowie więźniów i zupełne zaniedbywanie strony sanitarnej. Osobiście przywykłem — od dzieciństwa już — zapatrywać się na lekarzy, jako na przedstawicieli najbardziej humanitarnego ze wszystkich zawodów. Muszę jednak zrobić wyjątek dla lekarzy więziennych. Wszyscy oni — o ile przynajmniej miałem okazję stykania się z nimi, lub obserwowania ich w szpitalu, — są szorstcy, niewzględni i zupełnie obojętni na cierpienia pacjentów. Gdyby zabroniono lekarzom więziennym zajmowania się prywatną praktyką, byliby zmuszeni chociaż trochę zainteresować się stanem zdrowia pacjentów i sanitarnemi warunkami życia ludzi, któremi mają się opiekować.
Próbowałem wskazać w liście moim kilka reform, które należałoby koniecznie wprowadzić do naszego ustroju więziennego. Są one nieskomplikowane, praktyczne i ludzkie. Jest to rozumie się, tylko początek. Czas jednak zrobić pierwszy wyłom, co możliwe jest jedynie pod mocnym naciskiem opinji publicznej, której wyrazicielem i urabiaczem może być wpływowy dziennik pański.
Ażeby reformy były owocne, należy przeprowadzić niejedno. Pierwszem jednak i bodaj najtrudniejszem zadaniem będzie wpojenie naczelnikom więzień uczuć bardziej ludzkich, dozorcom — ludzkiego traktowania, a kapelanom — uczuć chrześcijańskich.