Małe niedole pożycia małżeńskiego/20 § II
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Małe niedole pożycia małżeńskiego |
Wydawca | Biblioteka Boya |
Data wyd. | 1932 |
Druk | M. Arct S. A. |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Tadeusz Boy-Żeleński |
Tytuł orygin. | Petites misères de la vie conjugale |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
(List znaleziony w szkatułce w dniu, w którym ONA kazała mi długo czekać w swojej gotowalni, napróżno starając się wyprawić przybyłą nie w porę przyjaciółkę, która nie rozumiała mowy fizjognomji i tonu. Nabawiłem się kataru, ale wzamian zdobyłem ten list).
Tę pretensjonalną notatkę skreślono na kawałku papieru, odrzuconym jako świstek bez wartości przez dependentów, sprawdzających inwentarz ś. p. Ferdynanda de Bourgarel, który osierocił niedawno politykę, sztukę i miłostki.
„Uważałam się za szczęśliwą wychodząc za artystę tak niepospolitego talentem i osobistemi zaletami; stojącego równie wysoko charakterem jak umysłem, człowieka rzetelnej wiedzy, mającego wszelkie warunki aby zajść wysoko drogą prostą a otwartą, nie zapuszczając się w kręte ścieżynki intryg. Zresztą, znasz Adolfa, umiałaś go ocenić: kocha mnie, jest ojcem moich dzieci, które poprostu ubóstwiam. Adolf jest dla mnie idealny, kocham go i podziwiam; ale, moja droga, w tem tak zupełnem szczęściu, znajduje się jeden cierń. W posłaniu z róż, na którem spoczywam, niejeden listek jest zagięty. W sercu kobiet, już taki ucisk wystarczy, aby stać się raną. Rana zaczyna krwawić, ból wzmaga się, cierpienie budzi myśli, myśli krystalizują się w uczucie. Ach, moja droga! wierz mi, jest to prawda okrutna do zrozumienia, ale żyjemy miłością własną tyleż co samą miłością. Aby żyć tylko miłością, trzebaby mieszkać gdzieindziej, nie w Paryżu. Cóżby nam szkodziło nie mieć innej sukni oprócz białego perkaliku, gdyby ukochany mężczyzna nie widywał innych kobiet inaczej, wykwintniej ubranych, działających na wyobraźnię całem swem wzięciem, tysiącem małych drobiazgów z których się rodzą wielkie namiętności? Próżność, moja droga, jest u nas bliską kuzynką zazdrości, owej pięknej i szlachetnej zazdrości, która polega na tem, aby nie dać naruszyć swego panowania, aby być jedyną w duszy mężczyzny, aby całe życie istnieć szczęśliwie w jednem sercu.
„Tak! moja kobieca ambicja cierpi. Jakkolwiek niedole te mogą wydawać się bardzo małe, przekonałam się, na swoje nieszczęście, że w małżeństwie niema małych niedoli. Tak, wszystko potęguje się przez nieustanne stykanie się wrażeń, pragnień, myśli. Oto tajemnica smutku, który we mnie podchwyciłaś, a którego nie chciałam ci tłumaczyć. Słowa ponoszą zbyt daleko, pismo zaś stawia hamulec myśli, utrwalając ją niejako. Są takie różnice perspektywy w tem co się mówi, a w tem co się pisze! Na papierze, wszystko nabiera takiej uroczystości i wagi! Nie pozwalamy sobie na żadną nieostrożność. Czyż nie to właśnie czyni takim skarbem list, który daje folgę uczuciom? Wzięłabyś mnie za nieszczęśliwą, gdy jestem tylko obolała. Zastałaś mnie samą, przy ognisku domowem, bez Adolfa. Ułożyłam właśnie dzieci, już spały. Adolf, dziesiąty raz może, bawił gdzieś w świecie w którym ja nie bywam, gdzie pragną Adolfa, lecz — bez żony. Są salony w których bywa bezemnie, tak jak istnieje mnóstwo rozrywek i przyjemności, na które proszą go samego. Gdyby nazywał się de Navarreins, lub gdybym ja była z domu jakaś d’Espard, nie przyszłoby światu na myśl nas rozłączać, wszędzie chcianoby nas razem. On przyzwyczaił się do tego, nie spostrzega upokorzenia które takim kamieniem gniecie moje serce. Z pewnością, gdyby podejrzewał to drobne cierpienie które odczuwam ku memu wstydowi, rzuciłby świat i towarzystwo, stałby się bardziej hardy, niż są wobec mnie owi ludzie którzy rozłączają go ze mną. Ale, tem samem, utrudniłby sobie drogę, zrobiłby sobie nieprzyjaciół, stworzyłby mnóstwo trudności narzucając mnie w salonach, które wówczas mściłyby się tysiącem ukłuć. Wolę więc moje cierpienia od tego coby spadło na nas w przeciwnym razie. Adolf dojdzie do celu! nosi mój odwet w swej pięknej genjalnej głowie. Przyjdzie dzień, w którym świat mi zapłaci tyle upokorzeń. Ale kiedy? Może będę miała wówczas czterdzieści pięć lat. Najpiękniejsze lata spłyną mi przy tym kominku, z tą myślą: Adolf bawi się, żartuje, rozmawia z pięknemi kobietami, stara się im podobać, i wszystkie te rozkosze nie pochodzą odemnie, lecz od innych!
„Kto wie, czy ten tryb życia nie oddali go w końcu!
„Nikt zresztą nie może dźwigać bezkarnie ciężaru wzgardy, a ja czuję się wzgardzona, mimo iż jestem młoda, piękna i uczciwa. Zresztą, czyż mogę zakazać bujać myśli? Czyż mogę powstrzymać szał, jaki mnie ogarnia, gdy wiem, że Adolf znów idzie na jakieś świetne przyjęcie — bezemnie? Nie dzielę jego tryumfów, nie słyszę jego bystrych lub głębokich powiedzeń, które on rozrzuca — dla innych! Nie umiałabym się zadowolić mieszczańskiemi balikami, z których on mnie wydobył, znajdując mię dystyngowaną, bogatą, młodą, piękną i inteligentną. To całe nieszczęście, i — niema na nie ratunku.
„Zresztą wystarczy abym, z jakiejbądź przyczyny, nie mogła dostać się do jakiegoś salonu, abym pragnęła się w nim znaleźć. To prawo ludzkiego serca. Starożytni mieli słuszność, tworząc swoje gynecea. Wstrząsy miłości własnej kobiet, spowodowane dopuszczeniem ich do zebrań zaledwie od czterech wieków — kosztują naszą epokę dość cierpień i stwarzają w społeczeństwie dość krwawych zapasów.
„Możesz sobie wyobrazić, droga, jak gorące przyjęcie znajduje Adolf, gdy wraca do domu; ale nawet najmocniejsza natura nie może oczekiwać co dnia z tem samem upragnieniem. Jakież jutro czeka mnie po wieczorze, w którym Adolf spotka się z przyjęciem nie tak serdecznem!
„Widzisz więc, co jest na dnie tej rysy, o której ci mówiłam? Rysa w sercu kryje w sobie przepaść, jak rysa alpejskich śniegów: na odległość, nikt nie wyobraziłby sobie jej głębi ani rozmiarów. Tak i z dwiema istotami, choćby je łączyła szczera przyjaźń. Nie podejrzewamy nigdy rozmiarów cierpienia u przyjaciółki. Nieraz wydaje się coś drobnostką, a jednak podcina życie. Starałam się leczyć rozumowaniem; im więcej jednak rozumowałam, tem bardziej rosło we mnie poczucie tego małego bólu. Pozwalam więc sobie płynąć z prądem cierpienia.
„Dwa głosy ścierają się we mnie, gdy, wypadkiem na szczęście jeszcze rzadkim, siedzę sama w fotelu, oczekując Adolfa. Jeden, mogłabym przysiąc, wychodzi z Fausta Eugenjusza Delacroix, którego mam na stole. To Mefistofeles mówi, ten straszliwy zausznik, który tak dobrze umie prowadzić szpady; schodzi z ryciny i staje przedemną, śmiejąc się szczerbą, którą wielki malarz zostawił mu pod nosem, i patrząc na mnie okiem, z którego kapią rubiny, diamenty, karoce, kosztowne metale, stroje, jedwabie i tysiąc innych tak palących rozkoszy, mówi: „Czy nie jesteś stworzona dla świata? Warta jesteś najpiękniejszej z tych księżniczek; głos twój jest głosem syreny, ręce twoje nakazują uwielbienie i miłość! Och, jakże to ramię, objęte bransoletami, odbijałoby cudnie od aksamitu sukni! Sploty twoich włosów są jak sieci, zdolne opętać wszystkich mężczyzn; mogłabyś złożyć u stóp Adolfa te tryumfy, pokazać mu swą potęgę i nigdy jej nie użyć. Stałby się pełen obaw, zamiast żyć w obrażającem bezpieczeństwie i spokoju. Dalej! chodź za mną! przełknij kilka łyków wzgardy, a wzamian będziesz oddychać kłębami kadzideł. Odważ się panować! Czyż nie jesteś czemś bardzo pospolitem tu, przy domowym kominku? Prędzej czy później, zginie piękna małżonka, zginie kochana kobieta, jeśli będziesz tak dalej żyła w codziennym szlafroczku. Pójdź! a zdobędziesz władzę, rozwijając wszystkie sztuki zalotności. Pokaż się w salonach, a twoja drobna nóżka zdepce miłość rywalek!
„Drugi głos wychodzi z białego ołtarzyka; zdaje mi się, że widzę Najświętszą Pannę w białych różach, z zieloną palmą w ręku. Para błękitnych oczu uśmiecha się do mnie. Ta prosta cnota mówi do mnie: „Zostań, bądź zawsze dobrą, uczyń go szczęśliwym, oto całe twoje zadanie. Słodycz aniołów tryumfuje nad każdą boleścią. Wiara w siebie pozwoliła męczennikom zbierać miody z rozpalonych stosów. Cierp chwilę, a będziesz szczęśliwa“.
„Niekiedy zdarza się, że Adolf wraca w tej chwili, i jestem wówczas szczęśliwa. Ale, wyznam ci, droga, że cierpliwość moja nie dorównywa miłości; czasem bierze mię ochota rozszarpać w sztuki kobiety, które mogą wszędzie bywać i których obecność jest wszędzie pożądana zarówno przez mężczyzn jak przez kobiety. Jakaż głębia w tym wierszu Moliera:
— No, i zgadnij pan, rzekłem do dependenta, czem list ten stał się w ręku nieboszczyka Bourgarel?
— Nie.
— Obligacją.
Ani dependent, ani szef nie zrozumieli. A wy, czy rozumiecie?