Macbeth (Shakespeare, tłum. Ulrich, 1895)/Akt piąty
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Macbeth |
Rozdział | Akt piąty |
Pochodzenie | Dzieła dramatyczne Williama Shakespeare (Szekspira) w dwunastu tomach. Tom V |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1895 |
Miejsce wyd. | Kraków |
Tłumacz | Leon Ulrich |
Tytuł orygin. | The Tragedie of Macbeth |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Doktor. Dwie nocy z tobą czuwałem, ale nie mogłem sprawdzić twojego opowiadania. Kiedy przechodziła się po raz ostatni?
Dama. Od czasu jak J. K. Mość wyciągnął w pole, widziałam, jak wstała z łóżka, zarzuciła na siebie nocną odzież, otworzyła komnatę, wzięła papier, złożyła, napisała list i odczytała, a zapieczętowawszy go, wróciła do łóżka, wszystko w śnie najgłębszym.
Doktor. Wielki nieład natury! Korzystać ze snu dobrodziejstwa, a razem dopełniać funkcye czuwania! W tym śnie niespokojnym, prócz przechadzki i innych czynności, czy słyszałaś ją kiedykolwiek mówiącą?
Dama. Słyszałam rzeczy, których nie chcę po niej powtórzyć.
Doktor. Możesz je mnie powtórzyć, jest nawet koniecznością, żebyś je powtórzyła.
Dama. Ani tobie, panie, ani nikomu innemu, bo nie mam świadków na potwierdzenie słów moich. (Wchodzi Lady Macbeth ze świecą). Ale, patrz! nadchodzi! Właśnie, jak mówiłam, a na moje życie, głęboko uśpiona. Patrz, patrz! zbliża się.
Doktor. Skąd wzięła to światło?
Dama. Miała je przy sobie. Lampa pali się przy niej bez ustanku; taki jej rozkaz.
Doktor. Widzisz, że oczy jej są otwarte.
Dama. Ale zamknięty ich zmysł widzenia.
Doktor. Co teraz robi? Patrz! jak trze ręce.
Dama. To ruch jej zwyczajny, jakby omywała ręce. Widziałam ją tak zajętą cały kwandrans bez przerwy.
L. Macb. Ale tu zawsze jest plama.
Doktor. Cicho! Mówi! Zapiszę każde słowo z ust jej wychodzące dla większej pewności.
L. Macb. Precz stąd, przeklęta plamo! precz! powtarzam. — Raz, dwa! a więc czas już wziąć się do dzieła. Czarne jest piekło! Wstydź się, mój mężu, wstydź się! Być żołnierzem a trwożyć się! Czemuż się mamy lękać, że wie ktoś o tem, skoro nikt nie może zawezwać naszej potęgi do zdania liczby? Ktoby jednak mógł myśleć, że starzec miał jeszcze tyle krwi w swoich żyłach!
Doktor. Czy słyszysz?
L. Macb. Than Fifu miał żonę; a gdzie ona teraz? Jakto? Nigdyż te ręce nie będą czyste? Dość tego! mój mężu, dość tego! twoje szaleństwo psuje wszystko.
Doktor. Oddal się! oddal się! Dowiedziałaś się, czego nie należało ci wiedzieć.
Dama. Jestem przynajmniej pewna, że ona powiedziała, czego nie należało jej powiedzieć.
L. Macb. Czuć tu zawsze krwi zapach. Wszystkie kadzidła Arabii nie uwonnią tej małej ręki. Och! och! och!
Doktor. Co za westchnienie! Bolesny ciężar przygniótł jej serce.
Dama. Nie chciałabym takiego serca w moich piersiach za wszystkie honory jej ciała.
Doktor. Dobrze, dobrze, dobrze.
Dama. Daj Boże, aby to było dobrze!
Doktor. Choroba ta przechodzi moją sztukę. Znałem jednak osoby, które we śnie chodziły, które jednak umarły świętobliwie w swojem łóżku.
L. Macb. Umyj ręce; wdziej nocną odzież, a nie bądź tak blady! Powtarzam ci raz jeszcze: Banquo pogrzebany nie może wstać z grobu.
Doktor. Byćże to może?
L. Macb. Do łóżka, do łóżka! Ktoś stuka do bramy. Chodź, chodź, chodź, chodź, daj mi rękę! Co się stało, odstać się nie może. Do łóżka, do łóżka, do łóżka! (Wychodzi).
Doktor. Czy wróci teraz do łóżka?
Dama. Natychmiast.
Doktor. Szpetne biegają między ludźmi wieści.
Przeciw naturze czyny wywołują
I nieład funkcyi przeciwny naturze.
Myśl chora wyzna głuchemu wezgłowiu
Serc tajemnice. Nie doktora teraz,
Ale jej trzeba raczej spowiednika.
Odpuść nam Panie! — Pospiesz teraz za nią,
Nie spuść jej z oka, żeby sama siebie
Nie pokrzywdziła. A teraz, dobranoc!
Oczy olśniła, strwożyła mą duszę;
Myślę, lecz myśli me utaić muszę.
Dama. Teraz dobranoc, dobry mój doktorze. (Wychodzą)
Menteith. Już niedaleko angielskie są pułki,
Które prowadzą Malcolm, Siward, Macduff;
Zemsta ich pali, bo ta święta sprawa
Na bójby krwawy nawet pustelnika
Z celi wywiodła.
Angus. Przy birnamskim lesie
Złączym się z nimi; tamtą ciągną drogą.
Caithness. Czy i Donalbain z swym przybywa bratem?
Lennox. Nie, bo mam całą listę zbrojnej szlachty.
Jest tam Siwarda syn i tłum młokosów
Bezbrodnych jeszcze, chciwych złożyć dzisiaj
Pierwsze dowody, że są już mężami.
Menteith. A tyran?
Caithness. Wzmacnia twierdzę Dunsynanu.
Oszalał, mówią jedni, inni znowu,
Mniej nań zawzięci, jego stan mianują
Odwagi szałem; ale to jest pewna,
Ze rozpaczliwej sprawy swej nie może
W pas ładu ująć.
Angus. Tajemne morderstwa
Czuje, jak teraz lgną do jego dłoni:
Dziś mu bunt wiarę złamaną wyrzuca,
A zbrojne jego zastępy prowadzi
Rozkaz nie miłość; czuje, jak tytuły
Wiszą dziś na nim, niby płaszcz olbrzyma
Na karłowatym złodzieju.
Menteith. Kto zgani
Strwożone zmysły jego, że się mącą,
Kiedy się wszystko, co w nim jest, oskarża,
Ze tam jest?
Caithness. Idźmy, nasze posłuszeństwo
Ponieśmy temu, komu się należy;
Chorej ojczyźnie szukajmy lekarstwa;
Krwi naszej kroplę ostatnią wylejmy,
By ją oczyścić.
Lennox. Wylejmy co trzeba,
Aby jak rosą królewski kwiat skropić,
A wszystkie zielska i chwasty zatopić.
Więc naprzód, naprzód ku birnamskim lasom!
Macbeth. Dość tych raportów! niechaj uciekają;
Póki birnamski las się nie przybliży
Do Dunsinanu, nie wiem, co to trwoga.
Dzieciuch ten Malcolm, alboż nie z kobiety
I on się rodził? Duchy, spraw śmiertelnych
Dobrze świadome, tak mi powiedziały.
„Śmiało, Macbecie, bo cię nie zwycięży
Człowiek, którego rodziła kobieta“.
Więc uciekajcie, fałszywi thanowie,
Do tych angielskich epikurejczyków,
Mimo zdrad waszych, serca ni mej duszy
Powątpiewanie lub trwoga nie wzruszy. (Wchodzi Sługa).
Bodaj ci dyabeł poczernił, hultaju,
Twarz twoją mleczną! I gdzież to znalazłeś
Tę gęsią minę?
Sługa. Już dziesięć tysięcy —
Macbeth. Gęsi?
Sługa. Żołnierzy, królu.
Macbeth. Precz stąd, łotrze,
Pokłuj oblicze, twą pomaluj trwogę,
Obrzydły chłopie z wątrobą liliową!
Co za żołnierze? Duszy twej zagłada!
Chuściane lica twoje trwogę radzą.
Co za żołnierze, rycerzu z serwatki?
Sługa. Wojsko angielskie, miłościwy królu.
Macbeth, Precz mi stąd! (Sługa wychodzi).
Seyton! Słabo mi się robi,
Gdy widzę — Seyton, hola! To spotkanie
Lub mnie na zawsze od trwogi wyzwoli,
Lub dziś obali. Dość już długo żyłem;
Schnie już mój żywot, żółkną jego liście;
A co starości winno towarzyszyć,
Jak honor, miłość, przyjaciół drużyna,
I posłuszeństwo — to już nie jest dla mnie!
Lecz na ich miejsce przekleństwa, nie głośne
Ale głębokie; w ustach poważanie,
Dech, który biedne chętnieby mi serca
Odmówić chciały, tylko nie śmią. Seyton!
Seyton. Na rozkaz, królu.
Macbeth. Jakie masz nowiny?
Seyton. Wszystkie poprzednie raporta stwierdzone.
Macbeth. Póki mi z kości nie odsieką ciała,
Będę się z nimi bił. Podaj mi zbroję.
Seyton. Jeszcze nie pora.
Macbeth. Wezmę ją natychmiast.
Niech jazda zbieży okoliczne pola,
A kto o trwodze mówić się odważy,
Na szubienicę! — Daj zbroję. — Doktorze,
Jakże tam dzisiaj twoja pacyentka?
Doktor. Nie tyle chora, królu, co znękana
Ciągiem natrętnych widzeń, co jej spocząć
Nie dają chwili.
Macbeth. Wylecz ją, doktorze.
Czy chorej myśli nie umiesz wyzdrowić,
Wyrwać z pamięci smutków wkorzenionych,
Wymazać z mózgu pismo niepokoju,
I jakim słodkim zapomnienia lekiem
Wypędzić z piersi niebezpieczny osad,
Który na sercu ciąży?
Doktor. W tej słabości
Sam chory własnym musi być doktorem.
Macbeth. Daj psom twą sztukę, słyszeć o niej nie chcę.
Pomóż mi zbroję włożyć; daj buławę;
Wyślej patrole. Słyszałeś doktorze,
Jak uciekają ode mnie thanowie? —
Śpiesz się! — Doktorze, gdybyś ty potrafił
Z wody mojego królestwa wyśledzić
Jego chorobę i zdrowie mu wrócić,
Imiębym twoje wszystkim echom podał,
By je po całej rozgłosiły ziemi. —
Odepnij, mówię! — Powiedz mi, doktorze,
Jaki rabarbar, senna albo purgans
Mógłby tę ziemię z Anglików oczyścić?
Czyś słyszał o nich?
Doktor. Słyszałem; wieść o nich
Przygotowania królewskie mi dały.
Macbeth. Ponieś to za mną. Nie wprzódy me serce
Na widok wroga w trwodze się pogrąży,
Aż las birnamski do Dunsinane zdąży. (Wychodzi).
Doktor. Dzień będzie błogi, gdy Dunsinane rzucę.
Za skarby świata drugi raz nie wrócę. (Wychodzi).
Malcolm. Dzień niedaleki, w Bogu mam nadzieję,
W którym bezpieczne domy nasze będą.
Menteith. Tak myślim.
Siward. Co to za las jest przed nami?
Menteith. To las birnamski.
Malcolm. Niechaj każdy żołnierz
Niesie przed sobą gałąź tam uciętą,
Bo tak zastępy nasze osłonione
Zmylą rachuby poczt nieprzyjacielskich.
Żołnierze. Wypełnim rozkaz.
Siward Wszystko przekonywa,
Że tyran ufny w mury Dunsinanu
Na oblężenie czeka.
Malcolm. Tam Jest cała
Jego nadzieja, bo lud i panowie,
Gdzie się im tylko zdarzyła sposobność,
Podnieśli rokosz, a ci co mu służą,
Służą z przymusu; serca ich daleko.
Macduff. Niechaj wypadki postanowieniami,
A mądrość naszą kieruje odwagą.
Siward. Czas niedaleki, w którym ujrzym snadnie,
Co będzie nasze, co oddać wypadnie;
Nadzieje płodzą czcze myśli marzenia,
Miecz tylko myśli na pewność przemienia;
Do tej pewności idźmy teraz śmiało. (Wychodzą).
Macbeth. Na murach twierdzy zatknijcie chorągwie.
Straż ciągle woła: „idą!“ Silny zamek
Ze śmiechem patrzy na ich oblężenie;
Niechaj zalegną pola okoliczne,
Póki ich febra i głód nie wytępią.
Gdyby nie zastęp, co w pomoc im przyszedł,
A co po naszej stać powinien stronie,
Twarz w twarz im spojrzeć moglibyśmy śmiało
I z Szkocyi wygnać. (Słychać krzyki za sceną).
Co to są za krzyki?
Seyton. Dobry mój królu, to są krzyki niewiast.
Macbeth. Prawiem zapomniał, jak smakuje trwoga.
Minęły czasy, w których moje zmysły
Drętwiały we mnie ne lada krzyk nocny,
Gdy moje włosy na okropną powieść
Wstawały wszystkie, jakgdyby żyjące.
Lecz nasyciłem się okropnościami,
A strach tak z moją pobratał się myślą,
Ze nic nie może drżenia we mnie zbudzić.
Dlaczego płaczą?
Seyton. Królowa umarła.
Macbeth. Później jej trochę należało umrzeć;
Na słowa takie czas jeszcze nie przyszedł.
Jutro po jutrze i po jutrze jutro,
Wolnym się krokiem od dnia do dnia czołga,
Aż do ostatniej wszech czasów sylaby,
A wszystkie wczoraj nasze przyświecały
Głupcom na drodze do prochów mogiły.
Zgaśnij, o zgaśnij świeco krótkotrwała!
To życie tylko cieniem jest przelotnym,
Nędznym aktorem, co przez swą godzinę
Na scenie świata pawi się i puszy,
I milknie potem; to opowiadana
Z krzykiem i furyą powieść przez idyotę,
Nic nie znacząca. (Wchodzi Posłaniec).
Przynosisz mi wieści?
Więc mów, a krótko!
Posłaniec. Łaskawy mój królu,
Chciałbym powiedzieć, com z pewnością widział,
Lecz nie wiem, jak to zrobić.
Macbeth. Spróbuj jednak.
Posłaniec. Stojąc na czatach, gdy z wierzchołka góry
Ku Birnam oczy moje obróciłem,
Aż mi się zdało, las począł się ruszać —
Macbeth (uderzając go). Nikczemny kłamco!
Posłaniec. Jeśli to nie prawda,
Niech gniew twój cały spadnie na mnie, królu!
O trzy mil drogi sam możesz zobaczyć
Las cały w marszu.
Macbeth. Jeśli fałsz donosisz,
Na pierwszem drzewie żywcem cię powieszę,
Aż z głodu uschniesz. Jeśli mówisz prawdę,
Nie dbam, gdy ze mną ty zrobisz to samo. —
W postanowieniu swem chwiać się zaczynam,
I dwuznaczników dyabła się domyślać,
W którego prawdzie kłamstwo: „bądź bez trwogi,
Aż do Dunsinane las przyjdzie birnamski“;
I do Dunsinane las zbliża się teraz.
Do broni! naprzód! Wyruszmy na pole!
Jeśli to prawda, a nie przywidzenia,
Uciekać, zostać, sprawy mej nie zmienia.
Już mnie zaczyna światło trudzie słońca,
I chciałbym świata doczekać się końca.
Uderzcie w dzwony! Wichrze, wiej ruinę!
Jak mąż w przyłbicy i z orężem zginę! (Wychodzą).
Malcolm. Odrzućcie teraz zasłony liściaste,
I jak jesteście, pokażcie się wrogom!
Ty, zacny stryju, z twym szlachetnym synem
Szyk prowadź pierwszy, ja, z dzielnym Macduffem,
Biorę spełnienie reszty planów naszych.
Siward. Bądź zdrów! Gdy spotkam zastępy tyrana,
Jeżeli na nie pierwszy się nie rzucę,
Niech z placu boju pobity nie wrócę.
Malcolm. Uderzcie w bębny, niechaj tyranowi,
Dźwięk ich łoskotny krew i śmierć zapowie!
Macbeth. Jak przywiązany do słupa, nie mogę
Uciekać, muszę jak niedźwiedź tu walczyć.
Gdzie mąż, którego nie rodzi kobieta?
Takiego tylko lękać mi się trzeba.
Mł. Siw. Jakie twe imię?
Macbeth. Zadrżysz, gdy się dowiesz.
Mł. Siw. Nie, choćby nawet gorętszego miana
W piekle nie było!
Macbeth. Imię moje Macbeth!
Mł. Siw. Dyabełby nie mógł nazwiska wymówić
Dla moich uszu nienawistniejszego.
Macbeth. Ni groźniejszego.
Mł. Siw. Obrzydły tyranie,
Kłamiesz, tą szablą kłamstwa ci dowiodę!
Macbeth. Z kobietyś zrodzon! — Śmieję się z oręża,
W dłoniach z kobiety zrodzonego męża (wychodzi).
Macduff. Z tej strony wrzawa. Pokaż się, tyranie!
Bo jeśli zginiesz, a nie z mojej ręki,
Dzieci i żony duch skarżyć się będzie.
Najemnych Kernów nie mam serca rąbać,
Z tobą chcę walczyć, Macbecie, lub szablę
Niewyszczerbioną włożę znów do pochwy.
Tam jesteś pewno, bo ten szczęk orężów
Zda się pierwszego głosić wojownika.
Daj mi go znaleźć, fortuno! jedynie
O to cię błagam! (Wychodzi. — Alarm).
Siward. Tą stroną, mój książę.
Już dobrowolnie zamek się nam poddał;
Z obu stron walczą tyrana zastępy;
Twoi thanowie dzielnie się sprawili;
Zwycięstwo prawie przy tobie, by skończyc,
Mało brakuje.
Macduff. Spotkaliśmy wrogów,
Których część z nami w jednej walczy sprawie.
Siward. Wejdźmy do zamku, książę.
Macbeth. Po co rzymskiego głupca mam grać rolę
I od własnego miecza ginąć? Póki
Żyjących widzę, lepiej jego ostrze
Na nich obrócić. (Wchodzi Macduff).
Macduff. Mam cię, psie piekielny!
Macbeth. Z wszystkich jednego ciebie unikałem.
Lecz odejdź; zbyt już wiele na mej duszy
Krwi twojej ciąży.
Macdulf. Nie mam słów, w mej szabli
Głos mój jest tylko, ty nędzniku krwawszy
Nad wszelki wyraz ludzkiego języka! (Walczą).
Macbeth. Próżny twój mozół. Twoim ostrym mieczem
Prędzej powietrze w kawałkibyś pociął,
Niż krwi kropelkę wytoczył z żył moich.
Idź szukać hełmów, które strzaskać możesz,
Bo moje życie zaklęte i próżno
Sili się na nie z kobiety zrodzony.
Macduff. A więc rozpaczaj o twojem zaklęciu!
Niechaj ci anioł, któremu aż dotąd
Służyłeś, powie, że Macduff przed czasem
Ze swojej matki wydarty był łona.
Macbeth. Przeklęty język, który mi to mówi!
Bo część najlepszą męskości mi wydarł.
Niechaj nikt piekła szalbierstwom nie wierzy,
Co nas dwuznaczną mową oszukuje,
Naszemu uchu dotrzymując słowa,
Naszej nadziei łamiąc je zdradliwie!
Nie chcę się z tobą bić.
Macduff. Więc zdaj się, tchórzu,
I żyj na czasów naszych dziwowisko!
Obraz twój, niby najrzadszej potwory,
Z takim napisem wywiesim na żerdzi:
„Kto chce, tu może zobaczyć tyrana“.
Macbeth. Nie chcę się poddać, by całować ziemię
U stóp młodego zwycięzcy Malcolma,
Być celem obelg i przekleństw motłochu.
Choć do Dunsinane przyszedł las birnamski,
Choć wroga mego nie rodzi kobieta,
Ostatniej jednak doświadczyć chcę próby;
Zasłaniam wierną tarczą moją ciało.
Uderz Macduffie, niech będzie przeklęty,
Który z nas pierwszy zawoła: „stój! dosyć!“
Malcolm. Bodaj bez szwanku wrócili braknący!
Siward. Muszą być straty; z przytomnych wnioskując,
Wielkie zwycięstwo kupiliśmy tanio.
Malcolm. Brak nam Macduffa i twojego syna.
Ross. Panie, żołnierski dług syn twój zapłacił.
Żył tylko, póki nie wyrósł na męża,
A skoro tego swą dowiódł dzielnością,
Jednego w boju nie cofając kroku,
Jak mąż tam umarł.
Siward. Jakto, więc zabity?
Ross. Tak jest i z pola bitwy uniesiony.
Jego zasługą twoich smutków nie mierz,
Boby nie miały końca.
Siward. Z przodu ranny?
Ross. W czoło.
Siward. Więc bożym niech będzie żołnierzem!
Gdybym miał synów tyle, co mam włosów,
Piękniejszej śmierci nie pragnąłbym dla nich.
Niech mu to będzie dzwonem pogrzebowym!
Malcolm. Więcej wart smutku i znajdzie go u mnie.
Siward. Nie więcej, panie; mężnie życie stracił,
Swą długu cząstkę uczciwie zapłacił,
Więc Bóg z nim! — Nowa zbliża się pociecha.
Macduff. Witam cię, królu! boś królem jest naszym.
Patrz na przeklętą głowę samozwańca.
To czas swobody; widzę wkoło ciebie
Twego królestwa perły, które w myśli
Chętnie wtórują memu powitaniu,
Niechże i głośno krzykną ze mną razem:
Witaj nam, królu Szkocyi!
Wszyscy. Witaj królu Szkocyi! (Trąby).
Malcolm. Nie będzie trzeba długiego nam czasu,
Byśmy zasługi obliczyli wasze,
I zapłacili, co jesteśmy dłużni.
Thanowie, odtąd jesteście hrabiami,
Pierwsi uczczeni w Szkocyi tym tytułem.
Co nam prócz tego wypadnie dokonać,
Aby ojczysty szczep znów odzieleniał,
Przywołać naszych wygnanych przyjaciół,
Uciekających przed tyrana sidłem,
Ścigać siepaczy ległego rzeźnika
I jego żony szatańskiej, co własną,
Jak mówią, dłonią śmierć sobie zadała;
I to i wszystko, co będzie potrzeba,
Spełnimy w miejscu i czasie i mierze
Z Bożą pomocą. Dzięki wam, rycerze!
Do Scone was proszę, by tam moje skronie
W monarchów Szkocyi zobaczyć koronie.