Marcin Podrzutek (tłum. Porajski)/Tom II/15
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Marcin Podrzutek |
Podtytuł | czyli Pamiętniki pokojowca |
Wydawca | S. H. Merzbach |
Data wyd. | 1846 |
Druk | Drukarnia S Strąbskiego |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | Seweryn Porajski |
Tytuł orygin. | Martin l'enfant trouvé ou Les mémoires d'un valet de chambre |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tom II Cały tekst |
Indeks stron |
Dzierżawca i dzierżawczyni folwarku Grand-Génevrier, przebudzeni hałasem i tętentem koni, wstali i wkrótce dowiedzieli się o przybyciu hrabiego Duriveau.
Wystawieni na całą okropność wygnania z folwarku, postanowili chwycić się ostatecznego środka. Zalani łzami, błagalnie załamując ręce, oboje z pokorą zbliżyli się ku hrabiemu właśnie w chwili gdy Scypion wystąpił z zuchwałém swojém szyderstwem.
— Panie hrabio... drżącym głosem rzekła dzierżawczyni, na imię boskie! zlituj się nad nami...
— Co to? z wyniosłą niecierpliwością spytał hrabia. — Coście za jedni? i czego chcecie?...
— Jestto Chervin dzierżawca tutejszego folwarku, a ja jego żona, drogi panie. Wszystko nam zabrano... wypędzają nas stąd gdzieśmy czterdzieści lat mieszkali... Pracowaliśmy zawsze z całéj siły, i nigdy żadnéj krzywdy nie wyrządziliśmy nikomu;... jeżeliśmy się opóźnili z opłatą, to nie nasza w tém wina... i wypędzasz nas za to drogi panie, cóż nieszczęśliwi na starość poczniemy?...
— Niestety! prawda, — mówił dzierżawca, który bardziej niż jego żona pomieszany, dotąd mówić nie śmiał, — cóż się z nami stanie, panie hrabio?
Pan Duriveau zrazu pogardliwie słuchał tych pokornych błagań; lecz wspomniawszy nagle iż to zdarzenie nastręcza mu właśnie sposobność, że się tak wyrazimy, wprowadzenia w wykonanie całej swojéj pogardy dla obietnicy jaką niegdyś zaprzysiągł Klaudyuszowi Gérard, rzekł mu:
— Słyszysz, wspaniały dobroczyńco, słyszysz twoich, tak zwanych braci w ludzkości... cieszy mię prawdziwie, że mi to zdarzenie dozwala przekonać cię jak cenię obietnicę którą mi gwałtem wyrwałeś.... i na którą byłby przystał każdy bezbronny, byle tylko umknąć szponom tak dzikiego zwierza. Uważaj bacznie, mości Klaudyuszu Gérard, na wszystko co się stanie. Utrzymujesz, iż nie strzelałeś do mnie, co łatwo udowodnisz; skoro będziesz wolny... obaczymy czy będziesz śmiał spełnić groźbę, któréj dotąd w nadzwyczajnéj dobroci twojéj do skutku nic przywiodłeś.... Ja ci nawet sam dostarczę do tego powodów... wszakże to nie mała z mojéj strony delikatność?
A obróciwszy się do Beaucadeta, hrabia dodał:
— Wachmistrzu, ponieważ po dokonaném oszacowaniu, zajęto ruchomości folwarczne, proszę cię więc, biorąc zresztą na siebie całą odpowiedzialność, abyś natychmiast wygnał dzierżawcę z tego domu i abyś dla zachowania porządku i całości méj własności pozostawił tu jednego z twoich ludzi przynajmniéj do jutra rana, aż nadeślę osobę która obejmie zarząd folwarku.
— O wielki Boże!... niestety!... wypędzać nas.... o téj godzinie... zawołała przerażona dzierżawczyni; a mój mąż tak osłabiony, tak chory... ależ on chyba umrze ze zgryzoty, mój drogi panie.
— Panie hrabio!... przynajmniej przez litość.... racz nam zostawić dni kilka! — błagającym głosem rzekł dzierżawca.
— Ich łóżko... które prawo zostawia wywłaszczonym... wyrzucić natychmiast z folwarku, zimno powiedział hrabia do Beaucadeta.
Gdyby obecność wykradacza, tego żywego wyrzutu, tego mściciela, nie była do najwyższego stopnia rozdrażniła dumy hrabiego, nie byłby on jéj zwalczyć usiłował, nie byłby wystąpił z taką nielitościwą surowością (bo gdyby nawet wydał podobny rozkaz, nigdyby nietowarzyszył jego spełnieniu); ale obawa aby nie uległ przerażeniu, i nieubłagane przeświadczenie że za nim przemawia prawo, dla którego wszystko poświęcał, posunęły pana Duriveau do tego opłakania godnego czynu.
Co powiedział to spełniono.
Skutkiem rozdzierającéj sceny, jaką każdy łatwo Sobie wyobrazi, okrutnie wygnano z folwarku dzierżawcę i jego żonę, wpośród nocy i mimo ich błagań.
Wykradacz i Marcin, niemi i obojętni towarzyszyli téj exekucyi.
Skoro jéj dopełniono, hrabia wyzywającym i pogardliwym tonem rzekł do wykradacza:
— Teraz Klaudyuszu Gérard, jeżeli śmiesz, do widzenia... nie ode mnie zależéć będzie rychłe twoje uwolnienie... jednak... czekam cię nieustraszony.
I wziąwszy się z synem pod ręce odszedł do powozu.
— W chwili gdy wsiadać mieli, Beaucadet rzekł hrabiemu:
— Panie hrabio... przyszła mi myśl wyborna... może Marcin ma spólników w pańskim domu, nim więc dowiedzą się o ujęciu tego łotra, racz pan za powrotem, przejrzéć jego stancyę... i zachowaj u siebie klucz od niéj aż do jutra... Tym sposobem wszystko zastaniemy na miejscu skoro o świcie przybędziemy dla dokonania dalszego śledztwa.
— Masz słuszność, panie Beaucadet, powiedział hrabia; uczynię to jak tylko wrócę do zaniku.
Wsiadł z synem do powozu i szybko oddalił się.
— No, daléj w drogę bydło przeklęte, — wracając do więźni, zawołał Beaucadet.
— I cóż! Marcinie, zwolna rzekł wykradacz, masz jeszcze nadzieję?.. a twoje złudzenia?... biédna szlachetna duszo! biedny marzycielu!
Marcin nie odpowiedział... przytłoczony zwiesił głowę.
W kilka chwil późniéj, więźniowie i żandarmi wyruszyli z folwarku Grand-Génevier.
Chervin i jego żona, zalani łzami, przejęci zimném, siedzieli na słomie wyrzuconéj z ich łóżka, nad brzegiem stawu, o kilka kroków od folwarcznych zabudowań.
Biédna, poczciwa Robin, płakała u stóp swego państwa i jak mogła najlepiéj ich pocieszała.