[181]
Maskowanie reflektorów
Sosno zielona, w igły odziana,
Łzami żywicy rzewnie spłakana!
Twój pień podcinam siekierą jasną,
Strącone szyszki padając gasną.
Olcho, kapiąca od światłocieni!
Odzieram z ciebie szatę zieleni.
Wilkiem grasuję w twej bujnej krasie,
Lecą gałęzie i gniazda ptasie.
Po to, o sosno, ciebie zrąbałem.
Aby otoczyć zielonym wałem
Nasze pojazdy, lśniące jak ogień,
Z pancernymi czołem, z promiennym rogiem.
Na to ja, olcho, ciebie pustoszę,
Aby zarzucić liściaste klosze
Na skórę powiek, na lekki statyw.
Na lakier luster i reostatów.
Gdy z nor smrodliwych na żer wypłyną
Ptaki, tuczone ludzką padliną,
Gdy cień zakrąży na podobłoczu
I łyskać będą lunety oczu —
A niech łyskają, niech łypią krwawe!
Pod gęstwą liści, igieł kurzawą,
[182]
O pień oparte, zrośnięte z ziemią,
Maszyny, ludzie, cichutko drzemią,
Zmęczeni bojem, zmierzchowi wierni,
Nie słyszą grzmotu smukłych bateryj,
Którymi dymi góra daleka,
Więc jawa im się w sen przyobleka,
I widzą pogoń złotych wybuchów,
I gonią wicher ostrych okruchów...
Szakalu niebios, w ucieczce skorej
Padaj na ziemię, padaj — i zgorej!
A kiedy góra w mrok się zanurzy,
I będzie wieczór i posmak burzy,
Sosno i olcho, spod twoich liści
Wyjdziemy, od snów dziennych świetliści,
I wytoczymy lustrzane smoki
Na step szeroki, w okop głęboki,
Lędziemy blaskiem bruździć obłoki
I pętać wroga nadchmume kroki...
To miecz świetlisty nad znojnym światem!
To bój promienia z nocnym piratem!
Tak gwiazda chmurę czarną roztrąca,
Tak noc uchodzi przed ogniem słońca.
Armia Czerwona, lipiec 1941 r.