[292]V.
Miłość Matczyna.
Byłeś malutkiém jeszcze dziecięciem,
Bez żądzy czynów, bez woli własnéj,
Z nie rozwiniętém myśli pojęciem,
A już dzień życia błysnął ci jasny.
Nad twą kolébką opieka błoga,
Tuliła płacze, suszyła łezki,
I wymodlała przyszłość u Boga,
I w szlak cię z sobą wiodła niebieski;
Potęgą świętych uczuć promienna,
Krok w krok za śladem chodziła syna,
Zawsze urocza, wielka, niezmienna,
Miłość Matczyna.
A kiedyś z dziecka wyrósł młodzieńcem,
Złudne marzenia jak wonne kwiaty,
Oplotły skroń twą ułudy wieńcem,
Zmieniając cienie w barwne pryzmaty;
Życiowa prawda w blasku omamień,
Znikła wśród czaru przed okiem twojém,
I nie dostrzegłeś, że ostry kamień
Rzeczywistości, tkwi pod róż zwojem.
Wtedy jak Anioł Stróż dobroczynny,
Stała poważna przy boku syna,
Wskazując drogę cnoty rodzinnéj,
Miłość Matczyna.
[293]
Stałeś się mężem. Torem utartym,
Przez dzieje przodków, z domowych progów
Wyszedłszy, silnym okryłeś hartem
Chrześcijańskiéj cnoty prąd złych nałogów,
Lecz walka z życiem, walka wiekowa
Zrodziła zawód, zwątpienia hasło:
W ustach twych święte zamarły słowa,
W sercach zarzewie nadziei zgasło,
I ległbyś własném struty cierpieniem,
Gdyby słabnącą moc swego syna
Nie umocniła uczucia tchnieniem,
Miłość Matczyna.
Minęła pora szału, uniesień,
Minął wiek walki z żywotném tętnem,
Nastała smutna, ponura jesień,
Znacząc twarz twoją starości piętnem;
Wszystko pod zimną legło mogiłą,
Zakryte krepą tęsknoty czarną,
Marzenie w cichy jęk się zmieniło,
Huczny gwar świata w ciszę cmentarną;
Matka już w grobów wstąpiła cienie,
Tylko została w pamięci syna,
Jak o jedyne szczęścia wspomnienie,
Miłość Matczyna.