Miłość Sulamity/Rozdział III
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Miłość Sulamity |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1911 |
Druk | W. Poturalski |
Miejsce wyd. | Kraków, Warszawa |
Tłumacz | Edmund Jezierski |
Tytuł orygin. | Суламифь |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
— „Nie prosiłeś długiego życia dla siebie, nie prosiłeś bogactw, nie prosiłeś dusz swych nieprzyjaciół, ale prosiłeś o mądrość, to czynię według słów twoich. Oto daję ci serce tak rozumne i mądre, że podobnego twemu nie było dawniej i nie powstanie po tobie“.
Tak rzekł do Salomona Jehowa i wskutek tych słów jego, zgłębił król stworzenie świata i tajemnice żywiołów, pojął początek, środek i kres czasów, wniknął w tajemnicę wiecznej falistości i wiecznego powrotu zdarzeń, od astronomów Biblosa, Akry, Sargonu, Borsippy oraz Niwy nauczył się śledzić nad zmianami w układzie gwiazd oraz słońca.
Poznał rówmież cechy zwierząt i odgadywał ich uczucia, rozumiał pochodzenie i kierunek wiatrów, rozmaite własności roślin i siłę leczniczych traw.
I w sercu ludzkiem umiał czytać Salomon. Pomysły w sercu ludzkiem — to głębia wód, ale i ją umiał wyczerpywać król mądry. Ze słów, z głosu, z oczu, z ruchów rąk tak samo jasno odczytywał najbardziej skryte tajemnice dusz, jak się czyta litery z księgi otwartej. I dlatego też ze wszystkich krańców ziemi palestyńskiej przybywało doń mnóstwo ludzi, prosząc o sąd, o radę, o pomoc, o rozstrzygnięcie sporu, jak również o rozwiązanie niejasnych przeczuć i snów. I dziwili się ludzie głębi i subtelności odpowiedzi króla Salomona.
Trzy tysiące przypowieści ułożył Salomon i tysiąc i pięć pieśni. Dyktował je dwom wyćwiczonym i biegłym w piśmie: Elichoferowi i Achiaszowi, synom Sywy, a potem zestawiał napisane przez obydwóch. Zawsze nadawał swym myślom wykwintną formę, albowiem „do złotego jabłka w puharze z przejrzystego sardoniksu podobne jest każde słowo wypowiedziane trafnie i do rzeczy“ i dlatego, że „słowa mędrców ostre są jak igły, mocne jako wbite gwoździe, a układacze ich wszyscy z pod jednego Pasterza“.
„Słowo jest to iskra w drgnieniu serca“. Tak mawiał król. I była mądrość Salomona wyższą od mądrości wszystkich synów Wschodu i całej mądrości Egipcyan. Mędrszym był od Emana, i od Chilkoli, i od Dodry i od Ethana, synów Machola, i od Ethana (Ezrachjela).
Ale już poczynało go nużyć piękno pospolitej mądrości ludzkiej i nie miało już ono w jego oczach tej ceny co przedtem.
Niespokojnym i dociekającym umysłem tęsknił do najwyższej mądrości, którą miał Pan na swej drodze przed wszystkiemi swemi tworami, w przedwieczu, na początku przed powstaniem ziemi, do tej mądrości, która mu była wielką mistrzynią, kiedy poraz pierwszy zakreślał kręgi świata. I nie znajdował jej Salomon...
Z głębił król wiedzę magów chaldejskich i niniwskich, naukę astrologów z Abydos, Sais i Memfisu, tajemnice czarnoksiężników, mistagogów, i epoptów asyryjskich, przepowiadaczy Baktryi i Persepolis i przekonał się, że ich wiedza była tylko wiedzą ludzką!
Szukał król także mądrości w czarodziejstwie starożytnych wierzeń pogańskich i w tym celu zwiedzał świątynie pogańskie i składał ofiary bogom: wszechpotężnemu Baal-Libananowi, którego czczono pod imieniem Melkarta, boga stwórcy i burzyciela, patrona marynarzy w Tyrze i Sydonie zwanego Ammonem w oazie Siwe, gdzie bałwan jego kiwał głową, wskazując kierunek drogi praojcom, Belem i Chaldejczyków, Molochem u Chananejczyków; składał hołd także żonie jego, groźnej, a lubieżnej Astarte, noszącej w innych świątyniach imiona: Isztar, Isaar, Waaltis, Aszera, Istar Belit i Atargatis. Lał olej wonny i palił kadzidła Izydzie i Ozyrysowi egipskim, bratu i siostrze, złączonym ślubem we wnętrzu matki; Derketowi, rybiepodobnej bogini tyrskiej; Annibusowi z psią głową, bóstwu sztuki balsamowania, i babilońskiemu Oannowi i Dagonowi filistyńskiemu, i Awdenago assyryjskiemu, i Utsabowi, bałwanowi niniwskiemu, patronowi Babilonu, Bogu planety Juppiter i chaldejskiemu Ozowi, bóstwu wiecznego ognia i tajemniczej Omordzie, pramacierzy bogów, którą Bel rozsiekł na dwie części i utworzył z nich niebo i ludzi; i składał jeszcze król hołdy bogini Atanais, ku czci której dziewice Fenicyi Sidy, Armenii i Persyi oddawały swe ciało przechodniom niby ofiarę świętą.
Ale niczego nie znalazł król w obrządkach pogańskich, prócz pijaństwa, nocnych orgii, wyuzdania i plugawych skłonności, przeciwnych naturze przesądów i fałszu. Lecz żadnemu z poddanych nie zabraniał składania ofiar bóstwu umiłowanemu, i nawet sam wybudował na górze Oliwnej świątynię Chamosowi, ohydzie moawitańskiej, na prośbę przepięknej, marzycielskiej Eilan, moawitki, która była natenczas umiłowaną przez króla.
Jednego tylko nie znosił Salomon i karał to śmiercią: przynoszenia na ofiarę dzieci.
I oto ujrzał król w dociekaniach swoich, że los synów człowieczych i los zwierząt jest jednaki: taksamo te umierają jak i tamci, i jest jeden oddech u wszystkich, i niema człek przewagi nad bydlęciem, i pojął król, że we wielkiej mądrości tkwi wiele smutku, i że kto pomnaża — mądrość pomnaża smutek. Pojął to także, że podczas śmiechu niekiedy serce boli, i że kresem radości nieraz bywa smutek.
I razu pewnego nad ranem poraź pierwszy podyktował Elichoferowi i Achiaszowi te słowa: — „Wszystko marność nad marnościami i utrapienie ducha — tak mówił Eklezyasta“. Ale wtedy nie wiedział jeszcze król, że wkrótce zeszłe mu Jahwe miłość tak płomienną i czułą tak oddaną a piękną, że sama jedna starczy za skarby, sławę i mądrość, która droższa jest niźli życie, ponieważ nawet życia nie ceni i nie lęka się śmierci.