<<< Dane tekstu >>>
Autor Eugène Sue
Tytuł Milijonery
Wydawca S. Orgelbrand
Data wyd. 1852
Druk S. Orgelbrand
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz Oskar Stanisławski
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 


ROZDZIAŁ II.

Testament ojca Ludwika, pisany może na dwa miesiące pierwéj, zawierał co następuje:
„Mój synu najukochańszy, kiedy wyrazy te czytać będziesz, mnie nie będzie już na świecie.
„Sądziłeś zawsze że byłem biédny, tymczasem zostawiam ci wielki majątek, zebrany przez moje skąpstwo.
„Byłem skąpym, nie przeczę temu; owszem chlubię się z tego i szczycę.
„Dla czego, zaraz ci powiém.
„Do czasu twego przyjścia na świat, które pozbawiło mnie twéj matki, nie będąc rozrzutnym, mało troszczyłem się o powiększenie własnego mienia i posagu, którymi żona moja wniosła; lecz kiedy niebo obdarzyło mnie synem, to uczucie przezorności, które staje się świętym obowiązkiem, kiedy kto ojcem zostanie, nieznacznie zamieniło się we mnie w rządność, oszczędność, nareszcie w skąpstwo.
„Zresztą, jeżelim sam odmawiał sobie wielu rzeczy, tobie na niczém nie zbywało wiatach twoich dziecinnych. Z urodzenia zdrów i silny, przy męzkiém wychowaniu jakie odebrałeś, wzrastałeś widocznie w najpiękniejsze przymioty ciała i duszy.
„Gdy doszedłeś wieku, w którym naukę korzystnie rozpocząć już mogłeś, umieściłem cię w jednéj z tych szkół otwartych dla ludzi ubogich; najprzód, że i to było dla mnie oszczędnością (drobnych oszczędności nie rozumiem) powtóre, że chciałem abyś w takiem wychowaniu przywykł do życia skromnego, pracowitego. Skutek przewyższył moje nadzieje. Wychowany z dziećmi ubogiemi, zamiast cobyś miał być wychowanym z dziećmi bogatemi lub dostatniemi, nie nabrałeś żadnego z tych upodobań zwodniczych, zbytkowych, żadnéj z tych gorzkich zawiści, żadnéj z tych próżnych zazdrości, które zamsze prawie fatalnie wpływają na przeznaczenie nasze.
„Tym sposobem oszczędziłem ci wiele przykrości, które jakkolwiek dziecinne, zawsze przecież bardzo są dotkliwe.
„Nie miałeś sposobności porównywać swego położenia z położeniem ludzi bogatszych od siebie.
„Nie doświadczyłeś nigdy tego zazdrosnego żalu słysząc tego ze swoich towarzyszów, mówiącego o przepychach pałacu swego ojca, tamtego wysławiającego starożytną szlachetność swéj rodziny, innego nareszcie obliczającego bogactwa, których z czasem używać będzie.
„Mniemają powszechnie, że ponieważ dzieci rozmaitych stanów, noszą jednakowy ubiór, jedzą przy jednym stole i jednych nauk słuchają, przeto istnieje pomiędzy niemi uczucie równości.
„Gruby to błąd.
„Nierówność towarzyską, dzieci tak dobrze rozumieją jak i ludzie dojrzali.
„Prawie zawsze syn bogatego obywatela lub wielkiego pana, okazuje w dziesiątym roku tę pychę, z jaką w piętnaście lat późniéj postępować będzie.
„Czy dzieci są małymi ludźmi, czy ludzie są wielkiemi dziećmi, mniejsza o to: każdy wiek ma odmienne wyobrażenie o swojém położeniu.
„Co do ciebie, wychowany pośród dzieci ludu, słyszałeś je wszystkie mówiące o ciężkich pracach ich ojców i matek; dla tego téż niezbędna potrzeba pracy wyryła się od najmłodszego wieku w duszy twojéj.
„Inni z twoich współuczniów opowiadali niedostatek, nędzę swéj rodziny: tym sposobem oswoiłeś się z myślą własnego ubóstwa.
„Nakoniec, widziałeś wielką liczbę tych dzieci obdarzonych rezygnacyją i odwagą (rezygnacyja i odwaga są to dwie największe cnoty ludzi), to téż nigdy mój drogi synu, nie zbywało ci ani na rezygnacyi, ani na odwadze.
„W piętnastym roku twego życia pomieściłem cię w jednéj ze szkół wyższych gdzie dokończyłeś swéj edukacyi, pierwiastkowe twoje wychowanie już wydało swoje owoce, bo jakkolwiek w tym nowym zakładzie, wielu twoich towarzyszów należało do arystokracyi z urodzenia lub z majątku, jednakże zetknięcie się z niemi, nie zmieniło bynajmniéj twoich szacownych przymiotów, i nigdy nie uczułeś żadnéj zazdrości.
„W siedmnnstym roku wszedłeś do kancellaryi notaryjusza, mego przyjaciela, który sam jeden posiada tajemnicę i zarząd mego majątku; aż do chwili, w któréj te wyrazy piszę, człowiek ten nie zdradził ani razu mego zaufania; skromny zawód jaki cię w życiu twojém miał czekać, nie obudzał w tobie żadnego wstrętu; przyjaźń twego pryncypała dla mnie była mi rękojmią jego względem ciebie troskliwości; on to podał ci naukę prawa publicznego, i dzięki jego baczności, dzięki pracy jaką ci stopniowo powierzał, nabyłeś przy nim najzupełniejszéj znajomości biegu interessów, a tak skutkiem méj przezorności, będziesz umiał sam zręcznie i korzystnie kierować znakomitym majątkiem jaki dla ciebie zebrałem.
„Sumienie moje nic mi nie wyrzuca, a jednak, przyznaję ci się, że niekiedy lękałem się, ażebyś méj pamięci nie uczynił téj wymówki:
„Wtedy kiedyś ty skarby zbierał, mój ojcze, „nie ulitowawszy się nademną pozwoliłeś mi ciężki znosić niedostatek.
„Lecz głębsze zastanowienie zawsze rugowało tę obawę z mego serca; przypomniałem sobie, mój drogi synu, ileś ty mi razy mówił, że położenie twoje chociaż ubogie, zadowalniało cię zupełnie, i że jeżeli pragnąłeś jakiego polepszenia losu to tylko dla mnie samego.
„Rzeczywiście, twój zawsze dobry humor, twoja słodycz, jednostajność twego charakteru, twoja wesołość naturalna, przywiązanie twoje do mnie, ciągle były mi dowodem, że z losu swego byłeś zadowolony; zresztą, wszakże ja sam los twój posiadałem. To co z méj strony zarabiałem, jako pisarz publiczny, łącznie z twoją oszczędnością wystarczało na nasze utrzymanie i nie potrzebowałem dochodów moich wcale naruszać. Tak ciągle obracane w kapitał, obfite wydały ono owoce w ręku mego rozsądnego depozytaryjusza; trwa to już od lat blisko dwudziestu.
„Dla tego téż dzisiaj, w dniu w którym testament ten piszę, majątek który ci zostawiam, wynosi około pół trzecia milijona franków.
„Nie wiém ile lat żyć jeszcze będę; ale niechaj tylko jeszcze dziesięć lat pożyję, dosignęę wtedy średniego życia ludzkiego; ty będziesz miał trzydzieści pięć lat, a ja zbiorę ci cztéry do pięciu milijonów, ponieważ kapitał taki podwaja się w ciągu lat dziesięciu.
„Tak więc, według wszelkiego prawdopodobieństwa (chyba gdyby mnie jaki niespodziany cios miał dotknąć), wejdziesz w posiadłość tego wielkiego mienia z dojściem do zupełnéj dojrzałości; twoje skromne, umiarkowane i pracowite nawyknienia od lat dziecinnych będą ci drugą naturą. Znajomość biegu interessów rozwinie się jeszcze w tobie przez praktykę. Dodawszy do tych wszystkich korzyści prawość twéj duszy, czerstwe zdrowie, którego przedwczesne zbytki nie nadwątliły, sam powiedz mój synu, czy się nie znajdujesz w najlepszém jakie tylko być może położeniu dla objęcia majątku jaki ci zebrałem, i dla używania go według twego upodobania, które, ile przeczuwam, nigdy nie zboczy z drogi szlachetności.
„Pomyślisz sobie może, dlaczego ja się ograniczałem na kapitalizowaniu moich funduszów, nie próbując żadnéj większéj operacyi finansowéj, i pozbawiając się wszelkich wygód i wystawności do jakich mnie taki majątek usprawiedliwiał?
„Dla czego? Wytłómaczę się z tego, mój synu kochany.
„Moje skąpstwo miało wprawdzie początek swój w uczuciu rodzicielskiéj przezorności. Lecz skąpstwo to przybrało nareszcie wszystkie cechy téj gwałtownéj namiętności.
„Ztąd, mogłem i mogę jeszcze obejść się bez wszystkiego, ażeby tylko skarby gromadzić na skarby, ponieważ mówię sobie z uczuciem prawdziwego szczęścia, że to dla ciebie zbieram, że ty po mnie dziedziczyć będziesz. Ale, za mego życia pozbawić się mojego mienia w jakim bądź celu, albo narazić się na jego utratę w operacyjach finansowych? Niepodobna, nie, niepodobna! Byłoby to téż samo co wydrzeć mi wnętrzności; bo wiész ty dla czego to my skąpcy, posiadanie naszych skarbów uważamy, za drugie życie dla nas? Oto dla tego, że nie wydając, nie narażając jednego szeląga, oddajemy się w imaginacyi największym spekulacyjom i najwystawniejszym przepychom. I nie jest to próżném tylko marzeniem. Nie, nie, albowiem przy skarbach naszych, wszystko to mogłoby zostać rzeczywistością jutro, dzisiaj, natychmiast. Jakże więc chciałbyś wymagać, ażeby skąpiec miał odwagę lub wolę pozbyć się takiego talizmanu? Jakto! dla jednego projektu, dla jednego urzeczywistnionego marzenia, mianoby poświęcić tysiąc innych projektów, tysiąc innych marzeń mogących być bezzwłocznie wykonanemi, zwłaszcza kiedy sobie powiemy: — Cóż ja robię złego? Komuż wyrządzam krzywdę? Czyliż mój syn nie był aż dotąd zadowolony ze swego losu? Czyliżby on nie był dumą każdego najdumniejszego ojca ze swych dzieci?Zresztą, czyliż ja to nie dla niego, nie dla niego wyłącznie gromadzę moje skarby?
„A potém, gdybym też inaczéj postępował, zobaczmy, cóżby ztąd dobrego wynikło dla mego syna i dla mnie?
„Gdybym był rozrzutnym, to moja rozrzutność zgotowałaby nędzę dla mego biédnego „kochanego dziecka.
„Gdybym się zaś ograniczył na rozsądném „wydawaniu mego dochodu?
„W takim razie zamiast oddawać się pracy, bylibyśmy prowadzili życie bezczynne; zamiast żyć ubogo, bylibyśmy używali niektórych przyjemności fizycznych, niektórych próżnych zadowoleń. Słowem bylibyśmy żyli jak wielu dostatnich mieszczan naszego stanu.
„I cóżbyśmy na tém byli zyskali?
„Bylibyśmy się stali lepszymi? Nie wiém. Lecz po mojéj śmierci byłbym ci tylko zostawił mierny dochód, nie wystarczający bynajmniéj na urzeczywistnienie jakiego rozległego i szlachetnego przedsięwzięcia.
„Jeszcze tylko jedno słowo powiem mój synu kochany, jako odpowiedź na zarzut, którybyś mógł z czasem pamięci mojéj uczynić.
„Wierzaj mi, że jeżelim cię nie uprzedził o mojém bogactwie, to nie uczyniłem tego bynajmniéj przez obłudę albo brak zaufania w tobie.
„Posłuchaj, jakie były moje powody:
„Nie wiedząc o naszym skarbie, z łatwością znosiłeś ubóstwo; przeciwnie zaś, wiedząc o naszym majątku, byłbyś może bez szemrania poddał się temu ubogiemu położeniu, na jakie cię skazywałem, ale w duszy byłbyś mnie obwiniał o dziwaczny egoizm, o okrucieństwo. Kto wie, nareszcie czy świadomość tego przyszłego bogactwa, nie byłaby nieznacznie, skaziła twoich najpiękniejszych przymiotów?
„To jeszcze nie wszystko, i wybacz mi, synu kochany, tę szaloną obawę, tę niespokojność tak ubliżającą twemu szlachetnemu sercu; dla cieszenia się słodyczą twego synowskiego przywiązania w tém wszystkiém co jego bezinteressowność miała w sobie najczystszego, najrzeczywistszego, najświętszego, nie chciałem za mego życia obudzać w tobie widoków na przyszłą tak wielką sukcessyję.
HNareszcie ostatni powód, i ze wszystkich może najważniejszy, skłonił mnie do utajenia przed tobą naszych skarbów... ja ciebie tak kocham... że niepodobieństwemby mi było widziéć cię znoszącego najmniejszy niedostatek, gdybyś był wiedział, że odemnie tylko zależało uczynić ci życie wygodniejszym i przyjemniejszém.
„Mimo pozornéj sprzeczności jaka zdaje się zachodzić pomiędzy tém uczuciem a mojém postępowaniem względem ciebie, synu kochany, mam nadzieję, że ty pojmujesz myśl moją.
„A teraz, kiedy myślą staję w obliczu śmierci, która mnie spotkać może jutro, dziś, teraz... oznajmiam ci w téj stanowczéj, uroczystéj chwili, że z głębi mego serca i duszy, błogosławię cię moje dziécię kochane, ciebie, z którego tylko szczęście i pociechę miałem przez całe życie moje.
„Bądź więc błogosławiony Ludwiku, najlepszy, najdroższy synu mój, bądź szczęśliwym jakeś sobie na to zasłużył, a moje ostatnie pragnienie będzie spełnione.

„Twój ojciec, A. Richard.

„Pisano w dwóch egzemplarzach, w Paryżu 25 lutego 18**“
Ludwik wzruszony głęboko odczytaniem tego szczególnego testamentu, długo nad nim płakał, zastanawiając się nad dziwactwem swego ojca.
Dzień zbliżał się ku schyłkowi, gdy młody dziedzic usłyszał prędkie i dosyć mocne pukanie do swego mieszkania, razem ze znanym mu dobrze głosem Florestana de Saint-Herem.





Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Eugène Sue i tłumacza: Oskar Stanisławski.