Misteryum (Oppman)
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Misteryum |
Pochodzenie | Poezye |
Redaktor | Franciszek Juliusz Granowski |
Wydawca | Franciszek Juliusz Granowski |
Data wyd. | 1903 |
Druk | A. T. Jezierski |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | Skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Misteryum.
I.
PROLOG.
Nędzny, wielmożny,
Bacz, gdyś pobożny,
Z żałobą,
Jak żałośliwa
Rzecz się rozgrywa
Przed tobą!
Owo Pan świata
Pod ręką kata
Wnet zginie!
Władnący w niebie
Żywot za ciebie
Da ninie!
Na męki srogie,
Obelgi mnogie,
Rad dąży!
On — Duch słoneczny!
Światłości wiecznej
Chorąży!
Już owa czasza,
Zdradą Judasza
Przelana!
Z mieczem i dzidą
Siepacze idą
Po Pana!
Baranek biały,
W krwi świętej cały,
Na krzyżu!
Gwiazda zaranna,
Przeczysta Panna
W pobliżu!
Tłuszcza plugawa
Żółć z octem dawa,
Miast wody,
Temu, co zbawił
I błogostawił
Narody!
Nędzny, wielmożny,
Bacz, gdyś pobożny,
Lej ślozy!
Oto się wszczyna
Męki godzina
I grozy!
W OGRÓJCU.
Jezus w zielonym
Ogrójcu onym
Z uczniami,
Jął trwożyć sobą,
Z wielką żałobą
I łzami!
Wnętrzna mu skarga
Wskroś serce targa
Na ćwierci!
I rzekł z tęsknotą:
„Smutny-m jest oto
Do śmierci!”
I uczniom powie:
„Czyńcie, uczniowie,
Modlitwy!
Bym zaś był gotów
Do ostrych grotów
I bitwy!”
I szedł samotny
(A wiatr przelotny
Zadźwięczał!)
I trwał w zadumie
(A w liści szumie
Płacz jęczał!)
Tedy rzekł: „Panie!
Niechaj się stanie,
Jak każesz!
Wżdyć może, Panie,
Swe zmiłowanie
Okażesz!”
I jeszcze: „Ojcze!
Oddal zabójcze
Narzędzie!
Wszakoż nie Moja,
Lecz wola Twoja
Niech będzie!”
A uczniom: „Tedy
Idą czeredy
W pobliżu!
I wydan będę
I życia zbędę
Na krzyżu.”
POJMANIE.
A Judasz ony,
Zaprzepaszczony,
Szedł k’Niemu
I, mówiąc: „Panie!”
Pocałowanie
Dał Jemu.
A wonczas tłuszcza
Wrzaski rozpuszcza
I krzyki,
Aż pójdą echa:
Zdjęła uciecha
Grzeszniki!
„Ty-żeś?” „Jam!” rzecze,
Opadły miecze
I dłonie.
„Tyś?” „Jam!” powtórzy,
A Piotr się burzy
Na stronie!
Aż dobył broni,
Pana osłoni
Szablicą!
Ciął: Malchusowi
Ucho sponsowi
I lico!
Wżdy Chrystus owo
Pojrzy surowo
I powié:
„Poniechaj tego!”
I obciętego
Uzdrowi.
A rocie: „Weźcie,
Którzy jesteście
Przede mną!
Jest bowiem pora
Duchów wieczora
I ciemno!”
Ze strachem w oku
Od Jego boku
Mkną ucznie,
A On w ohydzie
Wśród czerni idzie
Lżon hucznie!
PAN JEZUS NA ŚMIERĆ WIEDZIONY.
Idzie Pan świata
Na śmierć od kata
Sądzony!
W szacie z czerwieni,
W gradzie kamieni
Wiedziony!
Cierni korona,
Krwią obroczona,
Migota;
W słońcu się pali,
Jakby z korali
I złota!
Krzyż barkom ciąży,
A Jezus dąży
Z ochotą:
Wżdy chyląc czoła,
Patrzy dokoła
Z tęsknotą.
Jęczą na mieście
Skargi niewieście,
Lamenty:
„Niewinnie ginie
W strasznej godzinie
Mąż święty!”
A On: „Daremno
Płakać nade mną
Z żałobą!
Nic po rozpaczy!
Zapłaczcie raczej
Nad sobą!”
Golgocka góra
Stoi ponura
Za mgłami;
Na niej trzy krzyże
Toną w szafirze
Szczytami!
Na Męczennika
Plwa ciżba dzika,
Zajadła!
I owo z żalu
Twarz w krwi koralu
Pobladła!
ZGON.
Z lewa i z prawa
Żywot oddawa
Łotr sprosny,
A między niemi
Zbawiciel ziemi
Żałosny.
Bok Mu przebili,
Żółcią poili
Siepacze!
Pod krzyżem Macierz
Odmawia pacierz
I płacze!
Wobec zbawionych
Błogosławionych
Trwa męka!
Ziemia nieczuła
Litość poczuła:
Drży!... pęka!...
Słońce ponuro
Zgasło za chmurą
Z żałości!
I tłumy zbladły,
Gdy na nie spadły
Ciemności!
A On z wysoka
Ze łzą u oka
Spoziera,
Twarz zaszła cieniem —
I z przebaczeniem
Umiera!
Godzino sroga!
Świat zabił Boga-
Człowieka!
W niezmiernej cenie
Duszne zbawienie
Ucieka!
Wżdy czekaj cudu
I ucisz, ludu,
Płakanie!
Ciemność przeleci,
Słońce zaświeci,
On — wstanie!