Moja Warszawa (Oppman)/Bielany

<<< Dane tekstu >>>
Autor Artur Oppman
Tytuł Moja Warszawa
Podtytuł Obrazki z niedawnych lat
Wydawca „Księgarnia Polska“ Tow. Polskiej Macierzy Szkolnej.
Data wyd. 1929
Druk J. Rajski
Miejsce wyd. Warszawa
Źródło Skany na commons
Inne Cały tekst
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron

BIELANY.

Kwiaty białe i czerwone,
Jak barwiste łątki,
Wabia ludzi uśmiechnione
Na Zielone Świątki.

Wszystkie domy umajono:
Lśnią tatarskiem zielem, —
A Warszawian oczy płoną
Słońcem i weselem.


Najczarowniejsze święto doroczne, poświęcone wiośnie odradzającej świat, kipiące zabawą, ogarniającą wszystkie sfery i stany. Od dawnych, dawnych lat Zielone Świątki złączone były nierozdzielnie z obowiązującą całą Warszawę wycieczką na Bielany, do starego klasztoru Kamedułów, gdzie w lasku Bielańskim od czasów Stanisława Augusta w oba te dni radosne rozbrzmiewała okolica gwarem i śmiechem, muzyką i śpiewami.
Król wybierał się zazwyczaj z całym dworem, a za królem ciągnęli magnaci, senatorowie i posłowie w szykownych danglowskich pojazdach, patrycjat i mieszczaństwo warszawskie, niewiele ustępujące, a może i przewyższające szlachtę bogactwem i strojami, a wreszcie wyświąteczniony kolorowo skromny ludek stołeczny z przedmieść i zaułków Warszawy.

Tłum poddańczy z ukłonami
Cofa się na strony:
Jedzie dwornie król z damami
Gwardją otoczony.

A pięknotkom, jak kwiat świeży,
Jak Cyd romantyczny,
Asystuje wódz młodzieży,
Książę Pepi śliczny.


W bohaterskiej epoce Księstwa Warszawskiego, rozbrzmiewającej dźwiękiem trąb bojowych, szczękiem szabel, gromami armat i łopotem do tryumfu wiodących sztandarów, Bielany straciły nieco na popularności; odwiedzała je w Zielone Świątki uboższa, mocniej trzymająca się obyczaju ludność Warszawy, przyciśnięta podatkami i kwaterunkiem, a więc tem chętniej szukająca rozrywki i chwilowego chociażby zapomnienia o ciężkich warunkach życia. „Kongresówka“ odnowiła tradycje bielańskie, znów zaczął je odwiedzać w Zielone Świątki wielki świat warszawski, wśród którego prym trzymali wymusztrowani i opięci, barwni oficerowie świetnego wojska polskiego, z pułków konstytujących w stolicy: grenadjerzy gwardji, artylerzyści konni, piechota linjowa i strzelcy piesi.
Nawet wielki książę Konstanty z księżną Łowicką bywali na Bielanach; jeździł tam również ze swą wiecznie rozromansowaną małżonką namiestnik, nielubiany i niepopularny książę Zajączek.

Z źrenicami, które rażą,
Jakby ciosy knuta,
Gna Konstanty z mopsią twarzą,
A za nim Kuruta.

A wśród grona oficerów,
Z Chłopickim na przedzie,
Śniąc o sławie bohaterów,
Łukasiński jedzie.


A potem przyszły lata szare, smutne i przygnębiające. A jednak Bielany nie przestały być nigdy miejscem przyciągającem wszystkich w dni Zielonych Świątek. Sztajnkielerkami i wagnerkami, powozami i bryczkami, ekstrapocztą, łódkami i statkami, konno i pieszo sunęły tłumy na wybrzeże wiślane tańczyć na trawie, grać w „zielone“, ucztować, jeździć na karuzeli, wznosić się na huśtawkach „nad poziomy“ i zakupywać, oprócz innych smakołyków, słynne bielańskie pfeferkucheny.

Kurz się wokół wzbija srogi,
Upał, niech Bóg broni!

Ale same skaczą nogi
Przy dźwiękach harmonji!

Na wiślane leci fale
Zapał rozhukany
I odgrzmiały echem dale:
„Niech żyją Bielany!“






Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronie autora: Artur Oppman.