[409]LXXVIII.
Mrówki.
Skończywszy dziennych nauk ćwiczenie,
Z nauczycielem szedł Witold młody
Przez złote niwy i łąk zielenie
Do boru zbiérać jagody.
Gdy już stanęli w pośrodku lasu,
Witold ze śmiéchem krzyknie wesołym:
„Nie trzeba próżno nam tracie czasu,
Weźmy do dzieła się społem.“
Pobieży naprzód krętą drożyną:
„Ah! ileż jagód i to tak blizko!“
Lecz zfrasowaną przystanie miną,
Gdyż stąpił nogą w mrowisko.
Wstąpił, a zaraz z iglastéj kupy
Sypią się roje czerniawéj rzeszy:
Ta towarzyszek podnosi trupy,
Ta znowu rannym z pomocą spieszy;
Inne pod ciężkiém gną się brzemieniem,
Chcąc rumowisko dźwignąć kryjówek,
Wszędzie wrze praca, i z ożywieniem
Wszędzie widnieje trud mrówek.
[410]
A Witold stoi, patrzy zdumiony,
I pyta co to się znaczy,
Czemu biegają mrówki w wsze strony,
Miasto ledz w czarnéj rozpaczy?
Czemu? bo owa mrówek gromada,
Los swego bytu w wspólnéj ma pieczy,
A wytrwałością instynkt owada,
Przewyższa rozum człowieczy.
Ileż to ludzi bywa na świecie,
Silnych wśród jasnych szczęścia promieni,
Lecz którzy gdy ich ciężar trosk zgniecie,
Padają trudem rażeni.
Iluż to dziatkom pełnym nadziei,
Co się wciąż uczą pilnie, przykładnie,
Przy pierwszéj zmianie losów kolei,
Ręce opadną bezwładnie.
Więc wy, dla których przeciwność lada
Kruszy hart ducha, stępia moc woli,
Patrzcie, jak wątłych mrówek gromada,
Podwaja siły w niedoli;
A jeźli czcza was pycha nie łudzi,
Czerpcie w téj sile źródło przykładów,
Bo wstyd, by mniejszą była moc ludzi,
Od mocy drobnych owadów.