[410]LXXIX.
Łza.
Powiedzcie szczerze, o moi mili,
Czyż jest na świecie choć jeden człowiek,
Któryby w pierwszéj żywota chwili,
Łzawym strumieniem nie rosił powiek?
[411]
Rankiem, wieczorem, nocą i we dnie,
Brzmi bezprzestannie płacz niemowlęcia,
Lecz owe łezki płyną bezwiednie,
Z ciemnoty myśli, braku pojęcia;
Płyną, bo dziécię w rannych lat porze,
Czém troski życia wiedziéć nie może.
Późniéj, gdy drobna, wątła istota,
Na świat spogląda radosnym wzrokiem,
Często jéj życie jutrzenka złota
Zćmi się bolesnym strapienia mrokiem.
W dom kędy brzmiała piosnka wesoła
Zawita niemoc z ciężką chorobą,
Lub wśród cichego zjawi się sioła,
Nędza, głód straszny wiodąca z sobą;
Płaczą dziateczki, lecz ten płacz dziatek
To serc ich czułych święty zadatek.
Bywają czasem na Bożym świecie,
Tak piękne czyny, tak wzniosłe sprawy,
Że patrząc na nie szlachetne dziécię,
Wzrok swój do nieba podnosi łzawy,
I mimowolnie bez wiedzy, chęci,
Silniéj uderzy serce dziécięce,
Łza mu się czysta w oczach zakręci,
Dając hołd cnocie w nieméj podzięce;
Płaczcie dziateczki, bo takie łezki,
To jasne krople rosy niebieskiéj!
Trafia się nieraz, że kto zawini,
Zapomni Ojca, Matki przestrogi:
On w pierwszéj chwili nie wié co czyni,
Nie zna jak w błędne wstępuje drogi;
[412]
Późniéj go własna wina przestrasza,
Podnosi zwolna źrenicę łzawą,
Ojca i Matkę czule przeprasza,
Chcąc błąd stanowczą zmazać poprawą:
Płacz ten, to przyszłéj pracy otucha,
Gdyż łzę co tryska wyradza skrucha.
Ale są takie kapryśne dzieci,
Co wciąż swe lica zlewają łzami:
Płaczą, gdy chwilka zabaw przeleci,
Gdy trzeba w szkole siąść nad książkami,
Gdy obiad nie w smak, słodyczy mało,
Gdy wstać trza z rana, usypiać nocą,
A jeźli do łez przyczyn nie stało,
Płaczą — choć same nie wiedzą o co;
O! takie łezki, wierzajcie dziatki,
To wstyd dla Ojca, boleść dla Matki!