Muł, co wierzchowcem służył u prałata, Pysznił się ciągle ze swej parenteli, Będąc krewnym po kądzieli Turka bachmata;
Choć takie pokrewieństwo tyle właśnie znaczy Co dziesiąty kołek w płocie. Dzień w dzień rozprawiał o swej matce, Klaczy, O jej piękności i cnocie,
Sławił rączość i spryt rzadki, Zkąd pochodzi, Kto ją rodzi Z dziada, ojca, babki, matki, I zliczywszy szereg długi Przodków swojej rodzicielki, Mniemał, iż przez jej zasługi Jest piękny, mądry i wielki. Aż w końcu karę chełpliwość odniosła. Gdy się zestarzał, pani Klaczy syna Wzięto do młyna:
Wtedy sobie przypomniał swego ojca, Osła.
Jeśli w nieszczęścia powodzi Głupcom rozwidni się w głowie, To prawdę mówi przysłowie, Że złe na dobre wychodzi.