Nędznicy/Część piąta/Księga pierwsza/VI
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Nędznicy |
Wydawca | Księgarnia S. Bukowieckiego |
Data wyd. | 1900 |
Druk | W. Dunin |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Tłumacz | anonimowy |
Tytuł orygin. | Les Misérables |
Źródło | Skany na Commons |
Inne | Cała powieść |
Indeks stron |
Wszczęły się narady między obleganymi. Strzały armatnie znów się rozpoczną, kartaczowanie za kwadrans zburzy barykadę. Koniecznie trzeba zobojętnić strzały.
Enjolras wydał rozkaz:
— Założyć otwory materacami.
— Nie mamy — rzekł Combeferre. Ranni na nich leżą.
Jan Valjean, siedząc z boku na barjerze w rogu szynkowni, trzymał między kolanami karabin i nie brał dotychczas żadnego udziału w wypadkach. Nie zwracał uwagi na to, że dokoła niego mówiono: Ten karabin próżnuje.
Na rozkaz Enjolrasa powstał.
Przypominamy, że gdy tłum wpadł na ulicę Konopną, jakaś stara kobieta, przewidując kule, wywiesiła materac przed oknem. Okno było na poddaszu domu, o sześciu piętrach, stojącego nieco na zewnątrz barykady. Materac wspierał się spodem o dwie tyczki, a wierzchem przywiązany był do ram okna dwoma sznurkami. Zdaleka sznurki te rysowały się na niebie, cienkie jak włosy.
— Może mi kto pożyczyć dubeltówki nabitej? — rzekł Jan Valjean.
Enjolras podał mu swoją.
Jan Valjean zmierzył do poddasza i strzelił.
Jeden sznurek materaca został przecięty.
Materac wisiał już tylko na drugim.
Jan Valjean strzelił powtórnie. Drugi sznurek uderzył o szyby poddasza. Materac zsunął się miedzy tyczkami i spadł na ulicę.
Wszyscy zawołali:
— Mamy materac.
— Tak — rzekł Combeferre — ale kto po niego pójdzie?
W istocie materac padł na barykadę, między obleganymi i oblegającymi. Śmierć sierżanta artylerji do wściekłości doprowadziła wojsko; żołnierze od kilku minut, położywszy się krzyżem za wałem, ułożonym z bruku, nim odezwała się armata, strzelali z karabinów na barykadę. Powstańcy nie odpowiadali na te strzały, oszczędzając amunicji. Strzały żołnierzy rozbijały się o barykadę, ale na ulicy straszliwie świstały kule.
Jan Valjean przemknął z barykady na ulicę, przeszedł przez nawałnicę kul, podniósł materac, włożył go na plecy i wrócił do barykady.
Sam zatkał przekop materacem, przyłożywszy w ten sposób do muru, że altylerzyści widzieć go nie mogli.
To uczyniwszy, barykada czekała na strzał kartaczowy.
Niebawem nastąpił.
Armata z rykiem wyrzuciła ładunek kartaczy. Kule nie odbiły się od muru, uwięzły w materacu. Otrzymano skutek przewidziany. Barykada raz jeszcze ocalała.