Nędznicy/Część piąta/Księga pierwsza/XII

<<< Dane tekstu >>>
Autor Victor Hugo
Tytuł Nędznicy
Wydawca Księgarnia S. Bukowieckiego
Data wyd. 1900
Druk W. Dunin
Miejsce wyd. Warszawa
Tłumacz anonimowy
Tytuł orygin. Les Misérables
Źródło Skany na Commons
Inne Cała powieść
Pobierz jako: EPUB  • PDF  • MOBI 
Indeks stron
XII.
Mortuus pater filium moriturum expectat.

Marjusz wyskoczył za barykadę. Combeferre pobiegł za nim. Ale było zapóżno. Gavroche nie żył. Combeferre zabrał koszyk z ładunkami; Marjusz przyniósł Gavrocha.
Niestety! myślał, co ojciec uczynił dla jego ojca, to on oddaje synowi; ale Thenardier przyniósł jego ojca żyjącego, on przynosił umarłego syna.
Gdy Marjusz wrócił do reduty z Gavrochem na ręku, miał jak chłopiec twarz krwią zalaną.
W chwili gdy schylał się by podnieść Gavrocha, kula drasnęła go w czaszkę, a nie spostrzegł tego wcale.
Courfeyrac odwiązał z szyi chustkę i obandażował głowę Marjusza.
Złożono Gavrocha na stole obok Mabeufa i obydwa ciała okryto czarnym szalem, który starczył na starca i dziecię.
Combeferre rozdał ładunki z przyniesionego koszyka.
Dostało się każdemu po piętnaście, strzałów.
Jan Valjean siedział ciągle nieruchomy na barjerze. Gdy Combeferre podawał mu piętnaście ładunków, wstrząsnął głową na znak odmowy.
— A to dziwny excentryk — rzekł Combeferre do ucha Enjolrasa. Znajduje sposób nie bić się na barykadzie.
— Co mu nie przeszkadza jej bronić — odpowiedział Enjolras.
— Oryginał — wtrącił Combeferre.
A Courfeyrac dodał:
— To inny gatunek z rodzaju ojca Mabeuf.
Rzecz godna wzmianki, że kule padające na barykadę, prawie nie zakłócały spokojności wewnątrz. Kto nie zna wojen tego rodzaju, nie może wyobrazić sobie osobliwszych tych chwil spokoju wśród konwulsji. Reduta ulicy Konopnej zdawała się bardzo spokojna wewnątrz. Przebyto już wszelkie możliwe przemiany. Położenie krytyczne stało się groźnem, groźne prawdopodobnie stanie się rozpaczliwem.
Combeferre, przepasany fartuchem, bandażował rannych; Bossuet i Feuilly robili ładunki z prochu, który Gavroche zabrał poległemu kapralowi. Bossuet mówił: Wkrótce wsiądziem do dyliżansu i odjedziem na drugą planetę. Courfeyrac porządkował wnętrze barykady. Jan Valjean milczący, patrzył na przeciwną ścianę. Jakiś robotnik włożył na głowę szeroki kapelusz słomiany matki Hucheloup, żeby, jak mówił, nie opalić się na słońcu. Przyjaciele Dyni gawędzili wesoło prowincjonalnym językiem. Joly oglądał swój język w zwierciadle wdowy Hucheloup. Niektórzy, znalazłszy w szufladzie suche skórki spleśniałego chleba, zjadali je chciwie. Marjusz niespokojny, co mu powie ojciec.







Tekst jest własnością publiczną (public domain). Szczegóły licencji na stronach autora: Victor Hugo i tłumacza: anonimowy.