[157]Na cmętarzach Poryckich.
Wojsko stało w czworobok na ściernistym łanie
Był ranek mglisty — chmurny — a w blizkiéj oddali
Leżał Poryck — — Kozacy pomknęli się wdali,
Dali ognia i znikli we mglistym tumanie —
Wojsko poczęło ścieśniać hufców kwadratami
Miasteczko, co szturmować miało tego rana,
Zwolna się podsuwają, trzema kolumnami,
Czwarta tył zamykała, dla rezerwy dana —
Dowódcy oblatują konno swoje szyki,
Zapał wezbrany ledwie niewybuchnie w krzyki,
Coraz bliżej miasteczko — dochodzą — poznali,
Że Moskwa uszła z miasta — więc w miasto młódź wali!
Bez języka, bez chleba, spragniona spoczynku,
Ledwie w kozły broń złoży i legnie na rynku,
Alarm — wrzawa Moskale tuż! na miasto idą,
Wojsko broń chwyta — z miasta co siły wybiega,
By wroga spotkać w polu, nim w ulice przyjdą,
Lecz w polu już się sześć set Moskali rozlega
A oddział z dwóch stron innych, miasta napadnięty
Odgryzał się rozdzielon, jak orzeł zadraśnięty
[158]
Co dwoma skrzydły bije — w podwójnego wroga!
Moskwa stanęła w dali — niepewność czy trwoga,
Czy chęć, by z garstki żywa niezostała noga,
Wstrzymała ją pod lasem. Więc kompania Żuawów
Na dwa cmętarze wbiegła w siłach rozdzielonych.
A było ich piędziesiąt — i odosobnionych
Od oddziału — co w dali, strzelał już z za stawów —
Stanęli na Cmętarzach, przeciw rozjuszonych,
A był to dzień Zaduszny, i każdy swą duszę
Pewien końca — polecał Bogu, w zawierzusze
Co deszczem zalewała panewki u broni
I wichrów tumanami pędziła po błoni...
Tu sześciuset Moskali kwadratem ścieśnionym,
Poczęli iść pod Cmętarz — krokiem podwojonym —
Rów był tuż przy parkanie — i niewielkie wały,
(Jak gdyby ich anioły tam dla nas sypały,)
Przez parkan za wał! słowa komendy zabrzmiały,
I skacząc przez parkany, oddział już za wałem
Stal oko w oko Moskwie — co stanęła całym
Ruchem swego korpusu pięciuset kroków było —
Dobrze — że niewiedzieli — z jaką myśmy siłą —
I w Przyckim kościele dzwony zajęczały,
A z cmętarzy na Moskwę — padły pierwsze strzały —
Moskwa odpowiedziała, kule zagwizdały
I znowu mgła opadła, Listopadowa szara,
Celnie strzelała, pod wał rozsypana wiara,
Moskale podsuwali się — ale ich strzały
Górowały i tylko nad głowy gwizdały
W tém dali hufiec błysnął! pomoc! Boga chwała!
To oddział Sieńkiewicza... i ogień rotowy
Rozpoczął się — niedługo Moskwa wytrzymała,
W sześciuset się przed trzystu ku lasom cofała,
Aż znikła, skryta mgłami pożółkłéj dąbrowy...
I po chwili niesiono towarzyszy ciała!
To Boleski! wśród reszty druchów napadnięty,
Nadzy — zsiekani — matka — by ich niepoznała
Oto ludzie! patrz Boże! na krzyżu rozpięty!...
(1864, w dzień Zaduszny.)