Na greckiej fali/IX
<<< Dane tekstu >>> | |
Autor | |
Tytuł | Na greckiej fali |
Wydawca | Gebethner i Wolff |
Data wyd. | 1906 |
Miejsce wyd. | Warszawa |
Źródło | skany na commons |
Inne | Cały tekst |
Indeks stron |
Jedno mnie jeszcze przypomnienie goni.
Była noc. Gwiazdy. Księżyc. Wkoło cisza.
Dłoń swą pieściwą w mej złożywszy dłoni,
Przed kolumnami świątyni Jowisza
Stałaś, zadumy pełna i zachwytu,
I zapatrzenia w siebie, i — błękitu.
Korynckich kolumn marmurowe trzony
Strzelają w górę, jak włoskie topole.
Księżyc nad niemi rozwiesił welony
Srebrne i w światła zatopił je kole.
One, oblane tą promieni falą,
Z cicha, jak szereg białych widm, się żalą.
I dziwne skarga ta wrażenie czyni.
Serce nam boleść przejmuje i trwoga
Na jęk ten cichy kolumn bez świątyni,
Płacz opuszczonych ołtarzów — bez boga,
Który, przybytki swe rzuciwszy skrycie,
Skamieniał z bólu na Olimpu szczycie.
Stoimy. Księżyc patrzy na nas zgóry
I zwolna, zwolna dusze nam rozmarza.
Odżyły ciemne Akropolu mury,
Srebrzy się w dali rzymskiego cesarza
Łuk tryumfalny, a w parku zieleni
Na Grecyi wrogów Byron znów się pieni.
Od dni najpierwszych mej chmurnej młodości
Czciłem cię, wielki poeto Albionu,
Samotny piewco dumy i wolności,
Duchu szlachetny i smutny do skonu!
A choć niejedna życia światłość zgasła,
Płoną mi dotąd, jak gwiazdy, twe hasła.
Więc w tę miesięczną noc na greckiej ziemi
Przed twym posągiem, wykutym w marmurze,
Staję i rzucam rękoma drżącemi
Do stóp twych dzikie Akropolu róże.
Duch mój, zbłąkany, jak ptak, w życia matni,
Składa ci dzisiaj może hołd ostatni.
Lecz jeszcze jeden cień wielki i święty
Przeleciał cicho w gwiazd i tęcz koronie.
W oczach mu płoną natchnienia dyamenty,
I cały, niby duch światłości, płonie.
Z Hellady właśnie na północ daleką
Wraca, wpatrzony w wielkie trumny wieko.
Tyżeś to, krain fantastycznych panie,
Królu melodyi, barw, tęcz i promieni!
Wędrujesz cicho po gwiaździstym łanie,
Co w brylantowych blaskach skrzy się, mieni,
I — zda się — słyszę w podniebnym przestworze
Twą nieśmiertelną pieśń: „Smutno mi, Boże!“
Twą nieśmiertelną skargę-pieśń znów słyszę,
Która z mych oczu zawsze łzy wyciska.
Ach! I mnie odejść czas w tę srebrną ciszę,
I mnie otwiera się mogiła blizka...
Najgłębsze struny duszy pieśń potrąca.
Z oczu się stacza znowu łza gorąca...